Żyjemy w czasach sporej swobody intelektualnej, moralnej, obyczajowej, a jednocześnie w okresie silnego relatywizmu, wynikającego nie tyle z tolerancji religijnej (wyznaniowej), kulturowej, obyczajowej, ile przede wszystkim z ignorancji i upraszczania wielu zagadnień, do których się odwołujemy bądź o których się wypowiadamy. Wymusza to na nas konieczność nazwania na nowo rzeczy i pojęć, w taki sposób, by oddawały one otaczającą nas rzeczywistość, tj. taką, jaka ona jest, a nie jak my ją widzimy. Ma to też istotne znaczenie nie tylko w odniesieniu do tego relatywizmu kulturowego i obyczajowego, ale przede wszystkim w kontekście obecnego już od lat w wielu środowiskach chrześcijańskich programowego wręcz antyintelektualizmu, by nie powiedzieć doktrynalnego obskurantyzmu, który najczęściej skierowany jest przeciwko tzw. świeckiej kulturze i wszelkiej wiedzy pochodzącej z opracowań popularnonaukowych dotyczących Boga, historii Kościoła, teologii biblijnej bądź też kierunków filozofii zajmującej się kondycją psychofizyczną, egzystencjalną i moralną ludzi, nie mówiąc już o niechęci do sztuki, teatru, filmu lub czytania literatury pięknej. Innymi słowy tego wszystkiego, co jest wytworem pozakościelnym i wyznaniowym określonego środowiska. Nawiasem mówiąc, zastanawiająca jest ta niechęć niektórych wspólnot chrześcijańskich do „kultury świeckiej”, a jednocześnie tworzenie przez nie „kultury chrześcijańskiej” w ramach wyznaniowego życia religijnego, równoległej do tej, która już istnieje w tzw. świecie chrześcijańskim (tzn. w świecie, w którym wszyscy są „chrześcijanami”), a z której można by przecież bez żadnego uszczerbku dla swej wiary w kontekście estetycznym, moralnym jak i duchowo-edukacyjnym skorzystać. Bo w czym dla ludzi wierzących są gorsze profesjonalne przedstawienia w „świątyni Dionizosa” bądź literatura piękna podejmująca się opisu życia człowieka w kontekście moralnego i ideowego jej przesłania (Tyt. 1:12-14) od piśmiennictwa wyznaniowego lub misteryjnych przedstawień katolickich i spektakli muzyczno-teatralnych „ewangeliczno-zielonoświątkowych chrześcijan”?
Dla każdego średnio rozgarniętego człowieka niezależnie od wyznania jest faktem oczywistym, że zarówno w kontekście duchowo-ideowym, jak i artystycznym lepiej jest przeczytać wartościową powieść i iść na przedstawienie sceniczne do teatru niż do jakiegokolwiek Kościoła, a to dlatego, że w Kościele raczej nigdy nie wystawią „Pani Dulskiej” Zapolskiej, „Szewców” Witkacego, „Świętoszka” Moliera, „Historii” lub „Ferdydurke” Gombrowicza, „Bram raju” lub „Ciemności kryją ziemię” Andrzejewskiego czy „Judasza z Kariothu” lub „Niespodzianki” Rostworowskiego. A szkoda, może wówczas zarówno „ewangeliczne”, jak i pozostałe chrześcijaństwo byłoby bardziej refleksyjne, przy tym głębsze moralnie i bardziej intelektualnie odporne na różnego rodzaju religijne sensacje i opowieści z zaświatów dotyczące „życia po życiu” czy wizyt współczesnych „proroków” w piekle lub niebie, nie mówiąc już o rozmaitych spotkaniach trzeciego stopnia z Chrystusem, Piotrem czy Maryją. Odporne też na liczne niezwykłe świadectwa o przejawach mocy Bożej i cudownych uzdrowieniach doświadczanych przez ludzi w Afryce lub Azji. Przykładów takich świadectw nie brak w literaturze wyznaniowej mającej głównie na celu wyciśnięcie z czytelnika łez, a nie nauczenie go czegoś – no może poza zrobieniem z niego w ciągu trzech dni „proroka”.
Stan tego obyczajowego i pojęciowego relatywizmu oraz wspomniany powyżej programowy antyintelektualizm w niektórych środowiskach chrześcijańskich prowadzą nie tylko do wyobcowania się intelektualnego jednostki bądź grupy ze środowiska społeczno-politycznego i kulturalnego, w którym żyje, ale również pośrednio do zmiany biblijnego paradygmatu fundamentalnych prawd wiary. Po pierwsze na skutek utraty przez nią korespondencji pojęciowej z kulturowym otoczeniem, w jakim określone prawdy wiary zostały wyartykułowane i zapisane w Pismach świętych. Po drugie w wyniku niedostrzegania zachodzących zmian odnośnie do tych pierwotnych prawd wiary, które zostały zaniechane i jakby na nowo ukształtowane w procesie i w kontekście rozwoju historycznego religii chrześcijańskiej.
By zatem uzupełnić i poszerzyć zakres lektury dla ludzi poszukujących wartości etycznych i biblijnych prawd wiary w nieco szerszym kontekście, prezentujemy poniżej pozycje książkowe niezwiązane bezpośrednio z jakimś określonym wyznaniem. Znajdują się tu książki z zakresu literatury pięknej, historii, filozofii i teologii biblijnej. Lektura literatury pięknej jest niezbędna nie tylko do uchwycenia kodu kulturowego i zrozumienia otaczającego nas świata, ale również do poznania samego siebie. Historyczna pozwoli nam uniknąć błędów, które popełnili nasi poprzednicy, pomoże też zrozumieć rozmaite procesy społeczno-polityczne i religijne, które miały, mogą mieć i dzisiaj mają wpływ na zmianę biblijnych prawd wiary. Przy tym znajomość faktów historycznych umożliwi nam ustosunkowanie i odnalezienie się w teraźniejszości wśród procesów społeczno-politycznych dotyczących religii chrześcijańskiej, a także dokonanych przez naszych współwyznawców bądź przodków nadużyć oraz zbrodni.
Tym bardziej, że obecnie historykom opierającym się na analizie źródeł pierwotnego chrześcijaństwa i zgłębianiu rozmaitych jego nurtów inspirowanych przez lekturę Pisma świętego, a także dzięki rozwojowi biblistyki, coraz trudniej jest też dokonać rozróżnienia między prawowiernością a „błędną nauką”. Dotyczy to nie tylko pierwszych wieków, gdzie w tworzącym się Kościele były silne elementy charyzmatyczne (oparte na kerygmacie, który był elementem arbitralnym w rozstrzyganiu sporów dotyczących prawd wiary), ale i rozmaitych nurtów w okresie późniejszym, które akcentowały jedność między zasadami zawartymi w Biblii a sposobem postępowania ludzi w odróżnieniu od otaczającej ich rzeczywistości.
Niektóre pozycje filozoficzne mogą pomóc nam zapoznać się i zrozumieć bardziej skomplikowane zagadnienia egzystencjalne, tj. dotyczące sensu naszego istnienia. Teologia biblijna natomiast jako współczesna ponadwyznaniowa nauka zajmująca się badaniem Biblii w zakresie krytyki jej tekstu, języka, kontekstów historycznych, w jakich powstała, pozwala nam ustalić i lepiej zrozumieć pojmowanie Boga i etyki przez jej autorów. Tym samym pozycje książkowe będące efektem pracy biblistów dla wszystkich ludzi opierających swoją wiarę na objawieniu wypływającym przede wszystkim z Pisma świętego mogą być intelektualnym i teologicznym zabezpieczeniem na tle rozmaitych poglądów, niekiedy tak niemerytorycznych, że jakakolwiek polemika bądź ideowo-duchowa i moralna korespondencja z nimi jest wręcz niemożliwa w oparciu o treści Pisma świętego.
Zaprezentowane książki mogą poszerzyć i uzupełnić naszą wiedzę odnośnie do życia człowieka, historii Kościoła, jego doktryny i myśli teologiczno-filozoficznej wypływającej z lektury Pisma świętego. Nie zastąpią one oczywiście codziennej lektury Biblii ani objawienia pochodzącego od Ducha Świętego, ani też pokory niezbędnej do właściwego odczytywania Pism. Mogą natomiast ustrzec od fałszywych pojęć na płaszczyźnie intelektualnej. Mogą też pomóc zweryfikować nam osobiste przekonania, które wcale nie muszą wypływać z treści Pisma świętego i prowadzenia Ducha, a jedynie z subiektywnych odczuć i doświadczeń w kontekście przesądów religijnych wyniesionych z domu i środowiska społeczno-religijnego, które nas ukształtowało ideowo i moralnie.
Polecane przez nas książki zgrupowane zostały w następujące działy:
1. Biblia i komentarze
2. Teologia
3. Historia chrześcijaństwa
4. Podstawy chrześcijaństwa i życie codzienne
5. Filozofia i etyka
6. Literatura piękna
7. Teksty źródłowe
Biblia i komentarze
Teologia
Roy B. Zuck, Teologia Biblijna Starego/Nowego Testamentu
Tytułem wprowadzenia kilka podstawowych informacji w odniesieniu do zagadnienia i pojęcia samej teologii.
Ogólnie rzecz ujmując, jest ona niczym innym jak po prostu nauką o Bogu. W szerszym zaś nieco znaczeniu jest dyscypliną wiedzy posługującą się metodami filozoficznymi w celu wyjaśniania świata w jego relacji do Boga. Stanowi zatem metodyczne studium prawd religijnych bądź objawionych przez Boga w Pismach świętych. Mówiąc jeszcze inaczej, jest wiarą szukającą zrozumienia. Teologia biblijna natomiast, jak sama nazwa wskazuje, jest nauką o Bogu, tj. o Nim samym i Jego woli względem nas oraz wobec otaczającego nas świata, formułowaną przede wszystkim w oparciu o bezpośrednią analizę i egzegezę tekstów biblijnych. Dzieli się ją na systematyczną, historyczną i biblijną. Teologia systematyczna porządkuje zawarte w Biblii treści i główne jej pojęcia, takie jak: Bóg, człowiek, stworzenie, grzech, zbawienie, świat itp., co pozwala na wyjaśnienie i zdefiniowanie tych zagadnień. Wiele ksiąg Biblii podaje informacje na temat Boga czy aniołów. Żadna jednak z tych ksiąg nie podaje wszystkich informacji na ten temat. Toteż zadaniem teologii systematycznej jest zbieranie wszystkich tych informacji zawartych w Biblii na temat Boga czy aniołów i ich usystematyzowanie w określone kategorie. Natomiast teologia historyczna bada i prezentuje historię wniosków związanych z systematyzowaniem tych pojęć biblijnych. Innymi słowy, teologia historyczna jest nauką o interpretacji Pisma świętego i formułowania doktryn przez Kościół w przeszłości. Zaś teologia biblijna stara się wywnioskować, co jest główną treścią biblijnego tekstu. Mówiąc inaczej, teologia biblijna stara się ująć treść prawd objawionych w Biblii w sposób syntetyczny. Zajmujący się nią bibliści wykorzystują do tego celu badania z dziedziny krytyki literackiej ksiąg biblijnych, historii ich redagowania, jak i historyczny kontekst ich powstania. Korzystają też z badań filologicznych, zajmujących się znaczeniem określonych słów, ich pochodzeniem i rozwojem znaczeniowym. Opierając się zatem na danych naukowych, stosując przy tym bezpośrednią egzegezę tekstów biblijnych przy uwzględnieniu jedności całej Biblii, ukazują nie tylko etapy rozwoju idei teologicznych w historii zbawienia, tj. postępujący rozwój objawienia Bożego, ale i układają go w jedną całość teologiczną jako biblijne prawdy wiary przekazane w natchnieniu Ducha Bożego ludziom zarówno w historii Izraela, jak i pierwotnego Kościoła. Teologia biblijna jako nauka o Biblii i jej treści jest ponadwyznaniową kontynuacją myśli reformatorów, których celem było wyzwolenie się od kościelnej tradycji na rzecz biblijności wiary chrześcijańskiej.
Teologia biblijna Starego Testamentu i Teologia biblijna Nowego Testamentu pod redakcją Roya B. Zucka to wspólne dzieło biblistów z Dallas Theological Seminary. Autorzy opracowania ukazują historię zbawienia w panoramiczny, a jednocześnie bardzo przystępny i precyzyjny sposób. W oparciu o egzegezę tekstu Pisma świętego definiują istotę Przymierza z Noem i Abrahamem, z Izraelem na Synaju, z Dawidem, a także istotę Nowego Przymierza w Chrystusie. Na podstawie poszczególnych ksiąg określają teologiczne kwestie, takie jak: kim jest Bóg, sędzia, król, kapłan, prorok, a w konsekwencji Mesjasz, kim są aniołowie, czym jest prawo, Boży gniew, sąd, człowiek, uwzględniając przy tym najnowsze badania biblistów i historyków ludów Wschodu. Autorzy unikają zbędnych i trudnych zawiłości naukowych i teologicznych. To przystępne studium Starego i Nowego Testamentu nie tylko uzmysławia czytelnikowi fundamentalne merytorycznie uzasadnione prawdy teologii biblijnej, ale i ukazuje jej treść w kontekście całej Biblii. Książka zatem jest bardzo dobrym nabytkiem bądź prezentem dla ludzi czytających Biblię jako Słowo Boże i zamiłowanych w jej treści. To niezbędny podręcznik dla nauczycieli zborowych seminariów biblijnych i usługujących Słowem Bożym.
Hugolin Langkammer, Teologia/Etyka Nowego Testamentu
Teologia Nowego Testamentu – dwa tomy:
–Tom I: Ewangelie, Dzieje Apostolskie, Listy Katolickie, Apokalipsa;
–Tom II: Paweł — Listy do Hebrajczyków.
Etyka Nowego Testamentu – jeden tom.
Obie te pozycje są godne uwagi. Autor – katolicki biblista – w bardzo rzeczowy i przystępny sposób przedstawia biblijne prawdy wiary dotyczące istoty zbawienia, osoby Chrystusa jako oczekiwanego Mesjasza, istoty Królestwa Bożego, Kościoła, powołania, Słowa Bożego jako czynnika kształtującego zbawienie w Chrystusie czy zasad etyki chrześcijańskiej opartej na treści Dekalogu i Kazania na Górze. Jednym słowem, nie ma zagadnienia dotyczącego wykładni biblijnej prawdy wiary, do którego autor by się nie odniósł. Dodatkowym atutem Teologii Nowego Testamentu oraz Etyki Nowego Testamentu jest merytorycznie przeprowadzona egzegeza ksiąg Nowego Testamentu, będąca uzasadnieniem dla podejmowanych przez autora tematów, jak i literacko-historyczna ich krytyka. Nawet mimo sporadycznych, merytorycznie nieuzasadnionych odniesień wyznaniowych, zdarzających się w tego typu opracowaniach katolickich (ale nie tylko) biblistów, książki te jako wykład teologii biblijnych zasad wiary i etyki chrześcijańskiej, opracowanej w oparciu o solidny warsztat biblisty, mają duże znaczenie ideowe i merytoryczne. Bo też osoby opierające swoją wiarę o tekst biblijny mogą dostrzec, że bibliści, zajmujący się teologią biblijną naukowo, niezależnie od swojego wyznania i mimo nieuniknionych niekiedy nadużyć w kontekście wyznaniowym, są jednak jako bibliści przede wszystkim synami Biblii, a nie swego historycznie uwarunkowanego wyznania czy tradycji. Innymi słowy, jeśli ktoś odwołuje się w sprawcach wykładu prawd wiary do Biblii, to nie może ich odczytywać i interpretować wbrew ich literalnemu zapisowi, narażając się na zarzut braku zgodności swojego wykładu z tekstem biblijnym.
Wilfrid J. Harrington, Teologia Biblijna
Tematem książki jest przede wszystkim przedstawienie metody i zakresu teologii biblijnej oraz jej roli jako fundamentu dla wszelkiej teologii wypowiadającej się w sprawach wiary chrześcijańskiej. Autor ukazuje znaczenie i owoc pracy katolickich i protestanckich biblistów nad treścią Biblii, głównie z kręgów anglo- i niemieckojęzycznych. Robi to jako biblista katolicki w kontekście ustaleń Soboru Watykańskiego II, na którym to teolodzy katoliccy określili Pismo święte jako „fundament”, a badania nad Pismem świętym jako „duszę” teologii w ogóle. Tym samym autor wnioskuje we wstępie do swojej pracy, że „teologia systematyczna powinna opierać się na fundamencie teologii biblijnej i być przez nią naświetlana”. Harrington, nawet jeśli robi to w kontekście uznawania żywej tradycji pod kierownictwem urzędu nauczycielskiego Kościoła, to jednak precyzyjnie określa rolę teologii biblijnej w stosunku do teologii dogmatycznej, która jest wykładnią obecnej nauki i wiary ze strony Kościoła i która, jak to wyraził, „musi przysłuchiwać się z najwyższą uwagą bezpośredniemu i ostatecznemu źródłu chrześcijańskiego objawienia; musi odczytywać Pismo święte i słuchać go”. Zatem treść tej pracy jest bardzo istotna dla ludzi wierzących w Boga, którzy swoją wiarę opierają i budują o to właśnie źródło chrześcijańskiego objawienia. Jest ona świadectwem poszukiwania przez wielu teologów rożnych wyznań treści swojej wiary u jej źródeł. Książka jest przydatna i pożyteczna w swej treści dla osób interesujących się teologią biblijną i jej rolą w nieco szerszym zakresie niż tylko w kontekście prywatnego studium Biblii. Jednak osoby pełniące funkcje prezbiterów, diakonów, biskupów (w biblijnym tego słowa znaczeniu lub jak kto woli pastorów) powinny zapoznać się z jej treścią.
Bruce Milne, Poznaj Prawdę. Kompendium teologii chrześcijańskiej
Bardzo dobra pozycja pozwalająca uważnemu czytelnikowi zapoznać się z panoramą idei chrześcijańskich czerpanych z Biblii. Autor to protestancki teolog i biblista, profesor teologii biblijnej i historycznej w Spurgeon’s College i wykładowca Uniwersytetu Londyńskiego. Niemal z encyklopedyczną precyzją przedstawia zarys podstawowych chrześcijańskich prawd wiary, omawia naukę o nadrzędnym autorytecie w sprawach doktryny, naukę o Bogu, o objawieniu powszechnym i szczegółowym, o ludzkości i grzechu, o osobie i dziele Chrystusa, o osobie i dziele Ducha Świętego, o Kościele, jego roli i ustroju oraz o rzeczach ostatecznych. W treści omawianych zagadnień sygnalizuje też wpływ idei filozoficznych i teologicznych w kontekście historycznego rozwoju doktryn kościelnych, ukazuje kontrowersje interpretacyjne na tle biblijnym. Praca opatrzona jest w wykaz literatury polskiej i obcej umożliwiającej czytelnikowi dalsze studium.
Reinhold Ulonska, Dary Ducha Świętego. Teoria i praktyka
Autor jest znaną postacią w środowiskach ewangeliczno-zielonoświątkowych w Polsce i w Europie. W swojej książce podejmuje się przybliżenia biblijnie wierzącym ludziom tematu chrztu w Duchu Świętym i darów Ducha Świętego. Jest to jedna z nielicznych pozycji tego typu warta uwagi obok polecanej przez nas poniżej pracy Gary’ego Kinnamana Pytania które zadajesz. W odróżnieniu od niego Ulonska nie zatrzymuje się nad historią czy tradycją doświadczania przeżycia chrztu (zanurzenia się) w Duchu Świętym, napełnienia Duchem Świętym bądź też darów duchowych przez kościół poapostolski, tj. antyczny, średniowieczny czy nowożytny. Autor od razu przechodzi do rzeczy, dokonując w tym temacie analizy i egzegezy tekstów nowotestamentowych. W sposób przystępny przedstawia biblijnie uzasadnioną argumentację o konieczności doświadczenia chrztu w Duchu Świętym, jak i posiadania darów duchowych. Wyjaśnia w oparciu o tekst biblijny ich znaczenie i funkcje oraz jak należy w praktyce z nich korzystać. Opisuje każdy z nich osobno. Nie sposób jednak przy tak ważnym temacie nie odnieść się do, niezamierzonych ze strony autora, drobnych nadużyć, widocznych szczególne w opisie takich darów jak proroctwo czy dar rozróżniana duchów bądź dar tłumaczenia innych języków. Nie miejsce i czas, by je tu teraz wyjaśniać. Zasygnalizujemy tylko, że w wielu pracach tego typu ich autorom ucieka fakt, że dary, jak sama nazwa wskazuje, są duchowe i ich manifestacja odbywa się za pośrednictwem ducha osoby je posiadającej. Innymi słowy, posiadający np. dar proroctwa bądź dar tłumaczenia innych języków nie jest w stanie cenzurować poselstwa, poza oczywiście objawieniem jakiejś prawdy w wizji (widzeniu na jawie) czy w audycji (usłyszenia głosu). Mówiąc inaczej, w myśl nauczania św. Pawła, duchy proroków poddane są prorokom, więc prorok może powstrzymać się od prorokowania, tj. nie musi koniecznie prorokować, ale nie może, jeśli już prorokuje, intelektualnie tego proroctwa kontrolować, bo gdy zacznie je już wypowiadać w natchnieniu swoim duchem, to sam dopiero słyszy, co jego duch z natchnienia Ducha Świętego mówi przez niego do Zboru. Niemniej jednak, biorąc pod uwagę zupełny brak nauczania i zrozumienia we wspólnotach ewangelicznych i zielonoświątkowych, zatem wśród ludzi odrodzonych duchowo, istoty działania Ducha Świętego i Jego też darów, książka jest ważnym i cennym wykładem w tym temacie, obok wspomnianej już pracy Pytania które zadajesz czy niewspominanej przez nas książki Johna L. Sherrilla Oni mówią innymi językami. Jej lektura może zatem nie tylko wnieść sporo światła w temacie darów Ducha, ale też powstrzymać wielu nieodpowiedzialnych ludzi przed nadużyciami i niebiblijnymi praktykami i poglądami na ten temat.
Gary D. Kinnaman, Pytania, które zadajesz
Tytuł książki oddaje jej zawartość. Autor w krótkich tematycznych rozdziałach stara się odpowiedzieć na najczęściej stawiane przez wielu odrodzonych duchowo chrześcijan pytania dotyczące chrztu w Duchu, darów Ducha, jak i ich manifestacji we wspólnocie kościelnej. W odróżnieniu od polecanej przez nas powyżej książki Reinholda Ulonski Dary Ducha Świętego. Teoria i praktyka Kinnaman w swojej pracy zajmuje się nie tylko samymi zagadnieniami chrztu w Duchu Świętym czy darów Ducha, ale na tle biblijnego nauczania zarysowuje też ich doświadczanie przez ludzi Kościoła w historii chrześcijaństwa. Jednym słowem, dziełko w miarę kompleksowe w swej treści, merytorycznie zasadne i dojrzale prezentujące istotę nauczania apostolskiego w kwestii roli Ducha Świętego i przejawów Jego mocy w Kościele. Pozycja jest wręcz niezbędnym uzupełnieniem do książki Ulonski. Obaj autorzy, nawet jeśli nie są w niektórych aspektach dotyczących darów duchowych zbyt precyzyjni w wyniku braku praktyki, to jednak dokonując analizy tekstów biblijnych, wiedzą, o czym piszą. Biorąc pod uwagę powszechną ignorancję i kompletny brak zrozumienia, by nie powiedzieć, obskurantyzm wobec tego tematu, wiedza zgromadzona w tych książkach jest wręcz niezbędna, by w ogóle wypowiadać się w kwestii chrztu w Duchu Świętym i Jego darów w Kościele.
Spis treści:
1. Czy dzisiaj cuda są możliwe?
2. Starotestamentowe korzenie Pięćdziesiątnicy
3. Cel chrztu
4. Czy należy dążyć do chrztu?
5. Co to jest glossolalia?
6. Znak potwierdzający chrzest
7. Czy mówienie językami jest dostępne dla wszystkich?
8. Dlaczego mamy mówić językami?
9. Mówienie językami a emocjonalizm
10. Mówienie językami nie pochodzi od szatana
11. Podziały wywołane przez mówienie językami
12. Czy charyzmatycy koncentrują się na przeżyciach?
13. Dary Ducha w historii Kościoła
14. Trwałość posługi apostolskiej
15. Zwiastowanie-Słowa i proroctwo
16. Uwielbianie charyzmatyczne pełne czci czy hałasu?
17. Czy uzdrawianie jest Bożą wolą?
18. Dlaczego Bóg nie zawsze uzdrawia?
19. Wewnętrzne uzdrowienie
20. Teologia sukcesu w perspektywie
21. Wspólny grunt
Historia chrześcijaństwa
Karen Armstrong, Historia Boga
Historia Boga Karen Armstrong jest niezbędną lekturą dla osób chcących zapoznać się choć w zarysie z rozwojem idei Boga, jak i tych, które o Bogu i wierze w Niego myślą poważnie, tj. w sposób racjonalny oraz uzasadniony źródłowo w kontekście socjologicznym, antropologicznym, religioznawczym, metafizycznym i biblijnym, nie mówiąc już o świadomości kosztów duchowo-egzystencjalnych, które wiara w ujęciu biblijnym za sobą pociąga. Tym bardziej jest to istotne, iż takie stwierdzenie jak „Nie wierzę w Boga” miało w różnych okresach historii inne znaczenie niż dzisiaj. Tak zwani ateiści bądź ludzie niechętni religii odrzucali zawsze jakąś określoną koncepcję Boga, jaką reprezentowały współczesne im religie i systemy teologiczne. Ksenofanes z Kolofonu czy Parmenides z Elei i inni myśliciele starożytnej Grecji porzucali tradycyjną mitologię, tj. bogów Homera i Hezjoda. To właśnie Ksenofanes jest autorem słynnej uwagi, że gdyby woły, konie lub lwy umiały rysować, przedstawiałyby swoich bogów w postaciach wolich, końskich lub lwich. Czy zatem „Bóg”, którego nie uznawali w przeszłości i nie uznają obecnie rozmaici ateiści i myśliciele, to ten sam „Bóg”, którego istnienie podważali Ksenofanes, Franciszek z Asyżu, Wolter, Karol Marks, Fryderyk Nietzsche, Ludwig Feuerbach, Bertrand Russell, Richard Dawkins i inni? Czy jest to może Bóg ludzi, Bóg filozofów, mistyków, osiemnastowiecznych deistów, czy też jest to Bóg patriarchów i proroków? To są pytania, które warto sobie zadać i zatrzymać się nad nimi. Pamiętając przy tym, iż współcześnie nasz świecki ideał etyczny przemawia do określonych sfer serc i umysłów, dając nam możność odnalezienia wiary przez nadanie najwyższego znaczenia ludzkiemu życiu, co w przeszłości zapewniały przynajmniej w sferze idei i przykazań tradycyjne religie. Musimy być zatem świadomi tego faktu, iż humanizm sam w sobie jest we współczesnym świecie swoistą religią bez Boga, bo przecież nie wszystkie religie są teistyczne. Biorąc to wszystko pod uwagę, książka Karen Armstrong nie jest historią niewyrażalnej rzeczywistości samego Boga, który jest ponadczasowy i nie podlega zmianom; jej przedmiotem jest przede wszystkim sposób postrzegania Boga przez ludzi od czasów Abrahama po dzień dzisiejszy. Idea Boga ma zatem swoją historię, gdyż w różnych okresach znaczyła coś innego dla różnych grup wyznawców. Mamy tego rozliczne przykłady nie tylko w odniesieniu do religii Homera, Hezjoda i innych wierzeń, historii wyznania mojżeszowego i islamu, ale i chrześcijaństwa, w którym istnieje wiele rozmaitych koncepcji Boga, a w konsekwencji i postaw (społecznych, politycznych i moralnych) niekiedy bardzo odległych od siebie, by nie powiedzieć, że wręcz sprzecznych i dzielących chrześcijan między sobą.
Toteż śledząc proces rozwoju tej religii trudno nie zgodzić się, z wieloma obserwatorami tego procesu, iż jest bardzo wątpliwe by jakaś grupa ludzi wierzących w Jezusa z Nazaretu, takich jak pierwsi Jego uczniowie, tj. Piotr, Jan i Paweł, chciała bądź nawet próbowała ukształtować tak wielką formację społeczno-religijną jak antyczny i współczesny Kościół rzymskokatolicki czy prawosławny albo szesnastowieczny Kościół protestancki. Tak jak trudno też przyjąć, że nad ewolucją tych wszystkich instytucjonalnych, zdogmatyzowanych, sformalizowanych i zhierarchizowanych form Kościoła w przeszłości i tych wielorakich denominacji i form kultu chrześcijańskiego we współczesnym świecie czuwał bądź czuwa Duch Święty. Zbyt dużo bowiem poważnych różnic jest pomiędzy nimi, nie mówiąc już niekiedy o daleko idących odstępstwach od pierwotnych treści tej religii zawartych w jej tekstach źródłowych, tj. Biblii, jak też wielu nadużyć i nieprawości, jakich dopuszczali się i dopuszczają jej wyznawcy czy przywódcy: papieże, biskupi, pastorzy, sobory, synody i episkopaty. Nie tylko przecież wyznawcy różnych odłamów religii chrześcijańskiej mordowali się nawzajem poprzez setki lat, ale również „chrześcijanie” należący do tego samego Kościoła czy wyznania w sensie ideowo-teologicznym i instytucjonalno-hierarchicznym. Zawsze jednak, zarówno w starożytnej, średniowiecznej, jak i nowożytnej historii chrześcijaństwa, byli tacy ludzie, którzy nie zgadzali się z procesem instytucjonalizacji, hierarchizacji czy formalizacji i dogmatyzacji biblijnych prawd wiary – nawołujący przy tym do reformy i powrotu do pierwotnych form i ideałów – jak Piotr Waldo, Jan Wiklif, Jan Hus czy choćby bardziej nam współcześni, jak Soren Kierkegaard. Ten ostatni w ramach zinstytucjonalizowanego już luteranizmu zauważał, jak i jego poprzednicy w odniesieniu do rzymskokatolickiego wyznania, że tzw. „świat chrześcijański”, w którym „wszyscy są chrześcijanami” lub są nimi od dziecka, zniósł istotę chrześcijaństwa. Bo w takim świecie, w którym „wszyscy są chrześcijanami”, nauczanie Chrystusa jest łagodzone, a niekiedy wręcz pomijane, by nie gorszyć tych, którzy nie są zdolni przyjąć jego teologicznej i moralnej treści, a jeśli nawet w kościołach głosi się niekiedy poprawną naukę Chrystusa, to i tak nikt nie traktuje jej poważnie i nie usiłuje jej wcielić w swoje życie, nie mówiąc już o byciu jako chrześcijanin w duchu i w prawdzie. Toteż w świecie, w którym „wszyscy są chrześcijanami”, myśl o Bogu dla ludzi nie różni się od myśli o rzeczach doczesnych, występują one jakby na tym samym poziomie ważności. Byli też podczas II Wojny Światowej i tacy jak biskup George Bell (1883-1958), twierdzący, że „Kościół przestaje być Kościołem, jeśli zapomina, że jego członków należących do jednego narodu łączy braterstwo z członkami należącymi do wszystkich narodów”; jednak mimo to z ambon padały niekiedy barwne słowa niemieszczące się w optyce etyki ewangelicznej. „To Bóg wezwał nas na tę wojnę” – ogłosił wielebny Randolph H. McKim w swoim waszyngtońskim kościele podczas pierwszej wojny światowej. Inny pastor i profesor teologii, Henry B. Wright, zapewniał żołnierzy, którzy dostawali torsji podczas ćwiczeń w walce na bagnety, że „widział Jezusa, jak spogląda na lufę karabinu i wbija bagnet w ciało wroga”.
Ignorowanie tych zasygnalizowanych zjawisk i wynikających z nich dwuznaczności ideowych oraz moralnych w życiu Kościoła i społeczeństwa powoduje nie tylko szkody etyczne, ideowo-społeczne, ale i egzystencjalne w wymiarze światopoglądowym, ponieważ fałszuje rzeczywisty obraz nie tylko Boga oraz chrześcijaństwa, ale i świata, który jest przede wszystkim światem ludzi, nie zaś Boga. Powoduje tym samym bunt człowieka i jego ateizację wobec nierozróżnienia tych mechanizmów i zjawisk. Bo też koncepcja Boga stworzona przez grupę ludzi jednego pokolenia bądź określonego środowiska kulturowego i politycznego czy wyznania może być pozbawiona wszelkiej wartości dla tych, którzy mają odwagę myśleć, zatem oceniać i pytać. Wiara i niewiara w takiego Boga okazuje się z tej perspektywy jedynie pewną funkcją lub jedną z wielu refleksji ludzi, pewnym wymiarem ludzkich przeżyć, ludzkiej egzystencji – ludzkich tęsknot, trwóg, niechęci i wyobrażeń, a nie doświadczenia Boga w znaczeniu transcendentnym, tj. w niewyrażalnej Jego rzeczywistości jako samego Boga, który jest ponadczasowy i nie podlega zmianom i poznaniu w takim znaczeniu jak przedstawia go określona religia. Taki Bóg ma zatem swoją własną historię i nie jest to Historia Zbawienia zainicjowana przez i pochodząca od Boga. Taki Bóg pojawia się i znika, przebiera się w rozmaite historyczne kostiumy i liturgiczne maski.
Innymi słowy, książka pozwala zapoznać się z rozwojem myśli teologicznej, procesem historyczno-ideowym trzech monoteistycznych religii świata judaizmu, chrześcijaństwa i islamu na przestrzeni ich historii, jak i z refleksją wielkich tego świata na ten temat, obejmując przy tym poglądy rozmaitych filozofów, mistyków i reformatorów.
Karen Armstrong, urodziła się w roku 1945 w Wildmoor koło Birmingham. W wieku siedemnastu lat podjęła decyzję o służbie Bogu i wstąpiła do katolickiego klasztoru; opuściła go w 1969 roku. Po ukończeniu Oxford University prowadziła przez kilka lat wykłady z literatury współczesnej. W 1981 roku ukazała się jej autobiograficzna książka Przez wąską furtkę, relacjonująca jej życie jako zakonnicy. Wkrótce Armstrong osiągnęła pozycję jednego z najbardziej cenionych i popularnych brytyjskich ekspertów od spraw religii; wydała kolejne książki. Opublikowana w 1993 roku Historia Boga stała się międzynarodowym bestsellerem. Krytycy uznali dzieło za najważniejszą książkę na temat religii ostatnich kilkunastu lat.
John N.D. Kelly, Początki doktryny chrześcijańskiej
Ważna pozycja dla osób chcących zapoznać się choć w zarysie z rozwojem teologii Kościoła na tle twórczości patrystycznej. Obejmuje twórczość literacką takich postaci jak Klemens Rzymski, Ignacy, Polikarp, Arystydes, Justyn, Tertulian, Cyryl Aleksandryjski, Grzegorz z Nazjanzu, Augustyn i wielu innych tzw. apologetów i Ojców Apostolskich. Autor ukazuje w oparciu o ich pisma rozwój myśli teologicznej w odniesieniu do zagadnień Tradycji, Pisma świętego, Trójcy, człowieka i jego odkupienia, chrystologii, Kościoła, Ciała mistycznego, nauki o sakramentach, rozwoju kultu Maryi i świętych. W tekście książki znajduje się mnóstwo cytatów starożytnych Ojców i teologów, jak i odniesienia do ich myśli teologicznej. Autor w sposób bardzo rzetelny, błyskotliwy i interesujący ukazuje, jak kształtowała się doktryna chrześcijańska na przestrzeni wieków. Wszystko to sprawia, że ambitny i uważny czytelnik interesujący się rozwojem chrześcijańskiej doktryny może zapoznać się zarówno z procesem kształtowania się i definiowania dogmatów chrześcijańskich, jak i z teologią patrystyczną w sposób wprawdzie pośredni, jednak miarodajny i reprezentatywny.
Ewa Wipszycka, Kościół w świecie późnego antyku
Ewa Wipszycka jest znanym historykiem starożytności, autorką lub współautorką wielu podręczników i książek. Zaletą jej pisarstwa jest nie tylko merytoryczny charakter i krytyczne podejście do przedmiotu, jakim się zajmuje, ale i rzeczowa analiza jego źródeł. Kościół w świecie późnego antyku jest pozycją, w której autorka dokonuje rzeczowego przeglądu najważniejszych zagadnień dotyczących życia duchowego, organizacyjnego, społecznego i doktrynalno-moralnego Kościoła antycznego w okresie od III do V wieku. Tematem książki jest postępujący rozwój wspólnot chrześcijańskich od pierwotnie charyzmatycznej gminy religijnej do wspólnoty bardziej zhierarchizowanej i zinstytucjonalizowanej, rola ówczesnych pasterzy Kościoła, tj. formułującego się kleru, duchowieństwa, ich predyspozycje intelektualne i moralne oraz ich zakres kompetencji, znaczenie metropolii kościelnych, takich jak Jerozolima, Antiochia, Aleksandria, Kartagina, Rzym i Konstantynopol, prześladowania uczniów Chrystusa, ich przyczyny i zasięg, rozwój liczebny chrześcijan i rola przemocy w chrystianizacji imperium, znaczenie i postawa cesarzy rzymskich wobec Kościoła, kontrowersje i spory doktrynalne, stosunek Kościoła do kobiet, małżeństwa i roli w nim seksu, zmiany w pojmowaniu świętości na przestrzeni wieków, a także rozwój kultu świętych. Prezentując te wszystkie zagadnienia, jak i rozwój oraz formowanie się określonych idei, doktryn czy postaw moralnych i społecznych chrześcijaństwa poapostolskiego, autorka przedstawia obfity materiał źródłowy mówiący bezpośrednio o poglądach ludzi Kościoła tego okresu, którzy wywarli istotny wpływ na formy organizacyjne, liturgiczne i praktyki pobożności chrześcijańskiej w okresie Kościoła już w swej istocie zhierarchizowanego i zinstytucjonalizowanego, jaki znamy i dzisiaj. Przy tym Wipszycka w sposób rzeczowy i niezwykle błyskotliwy zapoznaje czytelnika z kulisami badań historycznych. Ukazuje w nich kontrowersje interpretacji źródeł, tj. o co i dlaczego spierają się historycy w ich odczytywaniu i jakie też padają argumenty. Dodatkowo na końcu książki zostały umieszczone tablice chronologiczne porządkujące i zestawiające wydarzenia polityczne z historią ówczesnego Kościoła oraz piśmiennictwem religijnym i filozoficznym.
Książka Ewy Wipszyckiej nie tylko zapoznaje czytelnika z obszernym materiałem źródłowym, w oparciu o który przedstawia najbardziej istotne kontrowersje ideowe w rozwoju doktryny chrześcijańskiej w okresie późnego antyku, brzemienne również w skutkach i dla nas współczesnych, ale poprzez te swoje uwagi dotyczące kontrowersji interpretacji źródeł i w tym kontekście sporów historycznych uczy też merytorycznego myślenia. Lektura niezbędna nie tylko dla osób chcących poznać proces kształtowania się poglądów znacznie odbiegających od treści nauczania apostolskiego, ale i dla tych wszystkich, którzy chcą zrozumieć źródła pobożności wielu współczesnych chrześcijan (nie tylko przecież katolików), do których to form pobożności trudno jest znaleźć potwierdzenie w tekście Pisma świętego.
Jan W. Kowalski, Chrześcijaństwo
Historia chrześcijaństwa w pracy Kowalskiego została podzielona na trzy okresy: wieki I–X, XI–XV oraz XV–XX. Autor opracowując każdy z nich, opisuje ważne i istotne zagadnienia z życia Kościoła nie tylko w wymiarze rozwoju idei religijnych, ale i społeczno-politycznym, ukazując przy tym, jak z upływem czasu pojawiały się nowe dogmaty i w jaki też sposób rozmaite procesy historyczne doprowadziły do chrześcijaństwo do postaci, jaką znamy obecnie. Zaletą tej pracy jest uwypuklenie i analiza ideowa ważnych dla rozwoju dogmatycznego i ustrojowego Kościoła okresów i wydarzeń, takich jak: rozbrat między synagogą a chrześcijaństwem, który ostatecznie nastąpił w latach 120–150 n.e., przełom konstantyński, schyłek cesarstwa zachodniego, chrystianizacja Europy, renesans karoliński, reforma gregoriańska, dominium mundi (panowanie nad światem), rozwój w XII wieku rozmaitych ruchów społeczno-religijnych, nawołujących do oczyszczenia skażonej ich zadaniem przez duchowieństwo doktryny ewangelicznej – a w reakcji m.in. na te ruchy kształtowanie się i formułowanie zasad prawa kościelnego, teologii i kultu – czy wreszcie takich zagadnień jak reformacja i triumfalizm katolicki oraz stosunek Kościoła do przemian społecznych, ideowych i politycznych zachodzących w XIX i XX wieku.
Pozycja godna uwagi, nie tylko w kontekście pisania historii Kościoła z perspektywy materialistycznej, ale i dlatego, że w jej treści można zapoznać się z wieloma zjawiskami o charakterze społeczno-politycznym, religijnym i reformacyjnym w łonie samego Kościoła, na przestrzeni całej jego historii, procesami zatem pozwalającymi współczesnemu czytelnikowi zrozumieć złożoność chrześcijaństwa jako religii ukształtowanej wprawdzie na bazie pierwotnych idei Jezusa z Nazaretu i pism nowotestamentowych, ale niestety ideowo bardzo im odległych. Nie mówiąc już o tym, że lektura tej książki pozwala zapoznać się z historią Europy, której historia Kościoła była i jest ideowym rdzeniem.
Autor, polski benedyktyn, po II wojnie światowej wykładał liturgikę na Uniwersytecie Jagiellońskim, był też zaangażowany w odnowę biblijną i liturgiczną. Po opuszczeniu zakonu pracował jako ksiądz, następnie opuścił stan kapłański, w latach 60. został pracownikiem Urzędu ds. Wyznań. Znany religioznawca, autor wielu popularnych prac o chrześcijaństwie pisanych z perspektywy materialistycznej.
Gabriela Wąs, Kaspar von Schwenckfeld. Myśl i działalność do 1534 roku
Bardzo dobra pozycja, która przedstawia twórczość i działalność jednego z najwybitniejszych myślicieli religijnych współczesnych Marcinowi Lutrowi – Kaspara von Schwenckfelda. Głosił on całkowitą wolność wyznania, tolerancję religijną i rozdział Kościoła od państwa. Zarzucił Lutrowi tworzenie „nowego papizmu [katolicyzmu]”, bo też w przeciwieństwie do niego uważał, że Kościół nie może stać się częścią aparatu państwowego, co naraziło go na prześladowanie zarówno ze strony katolików, jak i protestantów. Schwenckfeld dostrzegał w łonie instytucjonalizującego się luteranizmu różnice między formalnym uczestnictwem w Kościele, do którego przynależność wiązała się z zewnętrzną formą obrzędu i praktyk religijnych, nie zaś z wewnętrznym doświadczeniem duchowym, które w jego przekonaniu powinno być podstawą przynależności do „prawdziwie chrześcijańskiego Kościoła” rozumianego jako mistyczne Ciało Chrystusa. Zgadzał się z Lutrem, że Kościół tworzą „prawdziwi chrześcijanie”, którzy są „kongregacją świętych” ukrytą w „pozornym ciele Kościoła” i którzy „przynależą do (…) Kościoła bez względu na to, gdzie się znajdują” (s. 173). Twierdził jednak, że nie wszyscy należący formalnie do Kościoła są członkami mistycznego Ciała Chrystusa, w sensie przynależności duchowej wyrażonej w etycznej postawie będącej efektem nawrócenia i doświadczenia „światła wewnętrznego” (s. 178–80). Postrzegał zatem chrześcijaństwo jako poszukiwanie osobistego kontaktu człowieka z Bogiem bez względu na czasy, w jakich żyje, i instytucje, które go otaczają. Nie mogąc żyć i działać na rodzimym Śląsku z powodu prześladowań, zaczął podróżować jako wędrowny kaznodzieja, zwolenników najczęściej znajdując wśród szlachty i bogatych mieszczan. Zgromadzali się oni w domach prywatnych, tworząc nieformalne grupy wyznawców Chrystusa. Tyle tytułem wstępu o osobie, która jest przedmiotem tej książki.
Autorka w sposób bardzo rzetelny przedstawia myśl tego reformatora, jak i jego działalność na dworze księcia legnicko-brzesko-wrocławskiego na Śląsku. Analizując jego poglądy religijne i stosunek do współczesnych mu przedstawicieli reformacji: luteran, anabaptystów i spirytualistów, korzysta z jego tekstów źródłowych, pism i listów. Ukazuje go jako reformatora głęboko wnikającego w istotę prawd wiary chrześcijańskiej (takich jak chrzest wodny w wieku dorosłym, sens i znaczenie pamiątki ostatniej wieczerzy czy zagadnienie nowego życia za sprawą wiary w Chrystusa), jako myśliciela, dla którego „istniała (…) jedność między zasadami teologicznymi, tj. ich zgodnością z Pismem, a sposobem postępowania ludzi, którym taka czysta nauka jest głoszona. Był przekonany, że jeśli głosi się prawdziwe słowo Boże, to Bóg zsyła wiarę, która staje się przyczyną odrodzenia wewnętrznego, a nieodłącznym jego następstwem (…) są dobre uczynki, czyli miłość bliźniego” (s. 125).
Książka znakomita, bardzo pomocna dla poznania i zrozumienia istoty, złożoności i wielopostaciowości myśli reformacyjnej. Autorka ukazuje w kontekście luterańskiej i kalwińskiej myśli reformacyjnej, tzw. pierwszej reformacji, myśl reformacji alternatywnej, nazywanej w literaturze przedmiotu niezbyt trafnie „drugą reformacją”.
Działalność i myśl religijna Kaspara von Schwenckfelda i wielu mu podobnych, żyjących na przestrzeni historii chrześcijaństwa, jest niezaprzeczalnym świadectwem prawdy, że ludzie czytający i czerpiący chrześcijańskie prawdy wiary z Biblii nie są ludźmi swojej epoki, a ludźmi Ewangelii.
William R. Estep, Anabaptyści
Obok polecanej powyżej pracy Gabrieli Wąs Kaspar von Schwenckfeld. Myśl i działalność do 1534 roku, książka Williama R. Estepa to perełka na naszym rynku wydawniczym, podejmująca temat historii myśli nurtu reformacyjno-przebudzeniowego, usiłującego przywrócić pierwotne formy i idee nowotestamentowego chrześcijaństwa. Był to ruch wielopostaciowy, złożony ideowo i organizacyjnie, rozwijający się dynamicznie na fali reformacji w XVI wieku, równolegle do idei Lutra, Zwingliego i Kalwina. Anabaptyzm (z gr. anabaptizein – powtórnie chrzcić/zanurzać) ogólnie rzecz ujmując rozwijał się w trzech głównych kierunkach: anabaptyzmu liberalnego, zbliżonego do nurtu spirytualistycznego (z łac. spiritus – tchnienie, duch), anabaptyzmu pokojowego (ewangelicznego), a także związanego z przemocą anabaptyzmu apokaliptycznego, kojarzonego z uduchowionymi entuzjastami, Tomaszem Müntzerem (prorocy zwikauscy) oraz miastem Münster i wojną chłopską w Niemczech. Na skutek tej swojej wielopostaciowości, jak też niedostrzegania złożoności tego ruchu, był on i jest nadal utożsamiany przez wielu badaczy przede wszystkim z ostatnim z wymienionych nurtów. Przyczyną tego stanu rzeczy było i jest uprzedzenie wielu badaczy katolickich i protestanckich do anabaptyzmu w ogóle. Wynikało ono z niezrozumienia zarówno przez współczesnych temu ruchowi obserwatorów, jak i późniejszych uczonych jego fundamentalnych idei, przysłanianych przez nadużycia, jakie w tym ruchu się pojawiły. Dlatego na tle głównych nurtów i wyznań reformacji oraz całego ruchu anabaptystycznego nie dostrzegano wielu wartościowych idei, które miały charakter ewangeliczny. Nie interesowano się też duchowymi przywódcami anabaptystów, takimi jak Konrad Grebel, Feliks Manz, Georg Blaurock, Baltazar Hubmaier, Melchior Hofmann, Pilgram Marpek czy Menno Simons. Innymi słowy, anabaptyzm jako nurt reformacyjny był przez lata w historiografii przedmiotu spychany na margines, by nie powiedzieć, że oceniany negatywnie i tym samym zwalczany oraz potępiany.
Autor podejmuje się zatem zasygnalizowania niektórych idei i zjawisk z historii tego ruchu, powstałego i rozwijającego się przede wszystkim w opozycji do postawy i teologii Zwingliego, a w konsekwencji także do pozostałych dwóch wielkich reformatorów Kościoła zachodniego – Lutra i Kalwina. Zasygnalizowania, bo też opisanie historii i myśli teologicznej w sposób pełny ze wszystkimi jej aspektami i subtelnościami, zwłaszcza w przypadku takich ruchów jak anabaptyzm i jemu podobne, jest praktycznie niemożliwe. Wynika to z ograniczonego dostępu do źródeł pisanych. Po pierwsze na skutek zupełnego ich braku lub niewielkiej ilości. Po drugie te, które są dostępne, w znacznej części mają charakter pism ulotnych i na ogół są fragmentaryczne lub też pisane były przez przeciwników ideowych, często nierozumiejących twierdzeń swoich adwersarzy. W przypadku zaś szesnastowiecznych anabaptystów jest to jeszcze bardziej utrudnione poprzez fakt ich nieustannego prześladowania nie tylko przez Kościół rzymskokatolicki, ale i zwolenników Lutra, Zwingliego i Kalwina. Byli oni nieustannie wypędzani, torturowani, paleni i topieni żywcem, a średnia życia poszczególnych ich przywódców duchowych od momentu powołania na urząd prezbitera, kaznodziei czy pastora do chwili zatrzymania przez ówczesne władze nie przekraczała trzech lat.
Dodatkowym utrudnieniem gromadzenia źródeł jest też fakt, że wspólnoty tego typu jak szesnastowieczni anabaptyści i analogiczne do nich gminy współczesne nam, mają na ogół charakter efemeryczny, w tym znaczeniu, że wiara w tych środowiskach jest doświadczeniem osobistym określonej osoby poprzez nawrócenie się i nie może być dziedziczona, jak ma to miejsce w nurtach chrześcijaństwa mającego wypracowane przez tradycję cechy kultury katolickiej, prawosławnej czy protestanckiej – tam właśnie wiarę, na skutek przekazywania jej treści poprzez określone zwyczaje, obrzędy, postawy czy formy pobożności, raczej się dziedziczy niż jej doświadcza. Mówiąc inaczej, istnienie takich wspólnot jest ściśle związane z doświadczaniem duchowo-egzystencjalnego przełomu poszczególnych osób i z ich też aktywnością duchową w ramach tworzącej się z ich inicjatywy gminy wyznaniowej, zrzeszającej ludzi o podobnym doświadczeniu duchowo-religijnym, jak i przede wszystkim z aktywnością ich charyzmatycznych przywódców pełniących wobec wspólnoty analogiczną funkcję do tej, jaką w starożytnym Izraelu pełnili sędziowie lub prorocy. Nawet jeśli zdarzy się, że określona gmina przetrwa organizacyjnie na skutek przyrostu naturalnego i przekazywania z ojca na syna wyznawanych prawd wiary, nie zaś na zasadzie ideowo-duchowego doboru, to jej charakter jakby siłą rzeczy niewiele będzie już miał wspólnego z pierwotnymi ideami jej założycieli. Bo też istotą tych wspólnot było i jest zrzeszanie ludzi nawróconych, określanych w Nowym Testamencie i w literaturze przedmiotu jako odrodzeni z wody i Ducha, przez kąpiel Słowa, tj. na skutek przyjęcia przez nich treści Pisma świętego jako Słowa Bożego. Wyrazem tej nowotestamentowej wiary był i jest chrzest wodny udzielony tylko osobie dojrzałej, która doświadczyła przełomu duchowego, tj. nawrócenia się. Jak wynika z zachowanych dokumentów, dla szesnastowiecznych anabaptystów, podobnie jak dla wielu nam współczesnych wspólnot ideowo do nich nawiązujących, chrzest nie był sakramentem w znaczeniu tradycyjnym, lecz przede wszystkim symbolem posłusznego uczniostwa i powinien być stosowany „wobec tego, który został nawrócony przez Słowo Boże, doznał zmiany swego serca i odtąd pragnie chodzić w nowości życia” (s. 205). Tym samym dla anabaptystów jasne było, „że chrzest nie oznacza niczego innego poza umieraniem starego człowieka i przyobleczeniem się w nowego i że Chrystus nakazał chrzcić tych, którzy byli nauczani” (tamże). Stąd według takich przywódców jak Grebel „chrzest niemowląt jest bezsensowną, bluźnierczą obrzydliwością, sprzeczną z całym Pismem Świętym” (s. 204). Chrzest w myśli anabaptystów nie był niezbędny do zbawienia, z drugiej jednak strony był on istotny dla Kościoła, jak twierdził Hubmaier: „Gdzie nie ma chrztu w wodzie, tam nie ma Kościoła, nie ma brata, nie ma siostry, nie ma braterskiej dyscypliny, wyłączenia czy ponownego przyjęcia. Mówię tu o widzialnym kościele, o którym mówi Chrystus (Mat. 18), gdyż musi być jakiś zewnętrzny znak świadectwa, przy pomocy którego bracia i siostry rozpoznają się nawzajem, bo wiara pozostaje tylko w sercu. Przyjmując chrzest kandydat publicznie oświadcza, że (…) poddaje się swoim braciom i siostrom (…), to znaczy Kościołowi” (s. 100, zob. też s. 212).
Chrzest zatem w przekonaniu wielu anabaptystów był znakiem zobowiązującym do uczniostwa, symbolem przywiązania do Chrystusa i poddania się wspólnocie wierzących w Kościele. Tym samym chrzest niemowląt, jak twierdzili, był i jest niczym innym, jak „pokazywaniem znaku gospody, w której nie ma wina” (s. 101). Przy tym jak twierdzili anabaptyści w odróżnieniu od sobie współczesnych katolików i nie tylko: „Jedynie wiara czyni nas świętymi przed Bogiem” (s. 94), nie zaś chrzest lub inne praktyki religijne. Bo też to tylko „wiara jest uznaniem Bożego miłosierdzia, które zostało nam ukazane w postaci Jednorodzonego Syna (…). Wiara taka nie może pozostawać bierna, lecz musi zwracać się do Boga w dziękczynieniu, a do ludzi w różnego rodzaju słowach braterskiej miłości. Stąd wszystkie próżne akty religijne, jak świece, gałązki palmowe i święta woda, powinny być odrzucone. Tylko te uczynki są dobre, które Bóg nam nakazał i tylko te są złe, które nam zakazał czynić. Stąd odpadają takie jak ryby, mięso, kaptury i tonsury. Msza nie jest ofiarą, lecz pamiątką śmierci Chrystusa. Dlatego nie jest ofiarą za zmarłych ani za żywych. Stąd odpadają cotygodniowe, comiesięczne i coroczne msze za zmarłych. W czasie każdego sprawowania tej pamiątki należy zwiastować śmierć Pana w języku zrozumiałym dla słuchaczy. Stąd odpadają wszystkie prywatne msze” (tamże).
Poważnym utrudnieniem obok powyżej zasygnalizowanych problemów związanych z dostępem do dokumentów i niemożliwością opisania w oparciu o nie pełnej doktryny jest też fakt, że wspólnoty tego typu nie budują jakiegoś określonego i zamkniętego systemu teologiczno-dogmatycznego, który mógłby zamknąć usta tym spośród nich, którzy nauczają podczas liturgii Słowa w asyście Ducha i powołują się na tekst biblijny, co przez szesnastowiecznych anabaptystów zostało wyrażone w następujących słowach: „Tak jak każdy chrześcijanin sam ma uwierzyć i być ochrzczony, tak każdy człowiek sam powinien mierzyć wszystko Pismem Świętym i badać, czy jego pastor właściwie udziela chleba i wina w czasie Wieczerzy Pańskiej” (s. 94). Innymi słowy, Kościół rozumiany jako wspólnota wiernych zawsze znajduje się pod osądem Pisma, co jeden z czołowych anabaptystycznych przywódców duchowych wyraził w następujący sposób: „Gdybym nie wierzył ewangelii, nigdy nie wierzyłbym Kościołowi, ponieważ Kościół został zbudowany na ewangelii (…). Tak też mówi Chrystus: Ty jesteś Piotr i na tej skale (wierze, którą wyznajesz) Ja zbuduje mój Kościół (Mat. 16). Dlatego najpierw musimy poznać Słowo Boże, że Jezus jest Chrystusem, Synem żyjącego Boga. A wtedy na tym fundamencie możemy budować ze złota, srebra czy drogich kamieni – to znaczy wiary i jej wyznania. Po trzecie, Kościół jest oparty na tej naszej wierze i na jej wyznaniu, nie na naszej wierze w Kościół, lecz na zwiastowaniu Słowa Bożego, poznaniu kim jest Bóg, który stał się człowiekiem” (s. 218). Ten praktyczny stosunek do Pisma jako ostatecznego arbitra rozstrzygającego sprawy wiary i niezachwiana postawa anabaptystów mająca na celu odwrócenie się od wszystkiego, czego nie można było uzasadnić nauczaniem apostolskim czerpanym z Nowego Testamentu, a także bezkompromisowa realizacja przez nich wszystkiego, co dotyczyło życia wspólnoty i jednostki według Słowa Bożego, na tle wspólnot i wyznań chrześcijańskich powstałych na fali reformacji stawiały ich na gruncie idei mającej na celu powrót do wartości nowotestamentowego chrześcijaństwa, a nie tylko reformę Kościoła zachodniego wobec jego nadużyć i wypaczeń. Bo też w łonie reformacji żadna inna grupa tak poważnie nie traktowała zasady sola scriptura w sprawach nauczania i dyscypliny, jak czynili to anabaptyści nurtu ewangelicznego (pokojowego). Wszystko to jednak uniemożliwiało powstawanie dokumentów mających charakter jednoznacznych definicji teologiczno-dogmatycznych, a jeśli już redagowano artykuły wiary, do których autor książki się odwołuje, miały one charakter wykładu prawd wiary, egzegezy tekstu biblijnego, ale nie miały cech dogmatu w wymiarze absolutnym ani czegoś w rodzaju prawa kanonicznego stojącego ponad treścią Pisma świętego. Toteż zaletą pracy Williama R. Estepa jest nie tylko zebranie dostępnych źródeł i obfite sięganie do nich, ale próba wyodrębnienia z tego wielopostaciowego nurtu lekceważonych i zapomnianych idei najważniejszych przedstawicieli anabaptyzmu ewangelicznego. Byli to ludzie nie tylko rozumiejący istotę nauki apostolskiej, ale mający odwagę ją głosić i żyć według jej zasad w czasach, kiedy tacy ludzie jak Zwingli, Luter czy Kalwin, walcząc o treść Słowa Bożego, z niebiblijną tradycją oraz obrzędowością ówczesnego Kościoła zachodniego, prześladowali swoich ideowych przeciwników z nie mniejszym okrucieństwem niż krytykowany przez nich Kościół rzymskokatolicki, jak choćby Kalwin, który spalił Serweta na stosie za jego antytrynitaryzm. Książka dotyczy zatem nurtu reformacyjno-przebudzeniowego, którego duchowymi kontynuatorami (nie tyle w znaczeniu historycznym i organizacyjnym, ile ideowym) są niektóre współczesne wspólnoty usiłujące budować swoją tożsamość duchową, liturgiczną i organizacyjną w oparciu o tekst biblijny. Historia tego ruchu, jak i stosunek do niego mu współczesnych, jest nie tylko dowodem, że ludzie przez nieprawość tłumią prawdę, ale i tego, że prawda jest wieczna, niezmienna, zaś jej wyznawcy niezależnie od epoki, w jakiej im przyszło żyć, zawsze potrafili tak samo ją odczytać.
Marcel Simon, Cywilizacja wczesnego chrześcijaństwa
Autor, historyk religii i znawca tematu, opisuje pierwsze cztery wieki chrześcijaństwa, jego ewolucję, problemy ideowe i spory. Kreśli proces kształtowania i rozszerzania się idei nowej wiary, strukturę organizacyjną jej wyznawców, rozwój liturgii, doktryny, architektury sakralnej i postępujący wpływ jej treści na rozmaite dziedziny życia ówczesnych ludzi. Uwydatnia też rewolucyjny jak na owe czasy charakter chrześcijaństwa oraz rolę, jaką ono odegrało w przemianach kulturowych, politycznych i społecznych, zachodzących w okresie od I do IV wieku w Europie i w krajach basenu Morza Śródziemnego. Książka jest monografią historii chrześcijaństwa tego okresu. Zawiera obszerne informacje o życiu i posłannictwie Chrystusa, rozwoju gminy w Jerozolimie, działalności św. Pawła, organizacji pierwszych i późniejszych wspólnot chrześcijańskich. Autor ukazuje podobieństwa i różnice między ideami i obrzędami kultów misteryjnych świata grecko-rzymskiego a chrześcijaństwem, opisuje konflikt idei i nauczania Pawła z judaizmem i w tym kontekście rozmaite odłamy chrystianizmu, pochodzenie gnozy i jej rolę w łonie wspólnot chrześcijańskich, a także szkoły filozoficzne i stosunek do nich pierwszych i późniejszych pisarzy chrześcijańskich, takich jak Justyn, Tertulian, Klemens Aleksandryjski, Orygenes, Ambroży, Hieronim, Jan Chryzostom, ojcowie Kapadocji czy Augustyn. Wskazuje też na znaczenie i rolę kultu cesarzy, diaspory żydowskiej i systemu synagogi dla rozwoju chrześcijaństwa, polemikę intelektualną pogan z rozwijającym się liczebnie Kościołem, politykę religijną Konstantyna i jego duchową i polityczną spuściznę, zmianę wizerunku ideowego Chrystusa, konflikty chrystologiczne i organizacyjne, rozwój idei teologicznych, liturgii eucharystycznej, kultu męczenników, rolę i znaczenie pielgrzymki do miejsc świętych związanych z życiem Chrystusa, powstawanie i rozwój chrześcijańskiej twórczości plastycznej i architektury oraz powstanie i rozwój ruchu monastycznego w Egipcie. Przy tym wszystko opisuje w kontekście historii imperium i kultury Rzymu. Nie sposób tu zasygnalizować wszystkich zagadnień związanych z rozwojem duchowym, intelektualnym, kultowym i organizacyjnym Kościoła, do jakich autor w tej pracy się odnosi. Krótko mówiąc, książka ukazuje narodziny cywilizacji chrześcijańskiej, która jest nie tyle kontynuacją istoty pierwotnej idei religii uczniów Chrystusa, ile syntezą nakładania się na siebie w procesie historycznym treści pierwotnego chrześcijaństwa, tj. „impulsu Jezusa”, z kulturą świata antycznego, syntezą tworzącą zupełnie nową jakość cywilizacyjno-kulturową. Mówiąc inaczej, autor stawia w swojej pracy tezę, że współczesna kultura i cywilizacja zachodnia nie jest chrześcijaństwem, a jedynie wytworem czegoś, co zostało ukształtowane poprzez połączenie się dwóch śródziemnomorskich kultur: greckiej i rzymskiej, na których to kulturach odcisnęły swe silne piętno idee judeochrześcijańskie. Innymi słowy, mówiąc metaforycznie, nasz chrześcijański świat, jaki został zbudowany na gruzach imperium rzymskiego i pierwotnych idei chrześcijańskich, jest nieczystym, choć niewątpliwie romantycznym związkiem między Rzymem, Atenami i Jerozolimą. W książce jest sporo ilustracji, szkiców i map, na jej końcu, obok tablic chronologicznych, został umieszczony bardzo obszerny w swej treści słownik osób, nazw, terminów i pojęć. Cywilizacja wczesnego chrześcijaństwa, zwłaszcza w połączeniu z polecaną już przez nas książką Ewy Wipszyckiej Kościół w świecie późnego antyku, jest znakomitą lekturą, pozwalającą czytelnikowi zapoznać się z obszernym materiałem dotyczącym genezy chrześcijaństwa i jego ideowej oraz organizacyjnej ewolucji od I do IV wieku. Przy tym lektura tych prac jest doskonałym przygotowaniem do zapoznania się z treścią innych książek w temacie historii i historii chrześcijaństwa, polecanych przez nas w tej zakładce.
Paul Johnson, Historia chrześcijaństwa
Autor jest jednym ze znanych historyków brytyjskich. Pozycja bardzo dobra, dobrze się czyta, zawiera w swej treści niezbędne i istotne informacje z historii chrześcijaństwa, których brak w innych tego typu monografiach. Pisana jest z perspektywy obserwatora stosunku Kościoła i ludzi uważających się za uczniów Chrystusa do otaczającej ich rzeczywistości społeczno-politycznej, kulturalnej i moralnej. Innymi słowy, Paul Johnson, poczynając od I, a kończąc na XX wieku, dokonuje krytycznej analizy postaw ludzi Kościoła w kontekście nauki Mistrza wobec świata i jego zjawisk, takich jak ustrój społeczno-polityczny, rozum a wiara, wojna, czy wyzysk i bieda. Wychodzi przy tym z założenia, że „chrześcijaństwo, utożsamiając prawdę z wiarą, musi uczyć – i, właściwie pojęte, rzeczywiście uczy – że jakiekolwiek manipulowanie prawdą jest niemoralne. Chrześcijanin mający wiarę nie może bać się faktów; chrześcijański historyk, który wyznacza badaniom jakiekolwiek granice, uznaje granice wiary. I oczywiście niszczy także istotę swojej religii, którą jest postępujące objawienie prawdy”. W jego więc rozumieniu „chrześcijanin nawet w najmniejszym stopniu nie powinien być powstrzymywany od podążania za prawdą; w istocie jest on zobowiązany do jej szukania”. Zatem w tej historii nie ma złych katolików i dobrych protestantów czy na odwrót, nie ma w niej heretyków i sekciarzy, ale ludzie często nierozumiejący istoty swojej wiary, zatem ludzie będący synami swojej epoki, a nie ewangelii, bądź też ludzie święci, będący sumieniem zarówno dla swoich czasów, jak i dla nas, współczesnych.
Pasjonująca lektura. Dzięki niej czytelnik może lepiej zrozumieć współczesny sobie Kościół, jego ludzi i ich postawy, ale i siebie samego jako osobę żyjącą w tzw. cywilizacji chrześcijańskiej, tj. cywilizacji Zachodu. Może głębiej i szerzej wejrzeć w istotę nauczania Mistrza z Nazaretu, a tym samym istotę zbawienia, oraz w to, czym tak naprawdę jest chrześcijaństwo w swej istocie na tle tej cywilizacji. Mówiąc inaczej, lektura obowiązkowa, nie tylko dla inteligentnego, kulturalnego i uważającego się za wykształconego człowieka, ale dla każdego, kto wypowiada się na temat chrześcijaństwa w ogóle i dla kogo znajomość bądź poszukiwanie prawdy o chrześcijaństwie jest moralnym obowiązkiem, zatem dla prezbiterów, diakonów i biskupów (w biblijnym znaczeniu tego słowa) czy też pastorów.
Paul Johnson, Historia Żydów
Historia Żydów to historia niemal całego świata, bo też dzieje potomków Abrahama do czasów nam współczesnych liczą ponad cztery tysiące lat i w każdym zakątku naszej cywilizacji zaznaczyli oni swoją obecność. Stworzyli odrębną i swoistą kulturę, która mimo braku państwowości przez prawie dwa tysiące lat przetrwała do dziś, a sami Żydzi, pomimo tak tragicznego losu i ogromnych przeciwności, do dziś zachowali swą tożsamość. Autor kreśli ich historię w sposób bardzo przenikliwy, poszukując przy tym w ich dziejach odpowiedzi na pytania o sens i rolę Żydów w historii naszej cywilizacji. Cywilizacji, która chciała ich unicestwić, wymazać z pamięci tych, którzy byli przecież jej współtwórcami, którzy dali tej cywilizacji wielu wybitnych przedstawicieli, ludzi nauki, kultury i polityki, nie mówiąc już tu o religii: przecież zarówno Mesjasz Jezus z Nazaretu, jak i Maria, matka Jego, czy dwunastu apostołów – to Żydzi, do których spora część naszego globu się modli. Można by pokusić się w tym kontekście o stwierdzenie, że w chęci ich zagłady próbowaliśmy dokonać swego rodzaju ojcobójstwa na tych, którzy tyle do naszej cywilizacji wnieśli. Paul Johnson wprowadza czytelnika w ich historię poprzez ukazanie ich związku z ziemią Kanaan w kontekście pieczary Makpela, którą Abraham zakupił od mieszkańców tej krainy jako grobowiec dla zmarłej swojej żony Sary. Wypowiada się co do istoty ich religii i instytucji, urzędów oraz ustroju społeczno-politycznego w okresie patriarchalnym, wędrówki Izraela po półwyspie Synaj, podboju, sędziów i monarchii. Opisuje rolę proroków i ich znaczenie ideowe dla historii Żydów, niewolę babilońską, powrót z niej i odbudowę państwa podczas powstania Machabeuszy, czasy Heroda, rozwój judaizmu, Miszny i Talmudu, początki chrześcijańskiego antysemityzmu, znaczenie Majmonidesa, mistycyzm i kabałę żydowską, strukturę społeczną, instytucje religijne średniowiecza, wygnanie z Hiszpanii, pierwsze getta w Wenecji, pierwsze oskarżenia o używanie krwi i mord rytualny, rolę Szabataja Cwiego, Jakuba Franka, Barucha Spinozy czy Baal Szem Towa i chasydów, żydowską społeczność w Anglii i w Ameryce, zagadnienie asymilacji, jidysz jako alternatywę wobec hebrajskiego, carską politykę wobec Żydów, idee syjonizmu, sprawę Dreyfusa. Ukazuje pojawienie się świeckich intelektualistów oraz takie postacie i zagadnienia jak: Hess, Herzl, Heine i żydowska nienawiść do siebie, Marks i żydowski antysemityzm, Proust i początki wpływów intelektualistów, Einstein i duch racjonalizmu, Kafka i zbłąkane dusze, Żabotyński i żydowska samoobrona, Ben Gurion i socjalistyczny syjonizm, Róża Luksemburg, Trocki i nieżydowscy Żydzi, w końcu osadnictwo w Palestynie, „Protokoły Mędrców Syjonu” i konsekwencje żydowskiego bolszewizmu, Żydzi na Broadwayu i w Hollywood, Baruch i wielkie finanse, Holokaust, wojna o niepodległość, kampania synajska, wojna sześciodniowa, wojna Jom Kippur, definicja Żyda. Nie ma w zasadzie w pracy Johnsona osób i związanych z nimi określonych idei ważnych dla historii Żydów i świata, do których by się nie odniósł w sposób zwięzły, a jednocześnie bardzo rzetelny. Lektura niezbędna dla wszystkich uważających się za ludzi wykształconych, nie mówiąc już o tych wszystkich, którzy uważają się za chrześcijan.
Szczepan Włodarski, Władysław Tarowski, Kościoły chrześcijańskie
Książka bardzo przydatna dla osób chcących szybko i rzeczowo zapoznać się z określonym ruchem bądź którąś z form, jakie przybrało chrześcijaństwo w procesie swojego historycznego rozwoju. Autorzy opisują, obok największych wyznań, bardzo różne nurty, zarówno bardziej, jak i mniej znane, w obrębie katolicyzmu, prawosławia i protestantyzmu. Praca pisana jest w sposób encyklopedyczny i w bardzo dostępnym języku. W poszczególnych rozdziałach autorzy przedstawiają genezę oraz główne idee określonych wyznań. Już na wstępie, prezentując zarys genezy chrześcijaństwa, informują o takich wspólnotach starożytnych powstałych w drugiej połowie I wieku, jak ebionici, nazarejczycy, ceryntianie, elkezaici – których istnienie wskazuje na bardzo wczesne i poważne wewnątrzkościelne spory ideowe, które to spory są już dostrzegalne w listach św. Pawła i św. Jana. Przy tym niektóre z tych wspólnot, jak nazarejczycy czy ebionici, przetrwały organizacyjnie do V wieku (Epifaniusz, zm. 403 r., arcybiskup Cypru, w swojej książce Apteczka przeciw heretykom omawiał 80 różnych odłamów chrześcijańskich). W książce opisane są rozmaite systemy gnostyckie, idee związane takimi ruchami jak manicheizm, marcjonizm, montanizm, nowacjanizm, donatyzm, pelagianizm, wyznania antysoborowe (jak antytrynitarze) czy nestorianizm. Autorzy opisują starożytne i współczesne Kościoły: koptyjski, jakobinów, ormiański, maronitów, konflikty teologiczne IX i XI wieku, krucjaty, kult świętych i Matki Bożej, sakramenty wschodnich chrześcijan, odłamy prawosławia rosyjskiego: staroobrzędowcy, duchoborcy i protestancki neopietyzm w prawosławiu.
Pozycja zawiera rzeczowe informacje o wspólnotach protestanckich. Autorzy omawiają istotę reformacji, jej odłamy i kierunki teologiczne, przedstawiają poszczególne nurty protestantyzmu zarówno pierwszej, jak i drugiej reformacji. Obok wielu wyznań protestanckich, można znaleźć w niej zwięzłe informacje o purytanach, kwakrach, baptystach, metodystach, menonitach, unitarianach, darbystach, Badaczach Pisma, Świadkach Jehowy, zielonoświątkowcach i ich odłamach. Autorzy poświęcają też sporo miejsca rozmaitym ruchom Kościoła katolickiego, takim jak koncyliaryzm, gallikanizm czy febronianizm, bądź jego odłamom, takim jak Kościoły starokatolicki, mariawitów i polskokatolicki.
Józef Keller (red.), Zarys dziejów religii
Autorzy, znani polscy historycy religii i religioznawcy, w niniejszej książce opisują większość religii świata, na wstępie definiując religię i określając jej genezę. Poczynając od prahistorycznych wierzeń aż po współczesne nam religie, poszczególni autorzy, specjalizujący się w określonych systemach religijnych, zapoznają czytelnika z ich zasadami, historią, jak też ich rozmaitymi odłamami. Książka pisana jest z perspektywy materialistycznej i posiada raczej charakter encyklopedyczny. Zawiera niezbędne i merytorycznie przedstawione informacje pozwalające zrozumieć wierzenia ludów Azji, Australii, Afryki, Ameryki, Bliskiego Wschodu i dawnej Europy. W książce umieszczone zostały niezbędne ilustracje przybliżające klimat określonych wierzeń i wyobrażeń ich wyznawców. W trzecim rozdziale zatytułowanym Religie uniwersalistyczne znajduje się opis wierzeń, idei i religii uniwersalnych, historia buddyzmu, islamu oraz judaizmu jako religii Żydów, i w końcu chrześcijaństwa, którego historia i opis zostały podzielone na pierwotne chrześcijaństwo, opozycje i herezje, katolicyzm, prawosławie i protestantyzm z jego wszystkimi odłamami. Innymi słowy, w książce zawarta jest wiedza, z którą powinien zapoznać się każdy, nie tylko biblijnie wierzący chrześcijanin, ale również ten, kto chce się sensownie wypowiadać na temat religii w ogóle, a w szczególności o chrześcijaństwie i formach, jakie ono przybrało na przestrzeni swojej historii.
John M. Todd, Reformacja
Bardzo dobra pozycja, prezentująca wnikliwie istotę reformacji i jej nieuchronność na tle nadużyć, jakie miały miejsce w ówczesnej zachodniej wspólnocie chrześcijańskiej. Autor ukazuje reformację jako część długotrwałego procesu historycznego, jak i czynniki, które umożliwiły jej zaistnienie w XVI wieku. Wskazuje na znaczenie w tym procesie Biblii, która od XI do XVI wieku stała się przedmiotem intensywnego zainteresowania uczonych w środowiskach uniwersyteckich ówczesnej Europy, omawia stosunek do niej ogółu wiernych, nadzór nad jej przekładami, znaczenie Wiklifa i Husa w jej propagowaniu, a w końcu zapotrzebowanie na Biblię w XV wieku. Przedstawia rodowód reformacji, odwołując się do niektórych idei i ruchów, które w pierwotnej lub innej postaci przetrwały od czasów starożytnych do XIII wieku, czy też do takich postaci jak św. Augustyn, Piotr Waldo, Marsyliusz z Padwy, William Ockham, Jan Wiklif i Jan Hus, opisuje życie i działalność Marcina Lutra, znaczenie Erazma z Rotterdamu, reformę w Anglii, podziemie lollardowskie, okres Cromwella, reformę we Francji i w Szwajcarii, poglądy Kalwina, anabaptyzm oraz współczesne pokłosie reformacji. Na końcu książki został umieszczony dodatek, dotyczący zagadnień związanych z teologią eucharystyczną. Todd spogląda na reformację jako na zjawisko mające swoją prehistorię, dostrzega w niej nie tylko ruch nieokiełznanego protestu przeciwko nadużyciom ówczesnej instytucji kościelnej, ale, w kontekście konieczności przebudowy i dostosowania instytucji chrześcijańskich do treści ewangelicznych, potrzebę zrozumienia i przebadania charakteru objawienia biblijnego. Innymi słowy, autor uważa, iż mimo tego, że reformatorzy doszli do kresu swej drogi – bo też ich poglądy wchodzą, podobnie jak poglądy wszystkich innych chrześcijan, w skład ogólnej chrześcijańskiej tradycji – to jednak chrześcijaństwo w swej istocie jest wciąż religią nieustającej reformacji, w wyniku uruchomienia przez Marcina Lutra niezależnego od Kościoła procesu studiowania Pisma. Pozycja ta jest niezbędną lekturą dla ludzi uważających się za chrześcijan (ale nie tylko), nie mówiąc już o osobach wierzących biblijnie.
Andrzej Tokarczyk, Protestantyzm
Andrzej Tokarczyk, religioznawca i autor wielu publikacji popularnonaukowych, opisuje nie tylko genezę reformy protestanckiej i jej przebieg, ale też poszczególne jej odłamy, kształtujące się w okresie przemian religijnych w XVI wieku. Każdemu z nich poświęca odrębny rozdział. Opisując szesnastowieczny luteranizm, kalwinizm, anglikanizm, anabaptyzm, socynianizm, wskazuje na ich ideologiczne uwarunkowania. Następnie prezentuje pokłosie tych szesnastowiecznych kierunków ideowych i dalsze przeobrażenia wyrażające się poprzez ewangelicyzm, baptyzm, metodyzm, milleryzm i adwentyzm, mormonizm, russelizm, darbyzm, inwirgianizm, ruch nowoapostolski, „Christian Science”, pentekostalizm i ruchy charyzmatyczne. Przedstawia protestantyzm europejski i amerykański, jego kierunki, takie jak fundamentalizm protestancki, liberalizm czy neoortodoksję protestancką i współczesne teologie protestanckie, ich stosunek wobec kwestii społecznych i problemów cywilizacji współczesnej, narodziny i rozwój ekumenizmu, rolę protestantyzmu w kulturze, w końcu współczesny autorowi obraz protestantyzmu polskiego. Książka, w odróżnieniu od wielu innych tego typu publikacji, wskazuje na obecne również w Polsce idee reformacyjne, związane z ideą koncyliaryzmu i działalnością Mikołaja Trąby na soborze w Konstancji czy z twórczością Grzegorza z Sanoka i Jana Ostroroga, a nawet słabej, aczkolwiek istniejącej wtedy jeszcze tradycji husyckiej, głównie w Małopolsce, czego dowodem była pamięć o Spytku z Melsztyna i innych, a także spalenie na stosie za husytyzm w 1499 roku ks. Adama z Radziejowa. Autor wskazuje na silne ośrodki polskiego luteranizmu, takie jak pałac Górków w Poznaniu czy przyjęcie luteranizmu w XVI wieku przez całą ówczesną ludność księstwa cieszyńskiego, rządzonego przez Wacława Adama z rodu Piastów (1528–1579; na Śląsku Cieszyńskim po dziś dzień są silne skupiska ewangelików polskich). Nie mówiąc już o rozwoju luteranizmu i kalwinizmu na Litwie i o takich postaciach jak Mikołaj Rej, Radziwiłłowie birżańscy czy Mikołaj Sienicki, który pod koniec swego życia związał się z obozem ariańskim i przyczynił się do zwołania i uchwalenia konfederacji warszawskiej, oraz o wielu zwolennikach reform religijnych związanych z tzw. ruchem egzekucyjnym w XVI wieku. Przypomina o działalności luterańskich pastorów wśród ludności polskiej w XVII i XVIII wieku na Śląsku i Mazurach, autorów wielu kancjonałów, postylli i modlitewników w języku polskim, mówiących kazania w języku polskim, które to kazania stanowiły centralną część nabożeństw luterańskich i silniej oddziaływały na słuchaczy niż msza odprawiana w języku łacińskim. Wskazuje zatem na działalność Krzysztofa Mrongowiusza (1764–1855), duchownego ewangelickiego, kaznodziei i nauczyciela języka polskiego w Gdańsku, jednego z pierwszych badaczy folkloru Kaszubów, czy pastora ewangelickiego Gustawa Gizewiusza, polskiego publicysty, tłumacza i wydawcy, działacza społeczno-narodowego i politycznego na Mazurach (to od ich nazwisk pochodzą takie nazwy jak Giżycko i Mrągowo). Autor nie omieszkał przypomnieć takich postaci związanych z wyznaniem luterańskim jak Samuel Bogumił Linde, autor Słownika języka polskiego, Michał Szubert, profesor Uniwersytetu Warszawskiego, znany botanik i organizator Ogrodu Botanicznego w Warszawie, Oskar Kolberg, autor Pieśni ludu polskiego, Ludwik Jenike, wieloletni redaktor popularnego pisma społeczno-kulturalnego „Tygodnik Ilustrowany”, Jerzy Samuel Bendtke, polski bibliotekarz i bibliograf, filolog, historyk językoznawstwa i drukarstwa, czy w końcu biskup Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego Juliusz Bursche, który wraz z bratem Edmundem, profesorem Uniwersytetu Warszawskiego, i rodziną został zamordowany przez hitlerowców za swą patriotyczną postawę. Tokarczyk wskazuje na fakt, iż z wielu ewangelickich rodzin wywodzili się też znani generałowie kampanii wrześniowej w 1939 roku, jak Rómmel i Thommée. Pozycja pisana jest bardzo ciekawie i pozwala zapoznać się z istotą wyznań protestanckich.
Dla osób chcących poznać również wspólnoty chrześcijańskie inne niż protestanckie lub też niechrześcijańskie, a działające w naszym kraju, jako swego rodzaju uzupełnienie polecamy książkę tego samego autora zatytułowaną Trzydzieści wyznań. Warta uwagi w temacie wyznań protestanckich w ogóle, jak i w naszym kraju, jest też książka Stanisława Markiewicza Protestantyzm (Warszawa 1982). Zawiera ona dodatkowe ważne informacje – o protestanckiej doktrynie i międzynarodowych organizacjach – których brak u Tokarczyka.
Hans von Campenhausen, Ojcowie Kościoła
Autor przedstawia w niniejszym dziele najważniejszych jego zdaniem greckich i łacińskich ojców Kościoła. Opisuje ich na tle epoki, w której żyli, prezentuje drogi duchowego ich rozwoju oraz osiągnięcia teologiczne i literackie. Przy tym już na wstępie swojej pracy definiuje, kim tak naprawdę byli oni dla ówczesnego Kościoła. Na ogół określa się tak ortodoksyjnych pisarzy poapostolskiego, zhierarchizowanego już i większościowego w swej masie Kościoła, nazywanego też katolickim (tj. powszechnym) od czasów Ignacego Antiocheńskiego (zm. 107 r.), który według wielu badaczy jako pierwszy użył tego terminu na określenie ówczesnej wspólnoty chrześcijańskiej. Pojęcie ojca Kościoła – jak zauważa autor – wywodzi się z dogmatyki i powstało z potrzeby uzasadnienia w nauczaniu ówczesnego Kościoła dogmatu o tradycji katolickiej – wszędzie obecnej i powszechnej. Innymi słowy, chodziło o to, by mieć świadków „autentycznej”, prawowiernej tradycji, w celu uzasadnienia doktryn ważnych dla rozwoju ówczesnego Kościoła lub też kwestionowanych przez rozmaite odłamy chrześcijaństwa zarówno starożytnego, jak i późniejszego, stojące w opozycji do Kościoła coraz bardziej zhierarchizowanego i zinstytucjonalizowanego. Od IV wieku odwoływano się już do opinii wcześniejszych i uznanych teologów, których zaczęto określać właśnie jako ojców. Ich autorytet, a tym samym i ich nauczanie, stały się miarodajnym argumentem i zajęły poczesne miejsce obok starszego i bardziej jednoznacznego autorytetu kanonu biblijnego, Pisma świętego. Tym samym ich dorobek myślowy stał się istotnym składnikiem tradycji kościelnej oraz jednym z głównych źródeł teologii i filozofii chrześcijańskiej. To coraz częstsze odwoływanie się do ich autorytetu i pism dało początek patrystyce bądź patrologii, tj. nauki o ojcach apostolskich i ojcach Kościoła oraz o ich teologii. Tyle tytułem wstępu o tych, którymi autor zajmuje się w swojej pracy.
Książka Ojcowie Kościoła pisana jest bardzo przystępnym językiem, jej narracja wzbudza u czytelnika ciekawość i choć nie ma ona cech typowego wywodu naukowego, jest owocem solidnych i gruntownych studiów autora w tym temacie. Pozycja przedstawia życie, twórczość i działalność takich postaci jak Justyn Męczennik, Ireneusz, Klemens Aleksandryjski, Orygenes, Atanazy, Bazyli Wielki, Grzegorz z Nyssy, Jan Chryzostom, Tertulian, Cyprian, Ambroży, Hieronim, Augustyn i wielu innych. Zatem ludzi, którzy kształtowali fundamenty doktrynalne poapostolskiego Kościoła lub mu się też niekiedy przeciwstawiali, broniąc biblijnych prawd wiary. Oni sami – jak przedstawia to autor w swojej pracy – nie uważali się za bezpośrednich świadków Objawienia Chrystusowego, jak to czynili apostołowie, a raczej za powołanych nauczycieli Kościoła, za wykształconych filozofów chrześcijańskich i oświeconych wykładowców Pisma świętego, zawierającego zbawcze Objawienie Boże. Nie pisali żadnych ewangelii, apokalips czy listów w stylu nowotestamentowym, ale opracowywali wykłady, apologie, traktaty polemiczne o charakterze budującym i systematyzującym prawdy wiary, odwołując się przy tym zarówno do Pisma świętego, jak i do uznanych przez siebie idei filozofii greckiej i metod interpretacji tekstu, które też niejednokrotnie czerpali z tradycji pogańskiej. Ten ich stosunek do kultury i wykształcenia rzymsko-greckiego, jest istotnym pomostem intelektualnym, który stworzył ideową i kulturową więź między poapostolskim dziedzictwem chrześcijańskim a antycznym, na którym opierała się duchowa kultura Zachodu. Ostatni filozofowie pogańscy oraz współcześni im ojcowie Kościoła – na co zawraca uwagę Campenhausen – znacznie zbliżyli się do siebie. Po obu stronach panuje duch wewnętrznego pogłębienia, kontemplacji i to samo dążenie do czystości moralnej, ten sam pełen czci podziw do wszystkiego, co związane jest z wykształceniem i poznaniem na użytek pragnących nauki. Przykładem takiego związku jest Synezjusz z Cyreny, którego autor prezentuje w swojej pracy, a dla którego pogaństwo i chrześcijaństwo stanowią dwa stojące obok siebie „wyznania”, wspólnota zaś ich duchowo-religijnego posiadania prawdy jest czymś więcej niż to, co je dzieli. Synezjusz z Cyreny nie należy do uznanych ojców Kościoła, jest poetą, zaznajomionym ze spuścizną filozofii greckiej, słuchającym wykładów Hypatii, objaśniającej publicznie filozofię platońską, żyjącym w szczęśliwym małżeństwie z chrześcijanką, mającym przy tym świadomość, że w wielu określonych punktach różni się od chrześcijańskiego poglądu. Nie przeszkadza mu to jednak czcić prawdy we wszystkich formach, w jakich się ona ukazuje. Toteż w 410 roku zostaje wybrany na biskupa Ptolemidy, którą to funkcję przyjmuje i pełni bardzo rzetelnie, jako administrator i nauczyciel, odznaczający się w swoich kazaniach poprawnością dogmatyczną. Autor nieprzypadkowo posługuje się nim jako przykładem, ukazując istotę przemian, jakie zaszły w Kościele w epoce Konstantyna. Chrześcijaństwo stało się dla wielu ówczesnych ludzi tym, czym była mitologia grecka i rzymska religia dla wykształconej części społeczeństwa imperium. W każdym razie większość z nich nie wierzyła już w Chrystusa tak, jak pierwsi chrześcijanie, którzy przyjmowali nauczanie św. Pawła nie jako słowo ludzkie, ale jako słowo Boże, które skutecznie w nich działało (1Tes. 2:13), co nie przeszkadzało im jednak słuchać Słowa Bożego i uczestniczyć w Eucharystii, tak jak i nie przeszkadzało poganom w składaniu ofiar bogom, podobnie zapewne jak i wielu naszym bliźnim obchodzenie Bożego Narodzenia, Wielkanocy i tym podobnych świąt, które są już celem samym w sobie, a nie wyznaniem wiary w pewne religijne prawdy. Istotę tego zjawiska wyraził Cyceron w aforyzmie o dwóch augurach, którzy podczas odczytywania woli bogów z lotu ptaka nie mogą spojrzeć sobie w oczy, by nie wybuchnąć przy tym śmiechem. Był to wyraz religijnego sceptycyzmu, nie tylko przecież Cycerona, ale wielu mu współczesnych, którzy ten sceptycyzm podzielali, a który był w swej istocie znacznie silniejszy niż ten, jaki jest u wielu nam współczesnych ludzi, którzy wprawdzie nie wierzą już w to, co mówią im ich księża, pastorzy i popi, jednak ufają, że chociaż ci ich księża, pastorzy i popi sami wierzą jeszcze w to, co im mówią w kościołach. Książka jest zatem nie tylko historią ojców Kościoła, ale i historią chrześcijaństwa, jego ideowych przeobrażeń, w jakich ojcowie uczestniczyli, i do których też poprzez swoją twórczość się przyczyniali. Byli wśród nich ludzie głęboko wierzący, ale również i tacy jak Synezjusz z Cyreny, dla których służba dla Kościoła niekoniecznie musiała wiązać się z osobistą i głęboką wiarą czy takim doświadczeniem duchowego i intelektualnego nawrócenia się, jak miało to miejsce w życiu Justyna Męczennika lub św. Augustyna, nie mówiąc już tu o św. Pawle.
Podstawy chrześcijaństwa i życie codzienne
John Stott, Chrystus i ty
John Stott to znany wykładowca biblijny, znakomity mówca, należący do nurtu ewangelikalnego Kościoła anglikańskiego (zatem odpowiednika polskich wspólnot ewangelicznych), człowiek odrodzony, od 1959 roku był duszpasterzem królowej Anglii Elżbiety II, autor wielu książek, które ze względu na ich wartość ideowo-duchową i merytoryczny przekaz weszły do kanonu literatury chrześcijańskiej. Książka Chrystus i ty jest pozycją o charakterze ewangelizacyjnym, mającą na celu zapoznanie czytelnika z podstawowymi biblijnymi prawdami wiary dotyczącymi osoby Jezusa, życia z Nim i życia w Kościele. Pisana jest bardzo przystępnym i zrozumiałym dla każdego językiem. Jest w swej treści ponadwyznaniowym przekazem prawd wiary, celem jej jest przede wszystkim przybliżenie dzieła Chrystusa, istoty wiary w Niego. Toteż dla osób nieobojętnych i zastanawiających się nad sensem i znaczeniem praktyk religijnych, jakie zostały im przekazane przez ich rodziców i środowisko kościelne, poprzez które najczęściej poznajemy to, w co mamy wierzyć, może być ta książeczka drogą do odkrycia istoty tej wiary ojców, której treść spijamy i czerpiemy raczej już przy ujściu, a nie u źródła. Praca Stotta, w porównaniu do znanych już na naszym rynku wydawniczym tego typu pozycji, jak Musicie narodzić się na nowo czy Pokój z Bogiem Billy’ego Grahama, jest niewątpliwie bardziej rzeczowo i klarownie napisana, nie ma w niej tego charakterystycznego, niekiedy wręcz naiwnego, by nie powiedzieć infantylnego tonu spotykanego u niektórych amerykańskich kaznodziei i ich naśladowców wśród współczesnych polskich ewangelistów, będących raczej estradowymi gwiazdorami, gawędziarzami i terapeutami niż nauczycielami prawd wiary. Autor w prosty, zwięzły, biblijnie zasadny i przejrzysty sposób przedstawia osobę Chrystusa bez ureligijnienia i mitologizowania Jego postaci, uzasadnia znaczenie i potrzebę wiary w Niego jako Mesjasza, podejmuje też temat istoty zmartwychwstania Chrystusa i wynikających z tego wydarzenia skutków egzystencjalnych dla życia tych, którzy przez wiarę w Słowo objawione i wyrażone w Nim przez Boga doświadczyli faktu tego zmartwychwstania w duchowym odrodzeniu się do nowego życia, omawia istotę dekalogu, konsekwencje grzechu, znaczenie krzyża w wymiarze egzystencjalnym dla osoby wierzącej i tym samym konieczność życia z Chrystusem we wspólnocie braterskiej. W końcowym rozdziale w sposób dyskretny wskazuje drogę do pojednania się z Bogiem. Oczywiście, w każdej tego typu publikacji można zetknąć się z jakimś niezamierzonym nadużyciem, wynikającym najczęściej z tradycji wyznaniowej określonego autora. Toteż John Stott jako pietystyczny kaznodzieja przy omawianiu dekalogu, jak większość zresztą współczesnych ewangelicznych chrześcijan, wprowadza tradycyjnie już niedzielę jako dzień święty ku czci Chrystusa w takim samym znaczeniu, jakie miał dla starozakonnych Żydów sabat, mimo iż w nauczaniu apostolskim nie ma żadnych bezpośrednich zaleceń, by chrześcijanie czcili jakikolwiek dzień jako święty (Rzym. 14:1-8; Kol. 2:16,18-23). Niemniej, ten jego pogląd nie jest jakimś rażącym nadużyciem w myśl nauczania św. Pawła (Rzym. 14:1-8). Książka zatem pożyteczna jest dla osób chcących zrozumieć istotę wiary w Chrystusa, obowiązkowa zaś dla wielu współczesnych Jego wyznawców zrzeszonych w rozmaitych tzw. wolnych Kościołach, zborach ewangelickich, baptystycznych, ewangelicznych i zielonoświątkowych, w celu przypomnienia fundamentalnych prawd wiary. Przydatna natomiast jako instrument pomagający podjąć dyskusje w sprawach dotyczących istoty wiary chrześcijańskiej.
Marian Biernacki, Baczność! Teren świata
Pozycja jest warta uwagi ze względu na temat i merytoryczny sposób jego prezentacji. Autor bardzo przystępnie i zwięźle ukazuje w krótkich mini-wykładach biblijny pogląd na „świat”, wyjaśnia ten termin oraz omawia przejawy i wpływ świata na życie ludzi i Kościoła. Na tle tego tematu wskazuje na fundamentalne treści i zasady wiary chrześcijańskiej, takie jak znaczenie chrztu, poświęcenie się (czy jak kto woli: uświęcenie), tj. praktyczne postawy oddzielenia się od świata, zaangażowanie się w modlitwę i jej rolę w życiu duchowym, czytanie i kontemplowanie Słowa Bożego, jak i udział w życiu duchowym wspólnoty. Opisuje przejawy świeckości w Kościele, takie jak powierzchowność, niestałość, materializm, egoizm, relatywizm, poszukiwanie mocnych wrażeń, lęk, kryzys autorytetu, przypadkowość, oraz metody powolnego osłabiania Kościoła i jego siły duchowej oraz moralnej poprzez nieodpowiednie korzystanie z muzyki, filmu i reklamy. Autor w sposób bardzo praktyczny określa konieczność oddzielenia się osoby wyznającej Chrystusa od świata i przyjęcie Bożego sposobu myślenia. Ostrzega przed skrajnymi postawami wobec świata i jego przejawów, tj. panicznej ucieczki od wszystkiego, co świeckie. Bo też zarówno ucieczka, lęk przed światem, jak i lekceważenie jego przejawów w swoim osobistym życiu i życiu Kościoła prowadzą na ogół do dogmatyzacji i fałszowania prawd wiary. Przy tym autor wskazuje na naturalny dla zdrowego Kościoła duchowy system odpornościowy, analogiczny w swej istocie do systemu immunologicznego człowieka, chroniący przed niepożądanymi dla jego wartości duchowych wirusami.
Autor jest znany w środowiskach ewangelicznych jako pastor Kościoła zielonoświątkowego.
Książkę można przeczytać tutaj.
Aiden W. Tozer, Niemożliwy Chrześcijanin
Aiden Wilson Tozer (1897–1963) w krótkich tematycznych artykułach opisuje niebezpieczne i bolesne zjawisko sekularyzacji życia duchowego w środowiskach ewangelicznych. Polega ono na przesuwaniu w przekazie Ewangelii punktu ciężkości ze sfery świadomego doświadczenia duchowo-egzystencjalnego, będącego owocem intelektualnej konfrontacji z treścią przekazu apostolskiego zawartego w Biblii, w sferę bezrefleksyjnego i bardzo powierzchownego przeżycia emocjonalnego o charakterze raczej terapeutycznym niż odnowy duchowej. Towarzyszy temu drastyczne spłycenie biblijnych prawd wiary we wszystkich dziedzinach: zwiastowania, nauczania, przeżyć i jakości życia chrześcijan.
Autor, demaskując to zjawisko (które nazywa rozwojem chrześcijaństwa typu „instant”), apeluje o nawrót do pierwotnych wzorców autentycznej, duchowej nowotestamentowej pobożności.
Aiden W. Tozer, Radykalny Krzyż
Autor książki przypomina, że istotą przekazu apostolskiego zawartego w Biblii jest Krzyż. Krzyż, który w swej istocie jest nie tylko narzędziem dokonanego w ciele Bożego sądu nad grzechem człowieka, ale i łaski okazanej ludziom w zmartwychwstaniu Chrystusa, czego skutkiem jest śmierć Adama, tj. starej naszej natury wrogiej Bogu, jak i możliwość nowego życia w nas dla Boga w Chrystusie. Mówiąc inaczej, Tozer ukazuje Krzyż jako środek łaski, który pozwala znieść przepaść między tym co ludzkie, a tym co boskie. W sposób bardzo zwięzły i w przystępnym języku wskazuje też na wiele zjawisk i aspektów duchowego życia będących skutkiem Krzyża bądź jego odrzucenia.
Józef Kajfosz, Przed nami cel
Józef Kajfosz był znanym kaznodzieją, autorem wielu książek i publicystą ewangeliczno-zielonoświątkowym związanym z nieistniejącą już wspólnotą nurtu zielonoświątkowego Stanowczych Chrześcijan, Kościoła należącego do jednego z pierwszych zarejestrowanych na ziemiach polskich, w zaborze austriackim.
Książka bardzo ważna z wielu powodów. Po pierwsze ze względu na autora, który reprezentuje nie tylko biblijne podejście, ale był też bezpośrednim świadkiem zachodzących zmian liturgicznych i ideowych w nurcie wspólnot ewangeliczno-zielonoświątkowych. Przy tym dla wielu środowisk ludzi odwołujących się do biblijnych prawd wiary, wspólnie z takimi nauczycielami jak Jan Guńka, był niekwestionowanym świadkiem i orędownikiem tego, w co wierzyli ewangeliczni i zielonoświątkowi chrześcijanie, nawet wówczas, gdy ich nauczanie było już tylko pięknym głosem i pełną wdzięku grą na strunach lutni (Ezech. 33:30-33). Po drugie dlatego, że jest to studium mówiące nie tylko o odstępstwie, ale i o konieczności podjęcia działań w celu odnowy Kościoła. Kajfosz przedstawia, czym jest Kościół w swej istocie, co to znaczy chodzić w Słowie i w Duchu, jak żyć praktycznie, jaką rolę powinni odgrywać duchowi przewodnicy i kim oni powinni być dla wspólnoty, wypowiada się na temat przeżyć duchowych, w tym na temat istoty odrodzenia duchowego, wskazuje na prawidłowy w świetle biblijnego nauczania przebieg nabożeństwa, pokazuje i ujawnia nadużycia w tym względzie. Przy tym wszystko, o czym się wypowiada, uzasadnia tekstami biblijnymi. Książka jest niezbędną lekturą dla osób chcących zrozumieć przemiany, jakie dokonały się w nurcie polskich wspólnot ewangelicznych i zielonoświątkowych w drugiej połowie XX wieku na skutek zachodzących w nich zmian ideowych i liturgicznych. Obowiązkowa zaś dla każdego biblijnie wierzącego chrześcijanina, który nie chce znaleźć się wśród „głupich panien” (Mat. 25:1–13).
Z treścią książki można zapoznać się na stronie autora lub pobrać w postaci pliku pdf.
Dodatkowe informacje źródłowe o życiu i pracy Józefa Kajfosza można znaleźć tutaj.
John Stott, Krzyż Chrystusa
Autor już przez nas prezentowany. Krzyż Chrystusa to książka teologiczna przedstawiająca dzieło i istotę zbawienia, jedyna w swoim rodzaju na naszym rynku wydawniczym, przydatna dla pogłębienia wiary w Chrystusa. Stott wyjaśnia w niej nie tylko wagę śmierci Jezusa na Krzyżu i praktyczne skutki, jakie ona dla nas niesie, ale wskazuje też na znaczenie Krzyża dla duchowego życia osoby zbawionej. Mówi o istocie związku między człowiekiem a Bogiem w Krzyżu i przez Krzyż. Omawia takie zagadnienia, jak: dlaczego Chrystus umarł, zadośćuczynienie za grzech, zastąpienie człowieka przez Boga, zwycięstwo nad złem, a w końcu życie u stóp Krzyża i poprzez to zrozumienie siebie i dawanie też siebie wspólnocie braterskiej. Przy tym autor ukazuje w świetle biblijnych prawd wiary istotę ofiary Krzyża w nauczaniu reformatorów, którzy dążyli do pojmowania ofiary Chrystusa dla nas i wspominania jej przez nas zgodnie z jej pierwotnym charakterem, w przeciwieństwie do pojmowania jej przez kontrreformację katolicką jako ofiary składanej przez kapłana we mszy świętej, będącej celebracją ofiary Chrystusa. Nie sposób w pełni oddać i przedstawić istotę oraz głębię duchowego i teologicznego wykładu w tak krótkim i uproszczonym siłą rzeczy komentarzu. Tym goręcej polecamy tę książkę. Jest to lektura obowiązkowa dla osób podejmujących się nauczania biblijnych prawd wiary, nie tylko prezbiterów, diakonów i biskupów (w biblijnym tego słowa znaczeniu) czy pastorów, ale i dla każdego odpowiedzialnego ucznia Chrystusa poważnie traktującego swoją wiarę wobec Boga i ludzi.
Joanna Petry Mroczkowska, Siedem grzechów głównych dzisiaj
Książka Siedem grzechów głównych dzisiaj, obok znanej w środowiskach ewangelicznych chrześcijan broszury Billy’ego Grahama Siedem Grzechów Głównych (Warszawa 1962), jest znakomitym uzupełnieniem i prezentacją tego, czym jest grzech dzisiaj, w czasach, kiedy zło przestaje być traktowane jako rzeczywistość, a grzech jako „miłość siebie, posuniętą aż do pogardy Boga”. Joanna Petry Mroczkowska we wstępie do swojej pracy przypomina, że wśród niezliczonych ilości grzechów „jednostkowych” grzechy główne (pycha, chciwość, zawiść, gniew, nieczystość, obżarstwo, lenistwo) zostały wyodrębnione w szczególny sposób, jako grzechy śmiercionośne, w odróżnieniu od grzechu śmiertelnego, czyli takiego, który już uśmiercił. Ta klasyfikacja podkreśla ich wagę. Są to wady poważne, skłonności zniewalające i niezwykle trudne do wytrzebienia. W dobie różnych uzależnień, „manii”, takich jak narkomania, lekomania, erotomania, zakupomania, warto przywrócić – jak postuluje Mroczkowska – pojęcie grzechu i zacząć je ponownie stosować, by podkreślić głębię wewnętrznego zniewolenia człowieka. Pozycja ważna dla wszystkich osób chcących żyć w wolności od rozmaitych nałogów i cnotliwie, bo takie życie wymaga pewnej znajomości zła i jego działania. Autorka w sposób bardzo wnikliwy i ciekawy przedstawia poszczególne grzechy i ich istotę, jak i ich destrukcyjny charakter na życie jednostki. Prezentując przejawy siedmiu grzechów głównych we współczesnym świecie, odwołuje się do kanonu literatury europejskiej, badań socjologicznych, cytuje wielu bardziej i mniej znanych myślicieli, filozofów, teologów i psychologów. Grzechom głównym nadaje też odpowiednie określenia w celu ich uwypuklenia na tle współczesnych pojęć i zjawisk, takich jak fałszywa skromność, snobizm, konsumpcjonizm, łakomstwo, grymaśność, smakoszostwo, nieumiarkowanie, kultura swobody, pożądliwości, frustracja, honor, depresja, nuda, moda, anoreksja, obsesja itp. Innymi słowy, lektura tej pracy pozwala spojrzeć czytelnikowi z nowej perspektywy na problemy grzechu i jego przejawy we współczesnym świecie.
Autorka to doktor filologii romańskiej, tłumaczka, eseistka, krytyk literacki, publikowała w Znaku, Więzi, Etosie, W drodze i Tygodniku Powszechnym.
Ed Wheat, Miłość i małżeństwo: poradnik nie tylko dla młodych małżeństw
Książka, obok takich pozycji jak Akt małżeński Tima i Beverly LaHaye czy Którędy do małżeństwa oraz Kochałem dziewczynę Waltera Trobischa, a także Być kobietą Ingrid Trobisch, jest jedną z wielu obecnych na naszym rynku wydawniczym w temacie małżeństwa. Polecamy ją po pierwsze dlatego, że autor, amerykański lekarz i seksuolog, obok biblijnie zasadnego teologicznego wykładu o istocie związku emocjonalnego i duchowego między kobietą i mężczyzną, demaskuje też rozmaite stereotypy na ten temat, będące najczęściej wynikiem wpływów środowiskowych i kulturowych. Zachęca w oparciu o rzeczową wiedzę do budowy związku poprzez rewizję swoich dotychczasowych doświadczeń, nie tylko w oparciu o ideowe i moralne biblijne prawdy wiary, ale i o rzetelną wiedzę medyczną o tym, jak kochać swojego współmałżonka miłością seksualną. Po drugie, jako jeden z nielicznych autorów tego typu pozycji dokonuje egzegezy biblijnej księgi Pieśni nad Pieśniami, mówiącej o miłości między mężczyzną i kobietą, miłości nie tylko emocjonalnej, ale i erotycznej. Przy tym w narracji tej książki nie ma, bądź jest bardzo śladowy, tego charakterystycznego dla amerykańskich autorów infantylizmu w opisywaniu określonych zagadnień życiowych w kontekście teologicznym i egzystencjalnym, tak jakby te treści były skierowane do ludzi niedoświadczających w codziennym swoim życiu jego trudów i jakby było ono usłane tylko płatkami róż.
W celu poszerzenia tematu jak kochać swojego współmałżonka miłością seksualną w kontekście nauczania biblijnego zobacz fragment artykułu Wiara bez dogmatu zatytułowany Mężczyzna i kobieta. Pożycie małżeńskie i jego znaczenie. oraz fragment artykułu Małżeństwo, seksualność człowieka, rozwód.
Filozofia i etyka
Erich Fromm, Mieć czy być?
Erich Fromm to niemiecki filozof, psycholog, psychoanalityk i socjolog. Mieć czy być? jest głęboką analizą dwóch sposobów egzystencji. Jeden z nich zakłada czerpanie satysfakcji z życia przez posiadanie, drugi przez bycie. Istotą „mieć” jest posiadanie; to, co mam, mnie określa, moja własność konstytuuje moją tożsamość. „Podmiot nie jest mną, lecz ja – jak definiuje to Fromm – jestem tym, co posiadam”. Mówiąc inaczej, „ja jestem, gdyż posiadam X”, przy czym X oznacza wszystkie występujące w przyrodzie przedmioty oraz osoby, z którymi nawiązuję stosunek oparty na władzy, dzięki której mogę je kontrolować oraz uczynić trwale moimi. Natomiast istotą egzystencji „być” jest mieć siebie, posiadać siebie, tj. to, co mnie czyni właśnie mną, to, co jest pełnią mej indywidualności, co doświadczam, przeżywam w relacji z rzeczą, osobą, światem mnie otaczającym. Tu istotna jest praktyka, zdolność myślenia, twórczości intelektualnej i artystycznej, miłość i doświadczenie czegoś w rodzaju intelektualnego i egzystencjalnego orgazmu bycia, przeżycia, poznania tego, co jest wokół mnie, a nie posiadania jakiejś określonej rzeczy. W sposobie egzystencji „mieć” zarówno ja, jak i posiadany przeze mnie przedmiot stajemy się rzeczami; ja posiadam rzecz, gdyż dysponuje siłą, dzięki której mogę ją uczynić swoją, przy tym zachodzi tu również stosunek odwrotny: rzecz posiada mnie, gdyż moje poczucie tożsamości, mój stan psychiczny wspiera się na moim posiadaniu rzeczy, a nie na doświadczaniu istoty rzeczy. Tym samym ludzie żyjący w „mieć” boją się utraty tych rzeczy, które ich określają, i w związku z tym boją się wszelkich przemian ekonomicznych, rewolucji, miłości, wolności, rozwoju, choroby, śmierci, przy tym ciągle się zamartwiają, pogrążając się jakby w stan nieustającej hipochondrii, której przedmiotem nie jest jednak utrata zdrowia, lecz wszystkiego, co posiadają. Są ludźmi podejrzliwymi, twardymi, powodowanymi potrzebą posiadania i ochrony swoich dóbr. Ludzie zaś żyjący w systemie wartości „być” są mniej egocentryczni, mniej egoistyczni i egotyczni, a tym samym mają mniejsze skłonności do despotyzmu, ideologizacji i dogmatyzacji prawd wiary. Zagrożenia zaś dla swego bezpieczeństwa upatrują w sobie, tj. w utracie wiary w życie i własne moce twórcze, a nie w sile posiadania autorytetu, urzędu, władzy nad określoną rzeczą bądź osobą. Fromm zauważa, że te dwa odmienne sposoby egzystencji mają istotny wpływ nie tylko na postrzeganie przez nas samych siebie, ludzi i otaczającej nas rzeczywistości, ale też na nasze postawy moralne, sposób myślenia, a nawet na system religijny bądź społeczno-polityczny, jaki przyjmujemy za właściwy. Tym samym autor przedstawia w swojej pracy, jaki wpływ ma w naszym życiu codziennym określony sposób egzystencji na takie dziedziny życia jak nauka, pamięć, czytanie, rozmowa, autorytet, posiadanie wiedzy i poznanie, wiara i miłość, bezpieczeństwo, asceza, aktywność, radość. Fromm otwarcie potępia konsumpcyjny styl życia, wskazując alternatywę w postaci życia nastawionego na bycie. Analizuje ten problem na różnych płaszczyznach życia społecznego, politycznego i religijnego. Zdaniem autora, tylko dzięki orientacji „być” możemy przetrwać we współczesnym świecie. Książka jest napisana prostym językiem i łatwa w odbiorze, jest niezbędną lekturą nie tylko dla chrześcijan wszystkich wyznań, ale dla każdego człowieka mającego świadomość przemijalności życia i śmierci, która to świadomość pozwala się ustosunkować do swojej własnej egzystencji, tak by być, a nie tylko posiadać. Innymi słowy, lektura tej książki może wielu ludziom przybliżyć istotę nauczania Chrystusa wyrażonego w słowach: „Ale szukajcie najpierw Królestwa Bożego i sprawiedliwości jego, a wszystko inne będzie wam dodane” (Mat. 6:33-34).
Mikołaj Bierdiajew, Głoszę wolność
Mikołaj Bierdiajew (1874–1948), znany rosyjski filozof personalista głoszący wolność ludzkiej jednostki. Swoje poglądy uzasadniał wieloma tekstami biblijnymi, takimi jak: „A Pan jest Duchem; gdzie zaś Duch Pański, tam wolność” (2Kor. 3:17), „Chrystus wyzwolił nas, abyśmy w tej wolności żyli. Stójcie więc niewzruszenie i nie poddawajcie się znowu pod jarzmo niewoli” (Gal. 5:1), „Wszystko mi wolno, ale nie wszystko jest pożyteczne” (1Kor. 6:12) i wiele innych. Nikt tak jak on w swoich pismach w sposób bardzo zdecydowany i przy tym jasny nie bronił wolności człowieka przed ograniczaniem jej przez państwo, kościelną hierarchię czy ideologię. Bierdiajew, nie tylko w tej pracy, przybliża złożoność istoty wolności i podejmuje rzeczową jej analizę na tle zjawisk społecznych, politycznych i religijnych. Głoszę wolność jest wyborem pism autora na temat wolności w określonych kontekstach, jest więc swego rodzaju skromną antologią jego poglądów w tej kwestii. Autor twierdzi, że wolność człowieka nie wynika z jego natury czy też substancji, ale jest Bożą ideą na temat człowieka, obrazem i podobieństwem Bożym w człowieku. Wolności, zauważa Bierdiajew, nie da się wyprowadzić z bytu i budować na bycie. Są dwa rodzaje wolności: wolność irracjonalna (wolność wyboru dobra i zła) oraz wolność druga, w prawdzie i w dobru – wolność jako cel, wolność w Bogu, otrzymana od Boga, o której mówią też słowa Ewangelii: „Poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi”. Zatem prawda daje tu wolność, sama zaś wolność nie jest pierwotna. W książce zostały przedstawione reprezentatywne i istotne poglądy rosyjskiego myśliciela o zbawieniu i twórczości, dwóch wizjach chrześcijaństwa, królestwie Bożym i królestwie cezara, duchowej burżuazji, obskurantyzmie, politeizmie i nacjonalizmie, chrześcijaństwie i antysemityzmie, wojnie i eschatologii, i w końcu o duchu Wielkiego Inkwizytora (w nawiązaniu do Dostojewskiego).
Pasjonująca lektura, poszerzająca horyzonty myślowe czytelnika na temat ludzkiej egzystencji, nie tylko w kontekście wiary w Boga, ale i w ogóle. Przy tym książka ma istotne znaczenie poznawcze dla osób wierzących w biblijne prawdy wiary, wychowanych na ogół w katolickiej bądź protestanckiej tradycji filozoficznej i kulturowej, w związku z tym zupełnie nie znających kultury religijnej i dorobku filozoficznego prawosławia. Innymi słowy, pozycja ta jest znakomitym uzupełnieniem wiedzy na temat myśli filozoficznej i religijnej z kręgu kultury prawosławia, wskazana jest zatem dla diakonów, prezbiterów i biskupów (w biblijnym tego słowa znaczeniu) czy pastorów, którzy nauczają biblijnych prawd wiary.
Mikołaj Bierdiajew, Niewola i wolność człowieka. Zarys filozofii personalistycznej
Autor już przez nas prezentowany, przedstawiciel rosyjskiego nurtu filozofii personalistycznej. Książka Niewola i wolność człowieka jest uważana za główne dzieło Mikołaja Bierdiajewa. Autor jest w niej bezkompromisowym obrońcą osoby ludzkiej. Jego zdaniem nie jest ona kategorią biologiczną lub psychologiczną, ale etyczną i duchową. W odróżnieniu od społeczeństwa, które jest przedmiotem, jest ona podmiotem pośród przedmiotów, zakorzenionym w wewnętrznym planie bytu, to znaczy w świecie duchowym, w świecie wolności. Toteż człowiek jako osoba nie jest dzieckiem świata, ma inne pochodzenie. Właśnie ten fakt czyni go zagadką. Nie jest i nie może być częścią w stosunku do jakiejkolwiek całości, nawet tak ogromnej, jak cały świat. Tym samym osoba nie może być poznawana jako przedmiot, jako jeden z przedmiotów w szeregu innych przedmiotów, jako część świata. Osoba jest wyjątkiem, a nie zasadą. Przy tym osoba określa siebie od wewnątrz, poza wszelką obiektywizacją, i jedynie określając się od wewnątrz, z wolności, jest osobą. Żadne zatem kategorie świata zobiektywizowanego nie mogą być przenoszone na wewnętrzne relacje egzystencjalne. Nic w świecie obiektywnym – ani naród, ani państwo, ani społeczeństwo, ani instytucje społeczne, ani Kościół – takim odniesieniem nie dysponuje, bo też wszelkie określenia zewnętrzne, zdeterminowane, bazujące na władzy obiektywizacji, nie są osobowe, ale bezosobowe. Tylko Bóg jest dla Bierdiajewa gwarancją wolności osoby wobec zniewalającej władzy natury i społeczeństwa, świata zobiektywizowanego. Nawet powierzchowne „ja” człowieka, bardzo uspołecznione, zracjonalizowane, nie jest w człowieku osobowością, może być nawet skażeniem postaci człowieka, ukryciem jego osobowości. Wszystko, co jest zdominowane takim ludzkim „ja”, jest przeszłością, która stała się bezosobowa. Osoba, według Bierdiajewa, jest stawaniem się w przyszłość, aktem twórczym. Inaczej mówiąc, człowiek jest istotą przezwyciężającą siebie, transcendującą. Realizowanie osoby jest nieustającym transcendowaniem. Tajemnica osoby tkwi zatem w jej absolutnej niepowtarzalności, jedności, w jej nieporównywalności z niczym innym. Dla Bierdiajewa wartość człowieka, ludzkiej osoby, jest wyższa niż wartości historyczne, potęgi państwa i narodu, rozkwitu cywilizacji. Demaskuje on w tej pracy złowieszcze dla osoby ludzkiej nadciągające królestwa mieszczaństwa, burżuazji – nie tylko kapitalistycznej, ale i socjalistycznej czy narodowej. Fałszywa wydaje mu się też idealizacja elity kulturalnej. Wierzy w autentyczny arystokratyzm osoby, w istnienie geniuszy i wielkich ludzi, którzy zawsze mają świadomość obowiązku służenia. Nie wierzy natomiast w arystokratyzm grupowy, w arystokratyzm budowany na doborze społecznym. Dostrzega bowiem samozadowolenie tej elity, jej egoizm, izolowanie się i brak świadomości powołania do służby. Nie ma nic bardziej wstrętnego niż pogarda do mas żywiona przez tych, którzy uważają się za elitę – twierdzi Bierdiajew.
Podwójną niewolę człowieka widzi w egocentryzmie: niewolę u siebie samego, w swojej zatwardziałej samotności, oraz niewolę u świata. Egocentryk jest niewolnikiem swojego „ja”. Egocentryk zna jedynie „nie-ja”, ten zaś stosunek do wszystkiego, co jest „nie-ja”, jest stosunkiem niewolniczym. Nie zna innego „ja”, nie zna „ty”, nie zna wolności wyjścia z „ja”. Egocentryk zwykle określa swój stosunek do świata i ludzi nie w sposób personalistyczny, lecz bardzo łatwo przyjmuje punkt widzenia obiektywnej skali wartości. Brakuje mu człowieczeństwa, lubi abstrakcje, które karmią jego egocentryzm, ale nie lubi żywych, konkretnych ludzi. Bierdiajew uważa, że każda ideologia, nawet chrześcijańska, może być wykorzystana w służbie egocentryzmowi.
W Niewoli i wolności człowieka Bierdiajew w sposób analityczny ukazuje rozmaite zjawiska i wartości, które zniewalają człowieka. Przedstawia jednostkę ludzką jako zagrożoną zniewoleniem przez byt, Boga, przyrodę, kosmos, społeczeństwo, cywilizację, wartości kulturalne, samą siebie, wojnę, nacjonalizm, arystokratyzm, własność i pieniądze, kolektywizm, pokusę utopii, socjalizm, erotykę i estetykę. W końcowych rozdziałach książki autor zajmuje się duchowym wyzwoleniem człowieka, zwycięstwem nad lękiem i śmiercią, nakreśla zniewolenie historią, a także aktywny i twórczy eschatologizm. Książka pisana jest z perspektywy chrześcijańskiej, a autor odwołuje się w jej narracji do biblijnych prawd wiary.
Pozycja to bardzo interesująca i ważna, nie tylko w kontekście już zasygnalizowanego przez nas zupełnego braku znajomości, w naszym kręgu kulturowym, dorobku filozoficznego ukształtowanego na tle prawosławia, ale i ze względu na podejmowane w niej zagadnienia dotyczące istotnych zjawisk egzystencjalnego i duchowego życia człowieka. Wielu ludzi nie doświadcza swojej egzystencji w sposób świadomy, tj. w sposobie egzystencji „być”– jak by to określił Erich Fromm w polecanej już przez nas pracy Mieć czy być?. Dopiero śmierć stawia ich w obliczu swojej egzystencji i jej przemijania. Bowiem śmierć dana nam jest jako doświadczenie „zewnętrzne” w odniesieniu do naszego „ja”. Przy tym na ogół proces umierania – jak zauważa Józef Tischner – rozpoczyna się od ciała, to zaś pozwala zaobserwować, jak znikają pierwotne więzy między ludzkim „ja”, czyli tym, kim człowiek jest w swej istocie i osobie, a jego ciałem, czyli tym, co człowiek „ma”. Człowiek gdy narasta choroba i ból, godzi się nawet na amputację części swego ciała, wierząc, że ten zabieg nie naruszy w niczym jego bezwzględnie własnej osobowości[3].
Lektura zatem obowiązkowa dla prezbiterów, diakonów i biskupów (w biblijnym tego słowa znaczeniu), jak i dla wszystkich tych ludzi, którzy chcą mieć świadomość swojej egzystencji wobec otaczającej ich rzeczywistości i wobec samych siebie, tj. wobec swojego „ja”, a także wobec Boga.
[3] J. Tischner, O człowieku. Wybór pism filozoficznych, Wrocław 2013, s. 194.
Mikołaj Bierdiajew, O przeznaczeniu człowieka. Zarys etyki paradoksalnej
Autor podejmuje tu problem poznania etycznego na tle filozofii, nauki i religii, analizuje relację przedmiotu do podmiotu, problemu obiektywizacji w poznaniu i zadania etyki w kontekście pytania o kryterium dobra i zła. Polemizuje na temat istoty filozofii, jej roli i jej stosunku do nauki oraz religii. Zauważa przy tym, że niewola filozofa nie wiąże się z tym, że ma on wiarę religijną i poznanie naukowe. Niewola ta wiąże się z tym, że wiara religijna i wiedza naukowa stają się zewnętrznymi siłami, decydującymi w poznaniu filozoficznym. Religia i nauka – jak twierdzi Bierdiajew – mogą wewnętrznie wzbogacić poznanie filozoficzne, ale nie powinny dla filozofii stać się zewnętrznymi autorytetami. Nikt nie neguje, że filozofia powinna liczyć się z rozwojem nauk, powinna brać pod uwagę wyniki badań naukowych. Jednak z tego nie wynika, że powinna podporządkować się nauce i do niej upodobnić, fascynując się jej sukcesami. Filozofia – zauważa Bierdiajew – jest szczególną sferą kultury duchowej, różną od nauki i religii, ale pozostającą w złożonych relacjach z nauką i religią. Zasady filozofii nie zależą jednak od wyników i skutków nauki. Filozofia w swoim poznaniu nie może czekać aż nauka dokona swoich odkryć. Nauka pozostaje w ciągłym ruchu, jej hipotezy i teorie często się zmieniają i starzeją, ciągle dokonuje nowych odkryć. Toteż Bierdiajew pyta: „Czy można jednak (…) powiedzieć, że nauka Platona o ideach zestarzała się z powodu postępu nauk przyrodniczych w XIX i XX wieku?”. Filozofia, według Mikołaja Bierdiajewa, była i zawsze będzie mądrością, jest umiłowaniem mądrości i umiłowaniem mądrości w człowieku, twórczym przedarciem się do sensu bytu. Filozofia poznaje byt z człowieka i przez człowieka, w człowieku dostrzega rozwiązanie sensu, bada go jako należącego do świata ducha, nauka natomiast poznaje byt jakby poza człowiekiem, w oderwaniu od człowieka; widząc człowieka jako przynależnego do świata przyrody, bada go jako przedmiot. Dlatego dla filozofii byt jest duchem, a dla nauki byt jest naturą.
Bierdiajew w tej pracy podejmuje się refleksji nad człowiekiem w odniesieniu do idei obrazu Boga w człowieku, wskazuje na wcielenie, pojmowane jako Boży plan przebóstwienia człowieka i przywrócenia go do pierwotnej doskonałości. Zajmuje się też człowiekiem jako istotą moralną, zastanawia się nad pochodzeniem dobra i zła w kontekście Boga i człowieka. Omawia istotę człowieka, personalizm, płeć, pierwotną świadomość moralną, społeczny i powszechny charakter prawa, etykę normatywną, faryzeizm, moralność ewangeliczną i faryzejską moralność formalno-prawną, cierpienie, ascetyzm i miłość. Dążąc do przezwyciężenia trudności klasycznej etyki, Bierdiajew mówi o naturze twórczości, podkreśla indywidualny wymiar moralności i rolę, jaką odgrywa w niej wyobraźnia, mówi też między innymi o lęku, bojaźni, banalności i fantazmatach, o państwie, rewolucji i wojnie, kwestiach społecznych, pracy, małżeństwie i miłości, w końcu o rzeczach ostatecznych – śmierci i nieśmiertelności, piekle, raju – po tamtej stronie dobra i zła. Mikołaj Bierdiajew w narracji tej książki kreśli również kilka przepowiedni dotyczących rozwoju wojen o charakterze totalnym oraz rozwoju techniki, mających prowadzić do likwidowania całych narodów, miast i cywilizacji.
Pozycja, podobnie jak poprzednie prezentowane już przez nas książki tego autora, może być bardzo pożyteczna, nie tylko ze względu na zagadnienia egzystencjalne, polityczno-społeczne, filozoficzne i religijne podejmowane przez autora w odniesieniu do uniwersalnych chrześcijańskich idei i biblijnych prawd wiary, ale i w związku z bogactwem treści pozwalających nam zrozumieć siebie i otaczającą nas rzeczywistość. Powinni się z nią zapoznać przede wszystkim prezbiterzy, diakoni i biskupi (w biblijnym tego słowa znaczeniu) oraz wszyscy mający na uwadze doświadczenie w sposób świadomy swojej egzystencji jako osoby.
Søren Kierkegaard, Wprawki do chrześcijaństwa
Autor, filozof i teolog, jeden z najwybitniejszych pisarzy duńskich, zapoczątkował nowy nurt w filozofii europejskiej zwany egzystencjalizmem. Wprawki do chrześcijaństwa to jedno z jego najwybitniejszych dzieł. Tematem tej pracy jest rozróżnienie pomiędzy tym, co boskie, i tym, co ludzkie w rozumieniu chrześcijaństwa. By nam to uzmysłowić, Kierkegaard powołuje się na słowa Chrystusa, który powiedział Piotrowi: „Idź precz ode mnie, szatanie! Jesteś mi zgorszeniem, bo nie myślisz o tym, co boskie, lecz o tym, co ludzkie” (Mat. 16:23). Zostały one wypowiedziane w odpowiedzi na postawę Piotra, który słysząc od swojego Mistrza, że „musi pójść do Jerozolimy, wiele wycierpieć od starszych arcykapłanów i uczonych w Piśmie, że musi być zabity i trzeciego dnia wzbudzony z martwych” (Mat. 16:21),
„wziąwszy go na stronę, począł go upominać, mówiąc: Miej litość nad sobą, Panie! Nie przyjdzie to na ciebie” (Mat. 16:22). Piotr w tym swoim współczuciu i postawie jest zgorszeniem dla Chrystusa, tak jak Chrystus jest zgorszeniem dla Piotra: Chrystus w swej misji i postawie jest tym, co boskie, tym, co absolutne, i przez to jest zgorszeniem dla Piotra; Piotr zaś w tym swoim współczuciu i trosce o swojego Mistrza, jako reprezentant tego, co ludzkie, a nie tego, co boskie, jest zgorszeniem dla Chrystusa. Przy tym Piotr staje się jakby reprezentantem świata chrześcijańskiego, który obala zgorszenie Bogiem, niejako „oswaja” Boga na ludzki użytek – jak zauważa we wstępie tłumacz książki Antoni Szwed. Innymi słowy, Piotr godzi element boski z elementem ludzkim, tak by usunąć to napięcie, jakie między nimi panuje. Pod pojęciem „świat chrześcijański” Kierkegaard rozumie społeczeństwo, w którym każda jednostka od urodzenia jest chrześcijaninem. W tym „świecie, w którym wszyscy są chrześcijanami”, w kościołach głosi się poprawną naukę Chrystusa, ale nikt nie traktuje jej poważnie, tj. nie usiłuje jej wcielić w swoje życie. W takim świecie nauczanie Chrystusa jest łagodzone, a niekiedy wręcz pomijane. Dla ludzi w „świecie, w którym wszyscy są chrześcijanami” lub są nimi od dziecka, myśl o Bogu nie różni się od myśli o rzeczach doczesnych, występują one na tym samym poziomie ważności. Innymi słowy, „świat chrześcijański – zauważa Kierkegaard – zniósł chrześcijaństwo właściwie nie wiedząc o tym. Rezultat jest taki, że jeśli trzeba coś zrobić, to należy spróbować ponownie wprowadzić chrześcijaństwo do świata chrześcijańskiego” (s. 38). Tym samym autor w tej pracy przywraca sobie współczesnym i nam dzisiaj istotną prawdę o przesłaniu Chrystusa i o Nim samym, którą prorok starotestamentowy wyraził w następujących słowach: „I będzie wam świętością i kamieniem obrazy, i skałą potknięcia dla obydwu domów Izraela, sidłem i siecią dla mieszkańców Jeruzalemu. I wielu potknie się o nie i upadną, i potłuką się, i będą usidleni i schwytani” (Iz. 8:14-15). Będzie więc On, jak ujął to Symeon, „znakiem, któremu sprzeciwiać się będą, (…) aby były ujawnione myśli wielu serc” (Łuk. 2:34-35).
Mówiąc inaczej, nauka Chrystusa – jak zauważa Kierkegaard – zakłada możliwość zgorszenia, konieczność cierpienia dla prawdy, zaparcia się samego siebie i naśladowania Chrystusa, jednak Chrystusa nie teologii czy historii, ale Chrystusa ewangelii. Współcześni niczego nie uzyskują z poprzednich pokoleń, lecz wszystko od Chrystusa. Jego życie i nauczanie zmieniły bieg dziejów, ukształtowały naszą kulturę, a nawet rozmaite religijne formy wyznawania Go w katolicyzmie, prawosławiu i protestantyzmie – jednak to wszystko nie dostarcza nam wiedzy o Bóstwie. Bo też wiary nie można przekazać poprzez obyczaje, obrzędy czy sposób myślenia przekazywany przez pokolenia. O Chrystusie jako o Bogu historia niczego nie jest w stanie nam powiedzieć. Kierkegaard twierdzi, że teologia w sensie intelektualnym, tak jak historia, czyni Chrystusa kimś innym, niż On naprawdę jest. O Chrystusie niczego nie można „wiedzieć”; On jest paradoksem, istnieje tylko dla wiary (s. 30). Przeszłość nie jest rzeczywistością, a tylko to, co dla nas współczesne. Wprawdzie przeszłość historyczna jest w teraźniejszości, tak jak i przyszłość, jednak nie da się zracjonalizować wiary. Wiara w Chrystusa jest bowiem ponad wszelką ludzką racjonalnością. Trzeba przecież wierzyć, że pewien konkretny człowiek, żyjący w konkretnym czasie historycznym, jest Bogiem. Kierkegaard postuluje jako konieczne, by jednostka w każdym czasie historycznym stała się współczesną Chrystusowi w Jego egzystencji i naśladowaniu Go (s. 18). To zaś musi wywołać religijne zgorszenie. „Z możliwością zgorszenia idzie się albo w kierunku zgorszenia, albo w kierunku wiary, ale nigdy nie dochodzi się do wiary bez możliwości zgorszenia”. Kierkegaard omawia też zjawisko chrześcijaństwa triumfującego, tj. takiego, które jest zaprzeczeniem wspólnoty Kościoła, czyli Kościoła walczącego, zatem takiego, który będzie pobudzał jednostkę do duchowego rozwoju, a nie, w wyniku braku wymagań, będzie ten rozwój utrudniał.
Jednym słowem, Wprawki do chrześcijaństwa są głęboką analizą i krytyką zwyczajowego i powierzchownego chrześcijaństwa. Lektura niezbędna dla ludzi wychowanych w domach chrześcijan biblijnie wierzących, obowiązkowa dla wszystkich chcących budować w sposób odpowiedzialny wspólnotę kościelną i zrozumieć istotę przesłania Boga w Chrystusie.
John Stott, Chrześcijanin a problemy współczesnego świata
Autor już przez nas prezentowany. Ważna pozycja, podejmująca najważniejsze zagadnienia i zjawiska społeczno-polityczne współczesnego świata, takie jak: wojna i pokój, ochrona środowiska, globalne ubóstwo, prawa człowieka, stosunki pracy i bezrobocie, relacje w świecie biznesu, inżynieria genetyczna, szowinizm, rasizm, antysemityzm, aborcja, homoseksualizm, feminizm, eutanazja, zapłodnienie in vitro, małżeństwo, konkubinat, rozwód i wiele innych zagadnień przedstawianych w świetle nauki apostolskiej i współczesnej wiedzy. Poglądy wyrażane w tej pracy przez Johna Stotta są na ogół reprezentatywne dla większości ewangelicznych (ewangelikalnych) chrześcijan. Autor ma świadomość występującej w wielu środowiskach chrześcijańskich niechęci do zagadnień społeczno-politycznych, by nie powiedzieć wręcz, że doktrynalnie uzasadnianego izolacjonizmu i obojętności wobec tego, co łączy się ze światem i dzieje się poza Kościołem, a niekiedy wręcz obskurantyzmu.
Już na wstępie podejmuje się wyjaśnienia i zdefiniowania czym jest polityka, a także wzajemnej relacji chrześcijaństwa i działalności społecznej, będącej swego rodzaju polityką. Bo też w szerokim znaczeniu „polityka” to tyle, co życie miasta (gr. polis) i obowiązki jego mieszkańców (gr. polites); zatem wszelka działalność jednostki bądź grupy w ludzkiej społeczności jest sztuką wspólnego życia w niej. W zawężonym natomiast znaczeniu polityka jest umiejętnością rządzenia i polega na zdobyciu władzy w celu dokonania społecznej przemiany. Toteż Stott pyta: czy Jezus angażował się w politykę? W tym węższym sensie oczywiście, że nie. Nigdy nie założył partii politycznej, nie ustalił żadnego programu, nie pragnął zdobycia władzy i pozbawienia jej Cezara, Piłata czy Heroda. Jednakże w tym pierwszym, szerszym znaczeniu cała Jego służba była polityczna. Przyszedł na ten świat, by uczestniczyć w życiu ludzkiej społeczności i posłał w świat swoich uczniów, by czynili to samo. Przy tym Królestwo Boże, które głosił, choć nie jest z tego świata, to jednak na tym świecie przejawia się w swoich wartościach i postawach jako radykalnie inna organizacja społeczna. Pierwsi uczniowie oczekiwali od Jezusa działań politycznych i w tym dopatrywali się Jego mesjańskiego posłannictwa. Nawet po Jego zmartwychwstaniu dręczyło ich pytanie kiedy zostanie odbudowane królestwo Izraela (Dz.Ap. 1:6). Zwiastowanie ewangelii zawsze miało skutki społeczne, bez względu na to, czy chrześcijanie mieli taki zamiar, czy nie. Już w Dziejach Apostolskich opisana jest sytuacja, kiedy to nauczanie Pawła w Efezie doprowadziło do poważnych rozruchów w mieście, i to nie na tle religijnym (Dz.Ap. 19:23-34). Tym samym nauczanie Chrystusa miało polityczne następstwa, zaś Jego królestwo było i jest traktowane jako moralne wyzwanie dla królestwa Cezara, jest dla niego alternatywą i dlatego Jezus został oskarżony o podżeganie do buntu. Sam już fakt, że miał zupełnie inny punkt widzenia na władzę, na relacje międzyludzkie, był jednym z powodów, dla których współcześni Mu przywódcy religijni, politycy i ludzie widzieli w Nim kogoś, kto atakuje ich rządy; był dla nich zgorszeniem, o którym w polecanej przez nas książce Wprawki do chrześcijaństwa pisał Søren Kierkegaard. Bo też nie tylko treść nauczania Chrystusa, ale i słowa bezpośrednio skierowane do tych, którzy chcieli iść za Nim, że „lisy mają jamy i ptaki niebieskie gniazda, ale Syn Człowieczy nie ma, gdzie by głowę skłonił” (Mat. 8:19-22), bądź „kto miłuje ojca albo matkę bardziej niż mnie, nie jest mnie godzien” (Mat. 10:37), lub wezwanie mówiące o zaparciu się siebie i wzięcia swojego krzyża (Mat. 16:24) czy oddania majątku ubogim (Mar. 10:17-22) – były i są zarówno dla ludzi współczesnych Chrystusowi, jak i dla nas dzisiaj, jeśli nie zgorszeniem, to na pewno czymś niezrozumiałym, nie mówiąc już o tym, że niezbyt zachęcającym do naśladowania Mistrza.
W celu lepszego jednak zrozumienia treści oraz kontekstu wyrażanych w książce poglądów autora na tematy społeczne, warto przypomnieć, że Izraelici w myśl prawa mojżeszowego nigdy nie mieli posiadać ziemi na własność, byli jedynie jej dzierżawcami: „Ziemi nie będzie się sprzedawać na zawsze, gdyż ziemia należy do mnie, a wy jesteście u mnie przybyszami i mieszkańcami. W całym kraju, który jest w waszym posiadaniu, ustanowicie dla ziemi prawo wykupu: Gdy zubożeje twój brat i sprzeda coś ze swojej posiadłości, wtedy wystąpi jako wykupiciel jego najbliższy krewny i wykupi to, co sprzedał jego brat. A jeśli kto nie będzie miał wykupiciela, lecz potem stać go będzie i znajdzie dosyć na swój wykup, to odliczy lata od swojej sprzedaży i zwróci resztę temu, komu sprzedał, i powróci do swojej posiadłości. Jeżeli jednak nie znajdzie dosyć, aby mógł zwrócić to, co sprzedał, pozostanie w ręku nabywcy aż do roku jubileuszowego. Ale w roku jubileuszowym zostanie zwolniona i on wróci do swojej posiadłości” (3Moj. 25:23-28). Zatem każde pokolenie z danej rodziny trzymało ziemię w zarządzie powierniczym dla kolejnego pokolenia, bo ziemia należała do Boga. Co 50 lat każda część ziemi musiała powrócić do rodziny, do której należała pierwotnie, a wyjątkiem od tego były domy otoczone murem miejskim (3Moj. 25:30-31). Miało to zapobiec gromadzeniu dużych ilości ziemi przez zamożnych Izraelitów kosztem ich ubożejących współbraci, co w konsekwencji doprowadziłoby do powstania warstwy społecznej ubogich robotników rolnych zamiast wolnych właścicieli gospodarstw ziemskich. Prawo nakazywało też nie zatrzymywać wynagrodzenia za pracę, nie dopuszczało do pozbawiania ubogich ich elementarnych potrzeb egzystencjalnych. Niestety w wyniku braku bojaźni wobec Boga i szacunku do Prawa Bożego, te zasady korzystania z ziemi jako daru Boga dla wszystkich nie były przez Izraela przestrzegane. To zaś sprzyjało krzewieniu się nędzy wśród synów Izraela z powodu pozbawienia ich własności ziemskiej, a tym samym uzależnienia ich egzystencji od magnatów ziemskich. Z tego właśnie powodu tacy prorocy Izraela jak Amos, Ozeasz i inni zapowiadali niewolę i pozbawienie też Izraela ziemi jako sąd Boży za ich chciwość, brak miłości do bliźniego i bałwochwalstwo. Z tego też powodu Izajasz napomina Izraela: „Biada tym, którzy przyłączają dom do domu, a rolę do roli dodają, tak że nie ma wolnego miejsca i tylko wy sami osiedliście w kraju. Dlatego w moich uszach rozległ się głos Pana Zastępów: Zaiste, wiele domów spustoszeje, wielkie i piękne pozostaną bez mieszkańca” (Iz. 5:8-9).
Innymi słowy, Stott uważa w kontekście wielu treści biblijnych działania polityczne, wypływające z miłości dążącej do sprawiedliwości społecznej i podejmowane w obronie uciśnionych, za uzasadnioną postawę wyznaczania przez chrześcijan wartości wobec świata w oparciu o służbę i nauczanie Chrystusa. Autor zatem pragnie wszystkim, w tym i biblijnie wierzącym chrześcijanom, uzmysłowić ich społeczną i moralną odpowiedzialność wobec świata. Książka nie tylko pozwala przesadnie ostrożnym zrozumieć, że istnieje właściwe zaangażowanie się w politykę i że jest ono częścią chrześcijańskiego powołania, ale i to, że istnieje także granica tego zaangażowania, której przekroczenie grozi upolitycznieniem ewangelii. Pozwala też zapoznać się z kierunkiem chrześcijańskiej refleksji nad współczesnością, może pomóc czytelnikowi zdefiniować swój własny punkt widzenia na ważne życiowe kwestie i dylematy, przed którymi stają dziś wszyscy ludzie. Pozycja obowiązkowa dla wszystkich tych, którzy z różnych przyczyn nie czytają prasy, nie śledzą wydarzeń społeczno-politycznych i nie potrafią zająć stanowiska w oparciu o biblijne prawdy wiary, a ośmielają się zabierać głos w dyskusji nad wymienionymi powyżej zagadnieniami.
Uzupełnienie niniejszego komentarza w postaci pliku pdf.
Jacek Hołówka, Etyka w działaniu
Jacek Hołówka to filozof, etyk, autor licznych książek i publikacji dotyczących zagadnień etycznych. Etyka w działaniu jest kopalnią teoretycznej i praktycznej wiedzy o etyce. Autor przedstawia w niej teorie etyczne i problemy związane z etyką indywidualną, opisuje narodziny psychiki, rolę socjalizacji, istotę osobowości, znaczenie woli, determinizm, racjonalizm etyczny, uzależnienie, w końcu uprawnienia moralne, na które składają się: prawa naturalne, prawa człowieka, prawa niezbywalne, prawa abstrakcyjne, konkretne i absolutne, zasady i cele. W osobnych rozdziałach omawia poszczególne zagadnienia na tle poglądów etycznych judaizmu, etosu rzymskiego i wczesnego chrześcijaństwa, odwołuje się do źródłowych tekstów greckich, wczesnochrześcijańskich i nowożytnych myślicieli, a przy każdym z tematów są zamieszczone ćwiczenia i scenki rodzajowe ukazujące praktyczny wymiar zasad etycznych. Hołówka podejmuje w książce takie zagadnienia jak samobójstwo i eutanazja, ich motywy oraz poglądy na ten temat w różnych kulturach i systemach etycznych. W części dotyczącej moralności seksualnej omawia pornografię na tle greckiej, rzymskiej i współczesnej kultury, pruderię i feminizm, prostytucję (kurtyzan, dzieci, niewolnic, ofiar sadystów i prostytucję jako sprzymierzeńca moralności), homoseksualizm i przerywanie ciąży. W rozdziale Dobrowolne zobowiązania przedstawia istotę wierności, jej przejawy i konwencje, paternalizm jako rodzinną dysfunkcję (narcystyczny ojciec, matka-ignorantka i dziecko-ofiara), jak i paternalizm prawny, w końcu tolerancję i biznes, a w ich ramach absolutyzm i relatywizm, fanatyzm, męczeństwo, pluralizm, moralność wielopiętrową, wybaczenie, chciwość, zawiść, sprawiedliwą cenę i etykę biznesu. W rozdziale Moralność społeczna autor prezentuje zagadnienia dotyczące równości, okrucieństwa, kary i odpowiedzialności zbiorowej, ukazując na ich tle dyskryminację, sprawiedliwość liberalną i egalitarną, zabijanie, dręczenie, gwałt, przemoc, karę śmierci, prawo indywidualnego traktowania, kolektywne działania i bezczynność. Na końcu książki w części Etyka polityczna prezentuje takie tematy jak wolność (wolność przeciw absolutyzmowi i wolność oparta na uprawnieniach), protest moralny, prawo i obowiązek nieposłuszeństwa, użycie przemocy w ramach nieposłuszeństwa obywatelskiego, pacyfizm, wojny wśród zwierząt, społeczne i psychiczne przyczyny wojen, teorie wojny sprawiedliwej, wreszcie obowiązki polityczne i w ich kontekście liberalną konstytucję, system socjalistyczny, państwo teokratyczne, anarchię, makiawelizm, totalitaryzm, nacjonalizm, syndykalizm.
Książka pisana jest z pasją, bardzo przystępnym językiem, pozwala uporządkować na tle rozmaitych idei powyższe zagadnienia, zrozumieć ich istotę i zasadność postępowania wielu ludzi. Jest pomocna w określeniu własnego stosunku wobec wielu zjawisk społecznych w kontekście etycznym. Lektura obowiązkowa dla katechetów i nauczycieli etyki, nie mówiąc już o prezbiterach, diakonach i biskupach (w biblijnym tego słowa znaczeniu), jak i dla każdego, kto w kontekście poruszanych tu zagadnień chce dojrzale postępować i sensownie się wypowiadać.
Literatura piękna
Fiodor Dostojewski, Bracia Karamazow
Fiodor Dostojewski (1821–1881), publicysta, myśliciel, jeden z najwybitniejszych pisarzy rosyjskich, podejmujący w swoich powieściach odwieczne dylematy ludzkości, takie jak istnienie wolnej woli, Boga, zła, zagadnienia miłości czy ateizmu. Bracia Karamazow, obok Zbrodni i kary, Biesów czy Idioty, należą do najwybitniejszych jego dzieł. Dostojewski podejmuje się tu głębokiej analizy psychologicznej, sięgając nie tylko do patologicznych zjawisk ludzkiej egzystencji, ale i do groźnych, utajonych w duszy i jestestwie człowieka pokładów, które na ogół mieszczą się w psychice normalnej, a z których wyrasta zarówno świętość, jak i zbrodnia.
Dostojewski sądził, że istnienie Boga jest koniecznością moralną. W jednym ze swoich listów do Natalii Fonwizinej napisał: „Jeśliby ktoś mi dowiódł, że Chrystus jest poza prawdą i rzeczywiście okazałoby się, iż prawda jest poza Chrystusem, bardziej chciałbym pozostać z Chrystusem, aniżeli z prawdą”[4]. Prawda jest tu wynikiem operacji rozumowych, którym to Dostojewski nie ufał, podobnie zresztą jak wielu nam współczesnych, zwłaszcza od kiedy Kurt Gődel dowiódł, że w każdym systemie logicznym istnieją twierdzenia nie do udowodnienia na podstawie jego przesłanek[5]. Toteż dla Dostojewskiego jedynym etycznym kryterium był Chrystus. Mówiąc inaczej, życie człowieka bez Boga nie miałoby żadnego sensu, ludzie mogliby robić wszystko, co chcą, dopuszczalne byłoby wszelkie zło. Był on zwolennikiem społeczeństwa chrześcijańskiego, którego religijność przejawiałaby się w moralnym życiu. Toteż bohaterowie jego powieści, nawet jeśli naśladują Chrystusa, to na ogół nie modlą się i nie przywiązują żadnej wagi do obrzędów religijnych, a w ich pobożności najważniejsza jest miłość i gotowość do poświęcenia.
Był przeciwnikiem wszelkich utopii politycznych, w tym socjalistycznych, nie wierzył w świat zbudowany na rozumie i wiedzy naukowej ani w to, że socjalizm uczyni człowieka szczęśliwym. Był przekonany, że zło nie leży po stronie ustroju i systemu politycznego, ale po stronie człowieka, jest immanentną cechą jego natury. Przy tym nikt według niego nie może uważać się za niewinnego, bo nie jest tak naprawdę człowiekiem ten, kto nie zgrzeszył. Natomiast cierpienie w twórczości Dostojewskiego jest koniecznością i swego rodzaju katharsis. Dostojewski jest w tym na wskroś biblijny, ma świadomość tego, że wszystko, co nas spotyka, jest konsekwencją grzechu Adama w ciele. Toteż choroba, ból, cierpienie mogą mieć dla nas zbawienny charakter, pobudzać do refleksji nad naszą przemijającą i kruchą egzystencją, mogą być Bożym znakiem w określonym czasie, ale nie karą, jak usiłują nam to wmówić rozmaici pseudo-pasterze spod znaku tzw. pozytywnego wyznania i ewangelii sukcesu.
Między innymi dlatego też polecamy twórczość tego autora i wielu innych, podejmujących w swojej twórczości zagadnienia mogące nam pomóc jeśli nie zrozumieć sens życia, to przynajmniej przeżyć je bardziej świadomie i dojrzale. Wszelka bowiem optymistyczna metafizyka, z jaką mamy do czynienia w nauczaniu wielu kaznodziei określanych jako chrześcijańscy, jest płytka i powierzchowna. Prawdą jest to, że wszystko, co żyje, boleje i cierpi. Wszystkie cierpienia zesłane na człowieka – śmierć bliskich, choroba, bieda, poniżenia, rozczarowania – mogą być oczyszczające (Ps. 119:67,71) i podnoszące, tak jak cierpienia Joba, który w następstwie ich doświadczenia wyznaje wobec Boga: „Któż jest w stanie zaćmić twój zamysł nierozsądną mową? (…) Tylko ze słyszenia wiedziałem o tobie, lecz teraz moje oko ujrzało cię. Przeto odwołuję moje słowa i kajam się w prochu i popiele” (Job 42:5-6). Człowiek może znieść najstraszniejsze cierpienia, jeśli widzi w nich sens, może w nich odrodzić się do nowego życia. I na tym też polega sens krzyża: „Jeśli kto chce pójść za mną, niech się zaprze samego siebie i weźmie krzyż swój i naśladuje mnie” (Mar. 8:34).
Dostojewski nie zgadzał się też z tym, że negacja Boga przyniesie wywyższenie człowieka – boga pogodzonego z nieuchronnością śmierci i zadowolonego z ujarzmienia przyrody, a nie z obietnicy szczęścia niebiańskiego, jak to zakłada jeden z bohaterów Braci Karamazow, Iwan. Wymowna ilustracją tego problemu może być przejmująca scena z powieści Jana Parandowskiego Niebo w płomieniach, w której główny bohater, Teofil Grodzicki, szarpany wątpliwościami w odniesieniu do istnienia Boga, słyszy od swojego umierającego kolegi: „Jakżebym miał iść do ziemi bez Boga? Ateizm jest wiarą żywych, zdrowych i silnych, wiarą ludzi, którzy w jakiejś cząstce duszy ukrywają, że nigdy nie umrą”[6]. Dostojewski przy tym wierzył w pociągającą moc i siłę piękna Chrystusa, spodziewał się, że to piękno właśnie zbawi ludzkość. Zakładał, że wszelka zmiana musi dokonać się na poziomie indywidualnym, w wyniku nawrócenia się znacznej liczby pojedynczych ludzi. To ta wewnętrzna zmiana moralna w człowieku miała według niego zastąpić system polityczny i presję instytucjonalną. Pokładał duże nadzieje w ruchu świętych Starców (takich jak Zosima w Braciach Karamazow) nieufnie odnosił się do oficjalnego Kościoła i jego funkcjonariuszy. Kapłanów prawosławia uważał za zdzierców zupełnie oderwanych od ludu. Natomiast katolicyzm, jego zdaniem, przestał być już chrześcijaństwem, stał się jego zaprzeczeniem, zdradził Chrystusa i uległ pokusom szatana – nie odrzucił bogactwa i władzy jak Chrystus podczas kuszenia (Mat. 4:1-11). Zamiast dać ludziom wolność, jak to czynił Chrystus, Kościół zniewolił ich za pomocą cudu, tajemnicy i autorytetu. Protestantyzm zaś według Dostojewskiego uprawia zmienne moralizatorstwo, zmierzając przy tym w kierunku ateizmu.
Najbardziej znanym fragmentem Braci Karamazow jest Legenda o Wielkim Inkwizytorze, pokazująca w jaki sposób system religijny zabija istotę przesłania Jezusa. Wielki Inkwizytor napomina Zbawiciela, który powtórnie przyszedł na świat i objawił się w Sewilli, żeby wrócił tam, skąd przyszedł i nie przeszkadzał Kościołowi w jego misji. Poucza, że nauka ewangeliczna jest szkodliwą utopią, którą zdolni są przyjąć jedynie nieliczni wybrani, lecz nie szerokie masy. Powiada, że ludzi męczy wolność sumienia i wolą być prowadzeni jak trzoda. Uzyskawszy wolność, ludzie, tak jak Izrael po wyjściu z Egiptu, szukają czegoś tak niewątpliwego, przed czym wszyscy mogliby się wspólnie pokłonić (s. 348–359). Wolność jest dla ludzi ideą fascynującą, ale zarazem przerażającą, jako buntownicy poszukują jej, jednak będąc słabi, nie potrafią w niej żyć i gotowi są ją porzucić na rzecz jakiegoś absolutnego autorytetu. Ten zarysowany w Wielkim Inkwizytorze dyskurs Fiodora Dostojewskiego o wielkości i nędzy człowieka, o warunkach, w których traci on swoją wolność, odzwierciedla również analogiczne zjawiska obecne we współczesnych wspólnotach ewangelicznych i zielonoświątkowych. Przyjrzyjmy się mu zatem bliżej.
Inkwizytor Dostojewskiego, kwestionując duchowy wymiar człowieczeństwa, ludzką potrzebę szczęścia w wolności, wymienia trzy siły, które mogą na wieki zniewolić i zjednać sobie sumienia słabych, szukających tego „szczęścia”. Te siły to cud, tajemnica i autorytet. Toteż zwracając się do Chrystusa, Inkwizytor mówi: „Odrzuciłeś jedno i drugie, i trzecie, i sam dałeś przykład” (s. 352). „Odrzuciłeś absolutnie jedyny sztandar, (…) jedyny, który mógł wszystkich zniewolić do bezwzględnego pokłonienia się Tobie – sztandar chleba ziemskiego; odrzuciłeś go w imię wolności i chleba niebieskiego. (…) Zapragnąłeś dobrowolnej miłości człowieka, aby z wolnej woli poszedł za Tobą. Zamiast dawnego twardego prawa – odtąd człowiek miał w swobodzie swego serca rozstrzygać sam, co jest dobre, a co złe, mając tylko przed sobą Twój obraz, Twój wzór. (…) Nie zszedłeś z krzyża, gdy wołano, natrząsając się i drwiąc z Ciebie: «Zejdź z krzyża, a uwierzymy, żeś to ty». Nie zszedłeś, ponieważ nie chciałeś zniewolić człowieka cudem i pragnąłeś wiary wolnej, a nie wiary przez cud. Pragnąłeś wiary wolnej, a nie pokornego zachwytu niewolnika wobec potęgi, która go raz na zawsze przejęła zgrozą” (s. 351–353). Mówiąc inaczej, w tym dialogu nie wolna wypływająca z miłości wiara i „chleb niebieski”, tj. treść Słowa Bożego, które to Chrystus wybrał, mówiąc, że nie samym chlebem człowiek żyje, lecz „chleb ziemski” staje się tym, co przyciąga ludzi do Kościoła i wiary w Boga. Dla wielu współczesnych chrześcijan nie tyle jest istotne być w Chrystusie, co raczej mieć w Chrystusie. Widać to w nauczaniu i świadectwach wielu współczesnych ewangelicznych i zielonoświątkowych chrześcijan. Mówi się w nich nie o duchowym rozwoju, tj. stawaniu się przez Słowo Boże w procesie uświęcenia synem Bożym w Chrystusie, wolnym od pychy życia, pożądliwości oczu i ciała, ile przede wszystkim o tym, jak to Bóg kogoś uzdrowił, wysłuchał modlitwy i dał nowy budynek kościelny czy pomógł w znalezieniu pracy. Pomijając już tu żenujące niekiedy świadectwa o zdaniu egzaminu bez uczenia się i tym podobne rzeczy, których pełno na rozmaitych portalach społecznościowych i stronach zborowych. Do tych ludzi nie dociera, że deszcz pada i słonce świeci dla sprawiedliwych i niesprawiedliwych (Mat. 5:45), a domy modlitwy, sale królestwa, kościoły czy meczety wznoszą i inni, tak samo okazałe, a niekiedy nawet może bardziej niż ci, którzy akurat składają o tym świadectwo. Nie chcemy zaprzeczyć tu temu, że Bóg wysłuchuje modlitwy swojego ludu, ale chcemy zasygnalizować, że te postawy są charakterystyczne dla wszystkich, którzy chcą mieć zamiast być i są w tym swoim postępowaniu w duchu Inkwizytora, a nie Chrystusa. Przy tym przypominamy, że „tego wszystkiego poganie szukają”, tj. ci, co szukają „ziemskiego chleba” i nie mają świadomości, że człowiek nie samym chlebem tylko żyje. Sam Chrystus wzywa swoich naśladowców, by szukali najpierw Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości, a wszystko inne będzie im dodane (Mat. 6:32-33). Bóg w Chrystusie nie chciał zniewolić człowieka cudem, tajemnicą i autorytetem. Siły te są narzędziem i atutem rozmaitych religijnych oszustw, zbudowanych na potrzebach człowieka, czyniąc go istotą jeszcze bardziej chorą, określającą się przez ciemną nieświadomość w rozmaitych obrzędach i systemach kultowo-religijnych. Wyrażają się one zarówno w pesymizmie, przejawiającym się w fałszywej, zewnętrznej pokorze, która jest zaprzeczeniem pokory będącej aktem wolności wobec swojego „ja” w Chrystusie, jak i w „ja” ujawniającym się w fałszywym optymizmie, na skutek przyjęcia idei pozytywnego wyznania i ewangelii sukcesu. Poddana tym zjawiskom osoba nie tylko lęka się cierpień życia, ucieka z pola walki, ale wypiera rzeczywistość i tym samym dopuszcza się zdrady w stosunku do życia, które jest darem Boga.
Powieść nadal aktualna, pouczająca szczególnie dla chrześcijan biblijnie wierzących, ludzi chcących zrozumieć tkwiące w nich samych zagrożenia, których najczęściej nie jesteśmy świadomi. Dostojewski, podobnie jak w pozostałych swoich książkach, po mistrzowsku zgłębia tu i ujawnia najmroczniejsze zakamarki duszy ludzkiej i targające człowiekiem namiętności. Opisuje w niej historię ojcobójstwa, w którą w różnym stopniu są zamieszani wszyscy synowie zamordowanego człowieka. Podejmuje się przy tym ukazania na tle relacji Iwana Karamazowa ze Smierdiakowem, jak może zostać zwulgaryzowana myśl, idea, jak daleko może ona odbiegać od intencji jej twórcy, gdy trafi na ulicę i przybierze „uliczną postać”.
[4] Cyt za: J. Smaga, Wstęp, [w:] F. Dostojewski, Bracia Karamazow, Wrocław–Warszawa–Kraków 1995, s. XXI.
[5] Zob. W. Roszkowski, Półwiecze. Historia polityczna świata po 1945 roku, Warszawa 2005, s. 26. Warto przytoczyć słowa Karla Poppera, który w przedmowie do polskiego wydania swojej Wiedzy obiektywnej stwierdza jednoznacznie: „Nie mam na myśli wiedzy jakoś szczególnie pewnej, wręcz przeciwnie – cała nasza wiedza, a zwłaszcza wiedza naukowa, jest wiedzą przypuszczeń, wiedzą hipotetyczną. Wiedza może być obiektywna w tym sensie, że nadajemy jej szatę słowną i poddajemy dyskusji w bezosobowy sposób. W dyskusji rozważa się racje za i przeciw niej” (K.R. Popper, Przedmowa do wydania polskiego, [w:] tegoż, Wiedza obiektywna. Ewolucyjna teoria epistemologiczna, tłum. A. Chmielewski, Warszawa 2002, s. 3).
[6] J. Parandowski, Niebo w płomieniach, Londyn 1994, s. 309.
Lew Tołstoj, Zmartwychwstanie
Lew Tołstoj (1828–1910), autor tak popularnych powieści jak Wojna i pokój czy Anna Karenina, podobnie jak Dostojewski namiętnie szukał i starał się przezwyciężyć trapiące go wątpliwości w odniesieniu do wiary w Boga. Osobiste przemyślenia i obserwacje doprowadziły go do wniosku, że Kościół wypaczył zasady ewangelii, że głosi i czyni zupełnie co innego niż to, co zawarte jest w doktrynie Jezusa z Nazaretu. Tołstoj w pewnym momencie swojego życia uświadomił sobie głęboki sens nauki Jezusa Chrystusa i całkowity bezsens religii reprezentowanej przez Kościół prawosławny. Uważne zaś studia teologiczne w języku greckim i hebrajskim, których się specjalnie uczył, przekonały go, że oficjalna religia chrześcijańska w ogóle niewiele ma wspólnego z treścią ewangelii. Odkrył, że na przestrzeni historii chrześcijaństwa nawarstwiały się rozmaite dogmaty, a niekiedy i kłamstwa czy oszustwa, formułowane przez wielu duchownych, których motywem były nikczemne pobudki. Na tym też tle wszedł w głęboki konflikt z Kościołem prawosławnym. Jest to konflikt niezwykle ciekawy w swym przebiegu i istocie, acz niestety mało znany.
Tołstoj uważał, że nauczanie Kościoła jest szkodliwe i zupełnie przysłaniające sens nauki Jezusa. Potępił on sakramenty chrztu, ostatnie namaszczenie, przystępowanie do komunii, kult obrazów, świętych, relikwii, jak i samą instytucję kościelną i funkcję kapłańską. Przy tym należy tu zasygnalizować, że Tołstoj w tej krytyce, w odróżnieniu od Fiodora Dostojewskiego, wystąpił z własną wizją chrystianizmu. W jego koncepcji Bóg nie jest osobą, lecz zasadą duchową rządzącą światem przyrody i historii. Jezus Chrystus nie jest Bogiem, lecz wybitnym człowiekiem, który najlepiej wyraził wolę Boga. Tołstoj za niepoważne i podważające godność ludzką uznał takie idee chrześcijaństwa jak łaska, zmartwychwstanie, odkupienie, niebo i piekło. Jezus umarł według niego za Prawdę, a nie za rodzaj ludzki. Twierdził, że Królestwa Bożego nie trzeba szukać w zaświatach, albowiem ono jest w nas samych. Należy tylko zmienić się wewnętrznie i postępować według przykazań Chrystusa. Za najważniejszą zasadę tak pojmowanego chrystianizmu uznał niesprzeciwianie się złu. Prawdziwy chrześcijanin według Tołstoja nie może osądzać ludzi i samowolnie ich karać, bo to może czynić wyłącznie Bóg. Powołaniem chrześcijan jest czynić dobro, zaś wszystkim winowajcom bezwzględnie wybaczać. Istotę tej myśli zaprezentował zarówno w Zmartwychwstaniu, jak i w Annie Kareninie. Prawdziwa religia według niego powinna być w zgodzie z rozumem i wiedzą, wiązać człowieka z nieskończonością życia i kierować jego postępowaniem. Tołstoj twierdził, że zadaniem religii jest ukazanie ludziom sensu świata i ich własnej egzystencji. Wiara to siła życia. Bez religii człowiek nie wiedziałby, jak i po co ma żyć. Istotą prawdziwej religii jest przede wszystkim etyka, natomiast wszystkie fałszywe wyznania koncentrują się na obrzędach i dogmatach. Tołstoj za te swoje poglądy w dniu 24 lutego 1901 roku został decyzją Najwyższego Synodu ekskomunikowany, czyli wyklęty i wyłączony ze społeczności wiernych Kościoła prawosławnego.
Powieść Zmartwychwstanie powstała w ostatnim okresie twórczości pisarza. Zawarł on w niej swoje credo filozoficzne, artystyczne i etyczne. Fabuła tej powieści oparta została na autentycznym wydarzeniu, o którym w roku 1877 opowiedział pisarzowi znajomy prawnik, bądź, jak twierdzą inni, zaczerpnięta została z kroniki sądowej. Jakkolwiek było, faktem jest, że historia ta stała się dla Tołstoja źródłem natchnienia do snucia refleksji nad możliwościami moralnego odrodzenia człowieka i odkupienia win. Główny bohater, książę Dymitr Iwanowicz Niechludow, prowadzący beztroskie życie, pewnego dnia jako ławnik w sądzie spotyka oskarżoną o zabójstwo dziewczynę, którą parę lat wcześniej uwiódł, wykorzystał i porzucił. Pod wpływem moralnego wstrząsu postanawia naprawić wyrządzone jej zło. Droga do tego celu stanowi główny wątek powieści, a równocześnie umożliwia autorowi ukazanie szerokiej panoramy rosyjskiego społeczeństwa, jego instytucji, pojedynczych ludzi, ich zachowań, jednym słowem wszystkich patologii, nieprawości i absurdów życia. Tołstoj w tej powieści bezceremonialne oskarża carski absolutyzm o niesprawiedliwość, sądownictwo o demoralizację ludzi, a Cerkiew o służalczość. To właśnie publikacja Zmartwychwstania spowodowała, że Tołstoja obłożono ekskomuniką i wyłączono z Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Lektura ta pozwala czytelnikowi ujrzeć świat w kontekście uniwersalnych idei chrześcijaństwa.
Jest to praca programowa Tołstoja, w której ukazuje on problem poczucia winy i jej odkupienia, konsekwencji tego, co robimy dla innych, oraz proces stopniowej przemiany wnętrza człowieka. W toku swej narracji Tołstoj nie moralizuje ani nie odnosi się bezpośrednio do idei Boga, lecz zadaje pytania, wyciąga wnioski i opisuje całość życia oczami bohatera książki, który odkrywa rozmaite zawiłości egzystencji człowieka, dostrzegając na jej tle niedorzeczność wielu zachowań, idei i systemu organizacyjnego państwa, jego administracji, sądownictwa, nie mówiąc już o obrzędowości religijnej. Dopiero pod koniec główny bohater czyta Kazanie na górze z Ewangelii według Mateusza i znajduje tam pięć przykazań, które, gdyby je wypełnić, zmieniłyby zupełnie ustrój społeczny. Tołstoj, jak słusznie zauważył Edmund Lewandowski, sformułował w miejsce Dekalogu swój pentalog[7], którym powinien kierować się każdy chrześcijanin: 1) nie tylko nie zabijać, lecz również nie gniewać się, nie pogardzać nikim i żyć w zgodzie ze wszystkimi; 2) nie tylko nie cudzołożyć, ale także unikać rozkoszowania się urodą kobiet i być wiernym jednej wybrance; 3) nie przyrzekać niczego pod przysięgą; 4) nie tylko nie odpłacać „oko za oko”, lecz gdy uderzą w policzek, nadstawić drugi, przebaczać, znosić w pokorze krzywdy, nie odmawiać tego, czego inni żądają; 5) nie tylko nie nienawidzić wrogów ani nie wojować z nimi, ale kochać ich, pomagać im i służyć. Innymi słowy, Tołstoj zredukował chrystianizm do moralności opartej na absolutnej miłości bliźniego. W interpretacji Tołstoja chrystianizm jest religią bez hierarchii i liturgii. W powieści, opisując ceremoniał mszalny, wskazał na jego zupełną nieadekwatność względem nauczania Chrystusa. Napisał, że nikomu z uczestników nabożeństwa nie przyszło nawet do głowy, że wszystko, co podczas niego czyniono, było największym bluźnierstwem i naigrywaniem się z tego właśnie Chrystusa, w którego imię to wszystko się działo. Tenże Jezus Chrystus „zabraniał tego wszystkiego, co tutaj czyniono, zabronił nie tyko tego bezmyślnego gadulstwa i bluźnierczego odprawiana czarów z chlebem i winem przez kapłanów-nauczycieli, lecz najwyraźniej zabronił ludziom nazywać nauczycielami innych ludzi” (s. 141–142). Toteż Tołstoj zarówno nabożeństwa, liturgiczne modły, jak i nazywanie duchownych ojcami traktował jako przejaw nieposłuszeństwa wobec Chrystusa. Potępiał zdecydowanie państwo, własność i nierówności społeczne, jednocześnie jednak odcinał się od rewolucjonistów, zmierzających do zniesienia wymienionych przejawów zła. Podobnie jak Fiodor Dostojewski krytycznie odnosił się do ustroju kapitalistycznego. Był to dla niego system niewolniczy, oparty na własności chronionej przez przemoc oraz na prawnie gwarantowanej eksploatacji człowieka przez człowieka. Wobec tych przejawów zła propagował przyjętą później przez Gandhiego zasadę biernego oporu i niestosowania przemocy. Mimo wielu zauważalnych ideowych sprzeczności w poglądach Tołstoja, jego powieści, w tym i Zmartwychwstanie, należą do najważniejszych w literaturze światowej.
Czy Lew Tołstoj prawidłowo odczytywał nauczanie Jezusa Nazaretu? Czy słusznie krytykował Kościół? Na takie pytania najlepiej samemu sobie odpowiedzieć i sięgnąć do źródła, tj. Biblii, obserwując przy tym funkcjonowanie Kościoła, zgodność jego nauczania i postępowania z Pismem świętym, oraz swoje własne życie na tle treści ewangelii, jak czynił to bohater Zmartwychwstania Dymitr Niechludow. Jakkolwiek by oceniać poglądy Tołstoja, trzeba mu jednak przyznać, że od wieków typ religijności prawosławnej, katolickiej czy niekiedy i protestanckiej znacznie odbiega od tego, w co wierzył, praktykował i głosił Jezus z Nazaretu. Bo też ten panujący powszechnie typ religijności chrześcijańskiej, mimo tego, że w wielu aspektach ideowych, jak i etycznych, nie jest zgodny z nauką Chrystusa, to jednak jest wygodny i potrzebny ludziom. Ewangeliczny chrystianizm, jak zauważył w Braciach Karamazow Wielki Inkwizytor w rozmowie z Jezusem, jest dla większości ludzi piękną, lecz nieziszczalną utopią. Tym samym wielu ludzi uczciwych wobec siebie w kontekście egocentrycznych zachowań bądź własnych namiętności i pragnień, mając świadomość swojej niemocy względem wymagań etycznych ewangelii, pozostawia modyfikacje, by nie powiedzieć, że fałszowanie idei Chrystusa Jego, nominalnym wyznawcom i duchownym (księżom, popom czy pastorom), którzy świadomie czy też nie, zdołali zjednać sobie sumienia słabych, szukających „szczęścia”, poprzez trzy zniewalające siły: cud, tajemnicę i autorytet. Przy tym należy pamiętać, że religia jako taka jest zjawiskiem w swej istocie historycznym, dlatego zmienia się w zależności od przekształceń społeczno-politycznych i kulturalnych. Dlatego żadna z wielkich istniejących religii, takich jak buddyzm, islam czy chrześcijaństwo, nie przetrwała w swej pierwotnej istocie i formie nadanej jej przez założyciela. Innymi słowy, Kościół był zawsze taki, jaki w danych okolicznościach mógł być. Zatem wartość pisarstwa Tołstoja i jego refleksji religijnej w kontekście chrześcijańskim tkwi już w tym, że może nam ono uzmysłowić to, nad czym sami nigdy się nie zastanawialiśmy.
[7] E. Lewandowski, Oblicza religii chrześcijańskiej, Łódź 1987, s. 67.
Jerzy Andrzejewski, Bramy raju, Ciemności kryją ziemię
Jerzy Andrzejewski, Bramy raju, Ciemności kryją ziemię
Jerzy Andrzejewski (1909–1983), prozaik, publicysta, działacz opozycji demokratycznej w PRL, współautor Listu 34, współzałożyciel Komitetu Obrony Robotników (KOR), pisarz o profilu moralistycznym. Cały jego dorobek autorski wyraża dążenie do znalezienia trwałych miar rzeczy, trwałych wzorów zachowań i wartości. Został sportretowany przez Czesława Miłosza w paraboli literackiej zatytułowanej Zniewolony umysł jako Alfa, czyli moralista[8]. Andrzejewski jest też autorem takich pozycji, jak Ład serca (1938; bohaterem tego utworu jest ksiądz katolicki, którego dramatem wewnętrznym jest utrata łaski), Noc (1945; to zbiór opowiadań napisanych w okresie okupacji, w których pisarz poszukuje pozareligijnych sankcji moralnych), Popiół i diament (1947; powieść stawia pytania o idee, wartości, na których mogłaby się oprzeć zbiorowość ludzka, rozbita wewnętrznie i zmęczona okupacją). Problem twórczości artystycznej w obliczu polityki i jej manipulacji podejmuje w ostatniej swojej powieści – Miazga. Andrzejewski to pisarz, który sam przeżył kryzysy ideologii uniwersalnych XX wieku. Po fazie deklaracji, oddania się różnym ideologiom, w następnej fazie, rozrachunków i rewizji, bohaterowie jego utworów podejmują się próby duchowego uniezależnienia. Tym samym twórczość Jerzego Andrzejewskiego jest wyrazem niepokoju pobudzanego nieustannie przez obecność kłamstwa i fałszu, przez podejrzenie, że wartości są iluzja umysłu, przez rozdźwięk między intencją a czynem.
Ten rozdźwięk jest właśnie główną treścią utworów Ciemności kryją ziemię (1957) i Bramy Raju (1959); to obrachunek pisarza ze stalinowską przeszłością. By ukryć prawdziwy cel napisania tych utworów, umieścił ich akcję w średniowieczu. Ukazuje w nich proces stopniowego podporządkowywania się ludzi ideologiom zbiorowym, zjawisko niewolenia duchowego dokonywanego w imię mitu, który jest kłamstwem. Oba tytuły to studium procesu tworzenia się masowych idei i ich oddziaływania na zbiorowość oraz wchodzenia jednostki w ideologiczny system totalitarny. To wręcz anatomia procesu przyswajania sobie ideologii i okłamywania się jednostki co do prawdziwych motywów jej działania. Bohaterowie powieści stają w obliczu faktu, że wybrana wartość czy idea nie daje się zrealizować, bo w toku jej realizacji okazuje się kłamstwem lub zaprzeczeniem samej siebie.
Bohater Ciemności kryją ziemię, młody dominikanin Diego de Manente, mając naturę buntownika i idealisty, początkowo jest przeciwny hiszpańskiej Świętej Inkwizycji, kierowanej przez Wielkiego Inkwizytora Tomasa de Torquemadę, (na którym to wzorował swojego Inkwizytora z Braci Karamazow Fiodor Dostojewski). Pod wpływem jego osoby i ideowego oddziaływania przechodzi jednak przemianę wewnętrzną i staje się wielkim zwolennikiem tej instytucji. Inkwizycja daje mu oparcie dla wartości, jakie są mu bliskie, jak i możliwość ich realizowania w budowie lepszego świata, w którym Chrystus jest niepodzielnym królem. Ma świadomość, że aby to osiągnąć, należy zniszczyć w imię miłości i prawdy wszystkich Jego wrogów. W tym celu posuwa się do zdrady nawet swojego najlepszego przyjaciela, Mateo, który jako jedyny z jego otoczenia wskazywał mu na nieprawość systemu i przypominał, kim był on sam niegdyś jako uczciwy wyznawca Chrystusa. Diego w wyniku tych przeobrażeń staje się fanatykiem budzącym lęk u innych, niezdolnym już do refleksji i rewizji swojego postępowania, co z całym dramatyzmem ujawnia się w momencie śmierci Wielkiego Inkwizytora. Tomas de Torquemada, konając na łożu śmierci, widzi w wizji cały kraj w ogniu stosów, zaczyna rozumieć, że jego dotychczasowa działalność była pomyłką. Innymi słowy, to co miało być wyzwoleniem, światłem ludzi na ziemi, stało się niewolą i „ciemnością okrywającą ziemię”. W chwili przytomności żąda od Diego, by rozwiązał Świętą Inkwizycję i rehabilitował jej ofiary, ten zaś, przerażony tym zadaniem, uderza dawnego nauczyciela w twarz.
Bramy Raju zostały oparte na historycznym wydarzeniu. Treścią tego utworu jest krucjata dziecięca, podjęta w 1212 roku w celu uwolnienia z rąk muzułmanów Grobu Chrystusa. Jej inicjatorem jest młody pasterz Jakub, oczarowany, na tle erotycznym, duchową i fizyczną urodą hrabiego Ludwika, zaś pierwotna inspiracja leży w poczuciu winy samego Ludwika, wywołanym jego udziałem w grabieżach, jak i zdradą idei krucjaty, w której przed laty brał udział. Idea jest więc już u samego źródła nieczysta, a jej duchowy wymiar ukrywa cielesne pragnienia i motywy jej uczestników. W trakcie marszu i trwającej spowiedzi uczestników tej dziecięcej krucjaty wobec idącego na jej czele mnicha okazuje się, że nie jest ona oparta na przesłankach religijnych. Kryje bowiem zupełnie niereligijne motywy, stanowi jedynie przesunięcie celów, których nie można zrealizować, na inny, zastępczy temat. Idea uwolnienia Grobu Pańskiego przez niewinne dzieci jest w istocie mistyfikacją i tym samym iluzją, jest cynicznym i wyrachowanym działaniem jej uczestników, chcących zaspokoić swoje własne żądze i namiętności.
Lektura niezbędna dla biblijne wierzących, obowiązkowa dla wszystkich nieobojętnych na wartości moralne i idee społeczno-polityczne lub religijne. Pomocna w zrozumieniu swoich własnych motywów wyznawania jakieś idei społecznej bądź religijnej.
[8] Cz. Miłosz, Zniewolony umysł, Kraków 1990, s. 111.
Pozostałe
Pozostałe
Poza powyżej zaprezentowanymi lekturami polecamy twórczość Witolda Gombrowicza (Ferdydurke i inne[9]), Henryka Ibsena[10] (Dzika kaczka), George’a Orwella (Folwark zwierzęcy, Rok 1984), Tadeusza Borowskiego (obozowe opowiadania i wiersze), Gustawa Herlinga-Grudzińskiego (Inny świat), opowiadania Antoniego Czechowa (Złoczyńca, Kameleon, Przestępstwo, Śmierć urzędnika, a szczególnie Sala nr 6) i Stefana Żeromskiego (Echa Leśne, Zmierzch, Zapomnienie, Snobizm i postęp) czy opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza (np. Tatarak, Matka Joanna od Aniołów). Jednym słowem wszystko, co może wzbogacić wiedzę o życiu, grzechu, cierpieniu i heroizmie człowieka, jak i nasze osobiste wartości moralne, doznania emocjonalne i estetyczne „tu i teraz”, tak by będąc świadomym siebie i otaczającej rzeczywistości, osiągnąć to, do czego zmierzamy jako wezwani przez Chrystusa – zastępując przy tym telewizję (co nie znaczy: dobry film) i bezowocne spędzanie wolnego czasu wartościową lekturą.
[9] Witold Gombrowicz w tych utworach uzmysławia nam, że jesteśmy tacy, jak nas ukształtowano, wyrażamy się w formach, które nam dano gotowe, człowiek zaś nie jest pusty wewnętrznie; posiada on jakiś zasób treści autentycznych, ale rzecz w tym, że treści te są mętne, by nie powiedzieć ciemne, przy tym dziecięce i wstydliwe. Toteż pozostające w niezgodzie z panującym konwenansem wartości, co sprawia tłamszenie w nas osobowości. Innymi słowy, od „pupy” czy „gęby”, czyli masek, jakie przyprawia nam otoczenie lub dana sytuacja, nie ma ucieczki.
[10] Henryk Ibsen, dramaturg norweski, odnoszący się do tragizmu ustroju współczesnego i do zasadniczych problemów etyki indywidualnej i zbiorowej. Walczył z zakłamaniem, hipokryzją, demaskował rozkład moralny, bronił praw jednostki wobec tłumu. Wskazywał, że ludzie nie chcą znać prawdy, wolą żyć w iluzji o sobie i o swoim otoczeniu (Dzika kaczka).
Teksty źródłowe
Erazm z Rotterdamu, Pochwała głupoty
Autora nie trzeba tu chyba przedstawiać; należał do czołowych myślicieli renesansu i reformacji. Tak jak Marcin Luter, dostrzegł konieczność zmian i reformy Kościoła, jednak był od niego bardziej zachowawczy i umiarkowany wobec papiestwa, by nie powiedzieć, że w swej pacyfistycznej i humanistycznej postawie, wierząc w możliwość samodzielnego zreformowania się ówczesnego Kościoła, był w jakimś sensie naiwny. Podobnie jak wszyscy reformatorzy, postulował konieczność udostępnienia Biblii wszystkim ludziom, każdego stanu i narodowości, co wyraził w następujących słowach: „Zastanówmy się, kim byli słuchacze Chrystusa. Czy nie pochodzili oni ze zwyczajnych kręgów społeczności i czyż nie byli bardzo różni? (…) Azaliż Chrystusa może obrażać to, iż czytają Go tacy sami ludzie jak ci, co Go słuchali? Moim zdaniem rolnik winien go czytać, takoż kowal i mularz, a nawet prostytutki, stręczycielki i Turcy powinni. Skoro Chrystus nie odmówił im swego głosu, ja nie będę odmawiać im Jego ksiąg”[12].
Wymowny jest też jego pogląd na ludzi tej epoki, który wyraził w liście do Tomasza Morusa: „Ja się dziwuję delikatnym uszkom, jakie ludzie mają w dzisiejszych czasach, uszkom, które już bodaj nic nie potrafią znieść poza raczeniem się uroczystymi tytułami. Co więcej, można czasem spotkać ludzi tak opacznie religijnych, że prędzej zniosą najcięższe nawet bluźnierstwa wobec Chrystusa niż to, by ktoś dotknął najlżejszym żartem papieża czy księcia”[13].
Najbardziej jednak oddającą istotę postulatów reformacyjnych Erazma i jego poglądów na epokę jest Pochwała głupoty z 1511 roku, pełna dowcipnej krytyki wobec formalizmu scholastycznej teologii oraz zakonników, którzy chwalą się gorliwym wypełnianiem reguł, ale nie pamiętają o miłości bliźniego. Dzieło to przed rokiem 1536 miało trzydzieści dziewięć wydań, a niektóre z nich ukazywały się w pokaźnym nakładzie[14]. Narratorką książki jest Głupota, która sama siebie chwali, co przecież nikomu poza głupotą nie przystoi. Niemniej jednak ta chwaląca się głupota jako ludzka cecha zasługuje na zrozumienie. W ujęciu Erazma jest ona swego rodzaju znieczulaczem, jest nam wręcz niezbędna, człowiek nie może bez niej żyć. Głupota nie tylko pozwala nam nie dostrzegać własnych wad, ale i osładza nam nasz wizerunek, pomagając pokochać samych siebie, a tym samym i zaakceptować innych. Wyrazem głupoty jest nierozumna miłość, która nie pozwala zobaczyć prawdy. Ojciec mający np. niezbyt mądrego czy urodziwego syna – jak to Głupota w narracji książki wyraża – nie będzie tego w nim dostrzegał, ale będzie się oszukiwał, że tak nie jest, podobnie jak zakochany mąż, którego zdradza żona, mimo iż wszyscy o tym wokoło wiedzą, jest przekonany, że jest mu wierna jak Penelopa. To właśnie głupota pozwala nam żyć i nie zwariować.
Lektura obowiązkowa dla wszystkich, książka, którą trzeba przeczytać i powracać do niej ciągle na nowo, gdyż nie traci ona nic ze swojej aktualności, a może pomóc zobaczyć samego siebie w sidłach głupoty. Przy tym trudno jest zrozumieć wielu współczesnych nonkonformistów, nie tylko religijnych, bez znajomości tego dziełka. Jako tekst źródłowy pozwala zaś zrozumieć czytelnikowi zasadność protestu wielu ludzi wobec ówczesnego Kościoła. W przytaczanym tu wydaniu na początku znajduje się list Erazma do Tomasza Morusa, a na końcu korespondencja między Erazmem a Marcinem von Dorp.
[12] Cyt za: P. Johnson, Chrześcijaństwo, Gdańsk 1993, s. 352.
[13] Cyt. za: E. Jędrkiewicz, Wstęp, [w:] Erazm z Rotterdamu, Pochwała głupoty, Warszawa 2001, s. 32.
[14] Na przykład pewien paryski drukarz, dowiedziawszy się, że książka może zostać zakazana, wypuścił 24000 egzemplarzy. Dla porównania, w latach trzydziestych XVI wieku krążyło 300 tysięcy egzemplarzy jego greckiego Nowego Testamentu oraz ponad 750 tysięcy egzemplarzy innych jego dzieł (zob. P. Johnson, dz. cyt., s. 349).
Marcin Luter, De Servo Arbitrio. O niewolnej woli
Marcin Luter, obok Jana Kalwina czy Erazma z Rotterdamu, należał do najważniejszych postać renesansu i reformacji. Zanim przejdziemy do samego Lutra i jego książki, przyjrzyjmy się terminom „renesans” i „reformacja”.
Łacińskie renatio, czyli „odrodzenie”, jest kalką greckiego terminu teologicznego palingenesis, używanego w znaczeniu odrodzenia duchowego, zmartwychwstania, nowego człowieka[15]; zaś reformatio znaczy „przekształcenie”, „przywrócenie rzeczy do jej pierwotnej formy”, stąd mogło oznaczać również reformę obyczajów. Chrześcijaństwo przyjęło to pojęcie, nadając mu nowy sens. U Ojców Kościoła w liturgii starożytnej słowo „reforma” używane było w sensie antropologicznym i oznaczało przywrócenie w człowieku obrazu Bożego[16], więc miało sens podobny do renatio. Nie był to zatem powrót do poglądów starożytnej Grecji i Rzymu ani odrzucenie wiary chrześcijańskiej i wszelkich wartości epoki średniowiecza, lecz wykorzystanie sposobu pojmowania świata starożytnych myślicieli. W odniesieniu do renesansu można by posłużyć się metaforą, że Atena dotknęła swą stopą Alp, ale nie stały się one Olimpem. Reformacja zaś, a w zasadzie renesans biblijnych i starożytnych wartości chrześcijańskich, była poruszeniem przez anioła wody w sadzawce (Jan 5:1–18). Reformacja w swej istocie i treści ideowej nie była czymś nowym, lecz jedynie próbą rekultywacji pierwotnych treści chrześcijaństwa, zafałszowanych bądź stłumionych w wyniku procesu historycznego, w który Kościół się wpisał w sensie społeczno-politycznym i kulturalnym, tracąc tym samym swą zasadniczą misję – zbawienie człowieka.
Niezależnie od tego, jak będziemy dzisiaj interpretować istotę i skutki reformacji, nie ulega wątpliwości, że wystąpienie Marcina Lutra w 1517 r., przy sprzyjających okolicznościach politycznych, otworzyło proces niezależnego od papiestwa szerokiego ruchu powrotu do ideałów pierwotnego chrześcijaństwa opartego na Piśmie świętym. Luter uwolnił tym samym słowo i myśl; słowa co prawda można było cenzurować, spalić, umieścić na indeksie, ale myśli popartej tekstem Pisma świętego, odwagą i wiarą, już nie można było zatrzymać. Rozbudzone zaś zainteresowanie treścią Pisma trwa nadal i nie jest jakimś wybrykiem samowoli, ale pędem do poszukiwania prawdy i doskonałości, w myśl słów św. Pawła: „Całe Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości, aby człowiek Boży był doskonały, do wszelkiego dobrego dzieła przygotowany” (2Tym. 3:16–17). Przy tym ta lektura Biblii i wgłębianie się w jej treść kazały wielu ludziom zarówno w XVI wieku, jak i później iść dalej, przywracali więc oni zasady Ewangelii, na które nie godzili się reformatorzy bądź współcześni im hierarchowie. To zaś dążenie do prawdy i doskonałości jest naturalnym prawem ludzkiej natury i psychiki, jest też istotą rozwoju duchowego, na co zawraca uwagę cytowany już św. Paweł w następujących słowach: „Nie jakobym już to osiągnął albo już był doskonały, ale dążę do tego, aby pochwycić, ponieważ zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa” (Filip. 3:12).
Dzieło O niewolnej woli z 1525 roku jest tekstem źródłowym zawierającym poglądy Marcina Lutra i pisanym w odpowiedzi na traktat Erazma z Rotterdamu O wolnej woli (łac. De Libero Arbitrio). Takie pozycje mają duże znaczenie ze względu na naturalny proces odchodzenia od pierwotnych idei reformatorów przez ich kontynuatorów lub ludzi powołujących się na nich w swoim nauczaniu prawd wiary bądź twórczości, reinterpretujących przy tym ich podstawowe założenia doktrynalne. Treścią tej książki jest spór Erazma i Lutra, a w zasadzie spór między katolicyzmem a protestantyzmem w kwestii łaski. Książka została opatrzona wstępem wprowadzającym do tematu, w którym podane są informacje o Lutrze i Erazmie, jak i o tym, na czym polegała linia podziału między humanizmem a reformacją. Przy tym sama już treść tego dzieła, obok zagadnień dotyczących bezpośrednio sporu o wolną wolę, zawiera zagadnienia dotyczące pewności wiary w zabawienie, jedności ideowej Pisma świętego, tajemnicy Kościoła, istoty chrześcijańskiej pobożności, zasad doktrynalnych i życia, idei zapłaty oraz istoty zła.
Luter, najogólniej mówiąc, w tej odpowiedzi do Erazma stoi na stanowisku, że człowiek nie może sam, bez łaski zbliżyć się do Boga. Człowiek od momentu swojego upadku w Edenie z natury jest zły i sam z siebie nie jest zdolny do życia w zgodzie z Bogiem i Jego wolą. Bo to nie człowiek – jak twierdzi Luter – zbawia siebie przez dobre uczynki i bogobojne życie, ale Bóg przez wiarę i w wierze, bez żadnej jego zasługi usprawiedliwia go w Chrystusie poprzez Jego życie i śmierć na krzyżu. Dlatego tylko człowiek przemieniony mocą łaski Boga w Chrystusie jest zdolny do tego, by postępować dobrze i zgodnie z wolą Bożą. Wola ludzka, jako skażona grzechem, jest nim całkowicie zniewolona i dlatego człowiek nie może samodzielnie decydować o swoim postępowaniu. Tym samym człowiek nie zbawia się sam, ale człowieka zbawia Bóg. Mówiąc inaczej, tj. językiem już interpretatorów Lutra, nasze uczynki czy próby osiągnięcia Boga są tylko religią, czyli ludzkim poszukiwaniem Boga prowadzącym do bałwochwalstwa. Bo też tym, co nas zabawia, jest wiara, czyli świadomość jakościowej różnicy między Bogiem a człowiekiem, jakby to ujął jeden z reinterpretatorów Marcina Lutra Karl Barth[17]. Przy tym dla Bartha wiara nie jest czymś stałym, na czym można się oprzeć. Przeciwnie, jest zawsze jakby „próżnią”, czekaniem i ciągłym niedostatkiem. Kiedy chce być czymś więcej niż tylko „próżnią”, staje się po prostu niewiarą. Natomiast zaufanie we własne siły, świadomość własnego dobra i własnej świętości, jest swego rodzaju „świętą pychą”, jest tym kwasem faryzeuszy, przed którym to Chrystus przestrzegał swoich uczniów[18].
Niekiedy twierdzi się, że Marcin Luter jest twórcą luteranizmu. W jakimś sensie zapewne tak, bo dał on impuls do jego powstania, ale sam luteraninem przecież nie był. Nie zmienia to jednak faktu, że jego pierwotne doświadczenie musiało zostać przekształcone w określone definicje i prawdy wiary, tak by były zrozumiałe dla zwolenników jego refleksji teologicznej. Uczynił to częściowo i on sam, ale przede wszystkim interpretatorzy jego teologicznej myśli i wykładu treści Pisma świętego, który miał swe źródło w jego osobistym doświadczeniu nawrócenia się. Mamy tu do czynienia z procesem bardzo podobnym do tego, który opisał Fiodor Dostojewski w Braciach Karamazow w komentowanej już przez nas rozmowie Wielkiego Inkwizytora z Jezusem. Ludzie współcześni Lutrowi byli jak współczesny Mojżeszowi Izrael po wyjściu z Egiptu, który nie rozumiejąc duchowego doświadczenia Boga przez Mojżesza, potrzebował, jak to wyraził w rozmowie z Jezusem Inkwizytor, nie „wiary wolnej”, ale czegoś bardziej namacalnego. Toteż Izrael, gdy tylko zabrakło Mojżesza, nie chciał iść tak jak on, słuchając Słowa Bożego w trwodze przy wtórze grzmotów i błyskawic, ale za zgodą Aarona zbudował sobie cielca. Ludziom współczesnym Lutrowi również nie wystarczało doświadczenie wiary samego Lutra bądź takiej, jaką miał Abraham, który porzuciwszy dom, rodzinę i ojczyznę, zmierzał w wyniku wolnej wiary w obietnicę do miejsca, którego nie znał. Ludzie chcą wiedzieć, co robić i jak żyć, by być zbawionym. Jak zatem im w sposób zrozumiały wytłumaczyć i sprecyzować to nawrócenie się Marcina Lutra przez wiarę z łaski bez uczynków, którego oni sami nie doświadczyli? Jak wytłumaczyć wszystkim tym ludziom będącym jeszcze w duchu Adama, że ta zbawcza wiara, którą Luter głosił i doświadczył i o której też napisał w swoich listach św. Paweł, daje właśnie pewność zbawienia przez usprawiedliwienie z łaski, a nie przez uczynki? Dlatego właśnie tacy ludzie jak Filip Melanchton dokonali interpretacji treści doświadczenia Lutra, jego wiarę przekształcając tym samym w doktrynę. Ona zaś zakłada, że by być zbawionym, należy wierzyć głęboko, że jest się usprawiedliwionym, należy przy tym nie wątpić, że ta łaska zostanie zesłana, natomiast jeśli się zwątpi i nie będzie się wierzyć, to nie zostanie się usprawiedliwionym, lecz poprzez to zwątpienie odrzuci się łaskę. Tym samym ci, którzy nie mieli takiej wiary jak wspomniany powyżej Abraham, Mojżesz czy sam Luter, zdolni byli już pójść za tym wezwaniem do zbawienia, na skutek oddania swojej wolności wiary pod trzy siły, które mogą na wieki zniewolić i zjednać sobie sumienia słabych szukających szczęścia. Te siły zaś to cud (zbawienia), tajemnica (łaski) i autorytet (w tym przypadku Kościoła luterańskiego)[19].
Warto tu przypomnieć, że reformacja w XVI wieku zniosła doktrynę ex opere operato (łac. „z dzieła działającego”, na podstawie samej czynności) i na to miejsce w wyniku nauczania Marcina Lutra wprowadziła zasadę usprawiedliwienia z wiary, a w przypadku Jana Kalwina zasadę predestynacji, które jednak w społecznej percepcji funkcjonowały w sposób analogiczny do owej zniesionej teorii. Bowiem w masowym rozumieniu protestantów teoria usprawiedliwienia przez wiarę oznaczała tyle, że jest się zbawionym, jeśli zachowuje się prawowierną naukę Kościoła. Wszyscy zaś, którzy w ten sposób są usprawiedliwieni, są predestynowani przez Boga do zbawienia. Cała ta zasada usprawiedliwienia i łaski sprowadzała się do pewności zbawienia w tym, że się jest prawowiernym członkiem gminy. Toteż niektórzy myśliciele okresu reformacji luterańskiej i kalwińskiej dostrzegli w tym zagrożenie dla prawd wiary zawartych w Piśmie świętym. Nie kwestionując samej zasady usprawiedliwienia przez wiarę, starali się usunąć jej błędną interpretację, powodującą analogiczny do katolickiego formalizmu system. Nie spotkali się jednak ze zrozumieniem głównych jej nurtów, związanych z ówczesną władzą polityczną. Siłą rzeczy tworzyła się opozycja wobec obu doktryn: katolickiej ex opere operato i protestanckiej nauki o predestynacji i usprawiedliwieniu tylko przez samą wiarę, dając tym samym początek i podstawy ideologiczne niezależnym, rozmaitym nonkonformistycznym ruchom, tzw. alternatywnej reformacji. W wyniku tego powstawały niezależne społeczności, Zbory lub zinstytucjonalizowane Kościoły skupiające się wokół myślicieli religijnych odwołujących się do Biblii i kwestionujących obie doktryny. Ludzie ci głosili, że akty rytualne, w szczególności komunia i chrzest, nie mają żadnego znaczenia i nie udzielają żadnych łask przyjmującemu je, o ile nie towarzyszy im odpowiedni stan duchowy, tj. wyzbycie się starego człowieka poprzez odrodzenie duchowe. Uważali, jak współczesny Lutrowi Kaspar von Schwenckfeld (omawiany przez nas wyżej przy okazji książki G. Wąs), że „istnieje jedność między zasadami teologicznymi, tj. ich zgodność z Pismem, a sposobem postępowania ludzi, którym (…) czysta nauka jest głoszona”[20]. Byli przekonani, że jeśli głosi się prawdziwe Słowo Boże, to Bóg zsyła wiarę, która staje się przyczyną odrodzenia wewnętrznego, a nieodłącznym jej następstwem są uczynki, czyli miłość bliźniego. Zasady i pojęcia te nie są czymś nowym czy charakterystycznym tylko dla okresu reformacji. Zaczerpnięte z tekstów Nowego Testamentu, były obecne w idei chrystianizmu od samego początku i przypominane przez rozmaite ruchy na przestrzeni historii. Można by powiedzieć, że należą do integralnej części nauki apostolskiej i istoty nowotestamentowego chrystianizmu (Efez. 4:22–24)[21]. Zakwestionowanie doktryny ex opere operato jest jak najbardziej biblijne, bo jeśli „wiara bez uczynków jest martwa” (Jak. 2:17), to i stan duchowy kapłana, i jego jakość moralna nie są bez znaczenia. Idąc dalej, w ogóle wiara pojęta jako ortodoksja kościelna nie ma w sobie żadnej wartości bez praktykowania jej w życiu moralnym, składającym się na treść życia religijnego (Jak. 2:14–26). Sebastian Franck ujął to w słowach: „Luteranie tak jak papiści stali się nowymi egzegetami Pisma Świętego, ale nikt z nich nie «szuka pobożności»”[22]. Natomiast jeden z najważniejszych myślicieli kierunku anabaptystycznego Pilgram Marpeck porzucił luteranizm, gdy zauważył, że tam, gdzie „głosi się kazania luterańskie, pojawia się także cielesna wolność”[23]. W opinii tych myślicieli życie ludzi, zarówno duchowieństwa, jak i zwykłych chrześcijan, nie uległo moralnej poprawie. Innymi słowy, zmienili oni przynależność kościelną z katolickiej na luterańską, porzucili też niektóre niebiblijne praktyki, jak kult świętych, relikwii, kult maryjny czy obrazów, ale wiara ich nie wydała w nich owocu, życie ich nie zmieniło się, stało się wręcz zaprzeczeniem mocy Bożej w Chrystusie (2Tym. 3:5).
Reasumując, lektura tekstu Marcina Lutra pozwoli czytelnikowi nie tylko zrozumieć istotę jego nauczania, ale i samodzielnie stwierdzić, na ile podstawowe kategorie jego myśli, poprzez rozmaite ich reinterpretacje, zostały wypaczone lub zmodyfikowane, zarówno przez kontynuatorów, jak i samego Lutra w późniejszym okresie jego działalności, na skutek zmieniających się okoliczności społeczno-politycznych i tworzącego się nowego zinstytucjonalizowanego Kościoła. Lektura obowiązkowa dla prezbiterów, diakonów i biskupów (w biblijnym tego słowa znaczeniu), jak i dla każdego, kto chce zapoznać się bezpośrednio z myślą tego reformatora.
Polecamy fragment z O wolności chrześcijańskiej.
Pisma M. Lutra.
[15] N. Davies, Europa, Kraków 2002, s. 511.
[16] D. Olszewski, Dzieje Chrześcijaństwa w zarysie, Katowice 1983, s. 148.
[17] Zob. J.I. Saranyana, J.L. Illianes, Historia teologii, Kraków1997, s. 464.
[18] Zob. K. Karski, Teologia protestancka XX wieku, Warszawa 1971, s. 35.
[19] Zob. wyżej naszą prezentację Braci Karamazow F. Dostojewskiego.
[20] G. Wąs, Kaspar von Schwenckfeld. Myśl i działalność do 1534 roku, Wrocław 2005, s. 125.
[21] Por. Rzym. 12:1-2; Tyt. 3:5-7; Jan 1:12-13; 3:1-12; Gal. 2:20.
[22] Cyt. za: G. Wąs, dz. cyt., s. 124.
[23] Tamże.
Jan Kalwin, O konieczności odnowy Kościoła
Jan Kalwin (1509–1564), jeden z reformatorów, który, obok Marcina Lutra i Ulricha Zwingliego, stworzył podwaliny reformacji o zasięgu światowym. W 1534 roku opowiedział się po stronie reformacji. Zmuszony został do opuszczenia rodzinnej Francji i osiedlił się w Szwajcarii. W Bazylei w 1536 roku opublikował swój traktat Wprowadzanie do religii chrześcijańskiej, który jeszcze za jego życia doczekał się ośmiu edycji w języku łacińskim. Następnie osiadł w Genewie, gdzie założył gminę wyznaniową, której był duchowym przywódcą, kaznodzieją i opiekunem. Działalność praktyczna Kalwina wzbudzała opory z powodu surowości podejmowanych przez niego zarządzeń do tego stopnia, że w 1538 roku został nawet wygnany z miasta. Jednak w 1541 roku zwrócono się do niego, by powrócił. Wówczas zorganizował gminę jeszcze bardziej rygorystycznie niż poprzednio. Zalecał surowy tryb życia, potępiając przy tym wszelkie rozrywki, tańce, gry hazardowe oraz zabawy. Nieprzestrzeganie owych zasad groziło surowymi karami.
Jan Kalwin głosił poglądy zbliżone do myśli Marcina Lutra. Oryginalność jego wyrażała się w doktrynie o predestynacji, czyli o przeznaczeniu, według której każdy człowiek z góry, w myśl Bożego postanowienia, jest skazany na zbawienie lub potępienie. Sam człowiek nie ma wpływu na swój stan. Bóg w jego teologii jest jedyny i wszechmocny. Kalwin, podobnie jak Luter, uważał, że jedynym źródłem wiary jest Biblia. Odrzucał zatem większość sakramentów z wyjątkiem chrztu i eucharystii pod dwiema postaciami, w której Jezus jest jedynie symbolem. Był przeciwnikiem zakonów i celibatu, głosił powszechne kapłaństwo wszystkich wiernych, nie uznawał autorytetu papieża, sukcesji apostołów i struktury hierarchicznej Kościoła. Jako wspólnoty wiernych miały być tworzone Zbory, opłacane z dobrowolnych składek wiernych. Był nieprzejednanym przeciwnikiem kultu obrazów, rzeźb, relikwii oraz innych form życia religijnego, jak pielgrzymki czy procesje. Tak jak Luter był przeciwnikiem kultu Matki Bożej i świętych. Kalwin głosił, jakoby bogacenie się było przejawem łaski bożej, a bieda przejawem jej braku, popierał lichwę jako wyraz umiejętnego bogacenia się, dlatego zyskał sobie poparcie wśród mieszczan. Doktryna Kalwina, według wielu badaczy przedmiotu (np. Maksa Webera), przyspieszyła w Europie Zachodniej proces kształtowania się kapitalizmu.
Polecany tu przez nas traktat O konieczności odnowy Kościoła ma charakter źródłowy i jest ideowo reprezentatywny dla większości protestantów XVI wieku. Został napisany w 1543 r. w związku ze zwołaniem przez cesarza Karola V sejmu Rzeszy w Spirze. Traktat ten jest swego rodzaju manifestem wytyczającym główny kierunek odnowy Kościoła, przedstawieniem przyczyn reformacji i podjętych przez reformatorów środków. Kalwin wyjaśnia w nim istotę nowotestamentowej wiary, omawia stosunek protestantów do obrazów, świętych (w kontekście pośrednictwa Chrystusa), uzasadnia konieczność modlitwy i przebiegu liturgii w języku zrozumiałym dla uczestników nabożeństwa, wyjaśnia zasady usprawiedliwienia i sposób uzyskania zbawienia. Podejmuje się również omówienia istoty i zasad przeprowadzania wieczerzy pod dwiema postaciami, przestrzegania dni postnych, spowiedzi usznej przed kapłanem i celibatu. Lektura obowiązkowa dla osób chcących poznać podstawowe założenia protestantyzmu XVI wieku.