Słowo wstępne

Ty doświadczyłeś nas Boże,
oczyściłeś jak czyści się srebro.
Dopuściłeś, że wpadliśmy w sidła,
nasze biodra obciążyłeś ciężarem,
pozwoliłeś ludziom deptać nam po głowach.
Przeszliśmy ogień i wodę,
lecz wyprowadziłeś nas na wolność.

Ps. 66:10–12

Powrót do źródeł a świat chrześcijański

Chrześcijańska Wspólnota Braterska powstała na skutek refleksji ludzi poszukujących prawdy i wartości o charakterze duchowo-egzystencjalnym, ideowym, społecznym i religijnym, a przy tym transcendentnym[1]. W tych poszukiwaniach jej współtwórcy odwoływali się bowiem do treści zawartych w Biblii i na tej podstawie doświadczyli duchowego przełomu określanego jako nowonarodzenie, nawrócenie czy upamiętanie[2], co gruntownie zmieniło ich pogląd na sens i istotę życia.

We współczesnym świecie doświadczenie to, ze względu na otaczającą nas rzeczywistość religijną, ma nieco inny charakter niż dla żyjących w początkach naszej ery, tj. w epoce apostolskiej w obrębie Cesarstwa Rzymskiego. Ludzie pierwszego wieku doświadczający przełomu duchowego i nawrócenia się do nowotestamentowych prawd wiary byli na ogół wyznawcami religii Mojżesza (Starego Testamentu) lub bogów Egiptu, Rzymu, Grecji czy Mezopotamii, tj. Ozyrysa, Jowisza, Zeusa, Bachusa czy Mitry, niekiedy zwolennikami rozmaitych kierunków filozoficznych, ale nie byli chrześcijanami od dziecka. Nie zmienia to jednak faktu, że u jednych i drugich, starożytnych i nam współczesnych, przyjęcie chrześcijaństwa w sposób świadomy i na skutek nowonarodzenia miało i ma określone konsekwencje moralne i społeczne.

Tym bardziej, że chrześcijaństwo rozwijające się już po okresie apostolskim, od czasów Konstantyna Wielkiego, przez średniowiecze, aż po formy znane nam dziś (katolickie, prawosławne i protestanckie) jest zjawiskiem, które należy już raczej do tzw. kultury czy cywilizacji chrześcijańskiej niż do chrześcijaństwa nawiązującego bezpośrednio do nauczania apostolskiego[3]. Cechą tej chrześcijańskiej kultury jest to, że oswaja ona Boga i nowotestamentowe prawdy wiary na ludzki użytek[4]. W świecie kultury chrześcijańskiej wiara przekazywana jest na ogół z ojca na syna poprzez sposób zachowania się i myślenia, obyczaje, rytuały oraz uczestnictwo w praktykach religijnych mających charakter pobożności zewnętrznej, nie zaś przez doświadczanie żywego Słowa Bożego nawołującego do refleksji, poznania Boga i nawrócenia się do biblijnych prawd wiary, poprzez akt odnowy i chrztu w wieku dojrzałym, jak miało to miejsce w pierwotnym Kościele. Zjawisko to dotyczy również współczesnych polskich społeczności zrzeszających ludzi odrodzonych (ewangelicznych, baptystycznych i zielonoświątkowych), a to wskutek przekształcania się tych wspólnot od typu gru­py rekru­tu­ją­cej się dro­gą dobo­ru, na drodze konwersji[5], jak jeszcze w latach 80. ubiegłego stulecia, w typ gru­py rekru­tu­ją­cej się prze­waż­nie przez przy­rost natu­ral­ny. Mamy zatem obecnie do czynienia z procesem analogicznym do tego, jaki dokonał się w antycznym Kościele i później w protestanckim nurcie wspólnot pierwszej i tzw. drugiej (alternatywnej) reformacji – wszystkie one stały się w podobny sposób matecznikiem Kościołów pokoleniowych, mających już raczej cechy tradycji kulturowej niż wiary wypływającej z refleksji i przebudzenia.

We współczesnych nam grupach, podobnie jak w różnych okresach rozwoju Kościoła większościowego, towarzyszy temu często kompromis ideowy i moralny na rzecz otaczającego świata, zachodzący kosztem nowotestamentowych prawd wiary. Przejawia się to zarówno w połowicznym i płytkim nauczaniu podczas nabożeństw, jak i w organizowanych ewangelizacjach, które często mają charakter estradowo-widowiskowy i terapeutyczny, z elementami doktryny ewangelii sukcesu i pozytywnego wyznania[6]. Głoszony tu Chrystus nie jest Zbawicielem, a raczej terapeutą obiecującym uzdrowienie ducha, duszy i ciała bez Krzyża[7], pokuty, upamiętania się, odnowy duchowej i intelektualnej[8]. Kaznodzieje głoszący Chrystusa i powołujący się przy tym na Biblię pomijają nowotestamentową pokutę i credo na rzecz uwielbienia i jednorazowego przeżycia, wbrew nauczaniu apostolskiemu i istocie ewangelizacji, której celem jest „przywieść do posłuszeństwa wiary wszystkie narody” (Rzym. 1:6,16:26). Inaczej mówiąc, pomijają fakt, że zbawcza wiara w Chrystusa wymaga upamiętania się, nawrócenia i przyjęcia słusznych prawd wiary w Chrystusa (czyli credo[9]), a następnie życia w zgodzie z nimi. Jak nauczali apostołowie: „Bez uświęcenia nikt nie ujrzy Pana” (Hebr. 12:14) i „On się objawił, aby zgładzić grzech, a grzechu w nim nie ma. (…) Kto z Boga jest, grzechu nie popełnia, gdyż posiew Boży jest w nim, i nie może grzeszyć, gdyż z Boga się narodził” (1Jan 3:5,9).

Wymow­nym potwier­dze­niem tych zasygnalizowanych przeobrażeń jest treść ape­lu, jaki wysto­so­wał jeden z pre­zbi­te­rów Kościo­ła Zie­lo­no­świąt­ko­we­go Kazi­mierz Sosul­ski do pasto­rów cen­tral­ne­go okrę­gu Kościo­ła Zie­lo­no­świąt­ko­we­go w RP 22 listo­pa­da 2000 r., w któ­rym z nie­po­ko­jem stwier­dził, że „współ­cze­sne maso­we ewan­ge­li­za­cje prze­bu­dze­nio­we «pro­du­ku­ją» coraz wię­cej pseu­do odro­dzo­nych chrze­ści­jan. Moż­na już wręcz mówić o poja­wie­niu się rze­szy «nomi­nal­nych zie­lo­no­świąt­kow­ców lub cha­ry­zma­ty­ków»”[10].

Dla wielu ludzi przyjmujących dzisiaj chrzest życie chrześcijańskie tu na ziemi nie powoduje egzystencjalnych skutków. Nie jest dla nich czasem próby i egzaminu[11]. Nie doświadczają oni konfliktów wartości związanych z wyznawaną przez nich wiarą. Ich duchowy rozwój nie zakłada przezwyciężania swojej cielesności w kontekście „myślenia o tym, co ludzkie, a nie o tym, co boskie” (Mat. 16:21–23). Nie wymaga trudu i cierpienia[12], a tym samym brania odpowiedzialności za określone decyzje pojawiające się na tle wspomnianych egzystencjalno-moralnych konfliktów wartości na takim poziomie, jak miało to miejsce w życiu ich ojców jako konwertytów i osób doświadczających duchowego przełomu, na skutek lektury Pisma Świętego dochodzących do głębi istoty swojej wiary, wyznania, religii. Tym samym radość, której doświadczają, wypływa nie tyle ze świadomości zbawienia, wolności od grzechu i społeczności Ducha, ile z udziału w liturgii o charakterze imprezy religijnej, mającej cechy swoistego show, której centralnym punktem jest estrada i zespół muzyczny prowadzący uwielbienie. Ludziom tym często nie przychodzi nawet do głowy, że ich religia czy wyznanie w jej obrębie nie mogą być z góry uprzywilejowane względem innych. Bo też żadna religia powstała w środowisku ludzkim, podobnie jak i kultura, jej treści, praktyki i zachowania, nie jest prawdziwa tylko z tego samego faktu, że w niej akurat się urodziliśmy i wychowaliśmy. Większość ludzi niezależnie od wykształcenia uważa, że religia nie jest przedmiotem wyboru, gdyż została odziedziczona po przodkach. Nie zastanawiają się nad jej istotą, nie mówiąc już o zadaniu sobie pytania o jej źródła – powstanie, święte księgi czy dalsze dzieje. Ktoś, kto urodził się chrześcijaninem, muzułmaninem czy buddystą, nawet jeśli ma jakąś refleksję, to na ogół w ramach swojej religii czy wyznania; rzadko się zdarza, by wyszedł poza ich ramy ideowe.

Ludziom zaś dostrzegającym te zjawiska i przejawiającym takie refleksje nie wystar­czy do życia zasta­na sytuacja, którą odziedziczyli po ojcach. Poszu­ku­ją oni jakiejś głębszej i obiektywnej prawdy na temat źródła swojej wiary i odpo­wie­dzi na nurtujące ich pyta­nia wyni­ka­ją­ce z auten­tycz­nej ducho­wej i inte­lek­tu­al­nej potrze­by dochodzenia, czy to, co im przekazano w dzieciństwie i w co wierzą lub też choćby tylko praktykują, ma jakiś sens. Szczególnie, gdy odczuwają potrzebę Boga w świe­cie, któ­ry żyje bez Nie­go, a takie war­to­ści jak uczci­wość, praw­do­mów­ność, skrom­ność, sprawiedliwość czy biblij­ne praw­dy wia­ry zre­la­ty­wi­zo­wał, prze­ra­dza­jąc je w cynizm lub reli­gij­ny szo­wi­nizm[13]. Są to osoby mające mniej lub bardziej wyraźną świadomość nie tylko tego, że szatan chce „zwieść i wybranych” (Mat. 24:24), ale i tego, że rozwój każdej religii, podobnie jak kultury, jest zawsze jednokierunkowy. Mówiąc obrazowo, płynie on na przestrzeni historii rozmaitych przemian społecznych, obyczajowych i religijnych jak rzeka od źródła do ujścia, po drodze zbierając do koryta dziejów wszystko to, co napotyka, i zasilany jest przez rozmaite dopływy. By zatem od ujścia tej zanieczyszczonej już na przestrzeni historii wody dojść do pierwotnie czystego źródła, trzeba płynąć pod prąd, wbrew utartym przekonaniom, poglądom społeczno-religijnym i stereotypom, niekiedy wbrew sobie. A do tego zdolne są tylko zdrowe ryby.

Tego typu świadomość i postawa stają się moralnym motywem do poszukiwania i budowania wspólnoty nawiązującej bezpośrednio do źródła określonej religii, w przypadku chrześcijaństwa – do idei i wartości nowotestamentowych. Jest to mniej lub bardziej świadoma pró­ba unie­za­leż­nie­nia swojego życia reli­gij­ne­go od życia zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­ne­go na rzecz reli­gij­no­ści zin­dy­wi­du­ali­zo­wa­nej, opar­tej jednak na bardziej bez­po­śred­nich wię­ziach oso­bo­wych z ludźmi two­rzą­cymi odręb­ną wspól­no­tę, Zbór, gmi­nę. Celem jest realizacja biblijnych prawd wiary na zasa­dzie roz­dzia­łu życia Kościo­ła od otaczającej go rzeczywistości, w myśl słów Chry­stu­sa: „Kró­le­stwo moje nie jest z tego świa­ta” (Jan 18:35–38) – bo też ptak i ryba mogą żyć obok siebie, ale nie zbudują dla siebie wspólnego gniazda. Two­rze­nie się zatem takiej for­my chrze­ści­jań­stwa jako wspól­no­ty wyzna­nio­wej i auto­no­micz­nej względem zastanych dogmatów i rutynowych zachowań jest nie tyl­ko racjonalnym nawią­za­niem do powy­żej zacy­to­wa­nych słów Chry­stu­sa, któ­rych isto­tą jest reali­za­cja w Koście­le war­to­ści Jego prze­sła­nia poza sys­te­mem narodowo-społecznym, politycznym, kościelno-instytucjonalnym (niezdolnym w swej isto­cie do prze­strze­ga­nia biblij­nych idei bra­ter­stwa i jego uni­wer­sal­nych, ponad­cza­so­wych prawd ideowo-etycznych, z grun­tu prze­cież nie­moż­li­wych do zre­ali­zo­wa­nia w ota­cza­ją­cym nas świe­cie, w którym wszyscy są chrześcijanami). Jest też wyrazem pragnienia określonej osoby bądź grupy, by doświadczyć głęb­sze­go, trans­cen­dent­ne­go i intersubiektywnego[14], sen­su ist­nie­nia, poza tym, co oferuje otaczający świat czy zinstytucjonalizowane, zhierarchizowane i zdogmatyzowane chrześcijaństwo. Nie mówiąc już o autentycznej potrzebie bra­ter­stwa i reali­zowania w nim idei cha­ry­zma­tycz­ne­go cha­rak­te­ru pierw­szych gmin chrze­ści­jań­skich opi­sa­nych w Dzie­jach Apo­stol­skich i Listach Paw­ła. Tym bardziej, że Pismo jednoznacznie określa konieczność trwania w braterstwie tych wszystkich, którzy wyznają imię Syna Bożego. Zachęca też do wspólnego budowania się w oparciu o biblijne prawdy wiary oraz poszukiwania prawdy we wzajemnej miłości i w oparciu o przekaz apostolski, którym dla wszystkich chrześcijan biblijnie wierzących powinna być treść Pisma Świętego, a nie osobiste przekonania czy wyznaniowe tradycje i nauki starszych. Innymi słowy, żaden biblijnie wierzący chrześcijanin nie powinien być człowiekiem epoki, w której żyje, ani też wyznania, w którym się urodził, ale człowiekiem Ewangelii, i to według jej kryteriów powinien żyć i być oceniany.

Prawda, błędy i doświadczenia

Do Chrystusa jako Zbawiciela docieramy różnymi drogami, tj. za pośrednictwem rozmaitych ludzi, Kościołów, grup, wyznań czy pozycji książkowych, mniej lub bardziej nawiązujących do wartości nowotestamentowych. Jednak do Boga prowadzi już tylko jedna droga, prawda i życie – przez i w Chrystusie[15].By zatem Go poznać, potrzebna jest odwaga myślenia, intelektualny i religijny nonkonformizm[16] pozwalający nie tylko na indywidualne i jednocześnie intersubiektywne poznawanie Boga, ale i na przebicie się przez tę nagromadzoną przez wieki tradycję wyznaniową, w swej istocie wtórną do pierwotnego impulsu Jezusa. Przy tym niezbędna jest pokora mająca na względzie przesłanie proroka Izajasza, że „myśli Boga nie są naszymi myślami”[17]. Brak tej świadomości i dystansu do siebie prowadzi do wyczytywania w źródle własnych poglądów i wyobrażeń. Niemniej jednak w historii chrześcijaństwa, dzielącego się na tak wiele odłamów i wyznań, ziarno siane przez siewcę pada na różną glebę, tak jak jest to ujęte w przypowieści Chrystusa o czworakiej roli[18]. Toteż współtworzący te wyznania ludzie, na skutek swojej kondycji duchowej zależnej od gleby (pożądania innych rzeczy niż wartości duchowe, zatwardziałości swego serca, niestałości, cielesnego usposobienia i duchowej niedojrzałości, nie mówiąc już o ignorowaniu treści Pisma), popełniają wiele błędów, zanim dojdą – o ile w ogóle – do zrozumienia istoty rzeczy. Zapewne jest też i tak, że w życiu duchowym są wartości i momenty, które trudno jest ocenić tak, by nie skrzywdzić kogoś w kontekście jego wewnętrznych, autentycznych i szczerych odczuć, emocji i stanowisk, którymi się w dobrej wierze kieruje. Niektórzy ludzie w życiu religijnym świadomie bądź nie kierują się swoimi przekonaniami, chorą ambicją, fanatyzmem, chęcią podporządkowania sobie innych, nie zaś służbą na rzecz prawdy i duchowego rozwoju swoich bliźnich przez i w Chrystusie. Niekiedy jednak trudno jest to jednoznacznie stwierdzić, w myśl prawdy biblijnej ujętej w słowach: „Któż z ludzi wie, kim jest człowiek, prócz ducha ludzkiego, który w nim jest”[19]. Toteż tylko sam człowiek i tylko w bojaźni przed Bogiem oraz w świetle prawdy Słowa Bożego, wolny w Chrystusie od swoich namiętności i przekonań, pychy i ambicji może w świadomości istoty rzeczy, wobec siebie samego i z perspektywy czasu, ujawnić swoje ukryte na dnie duszy prawdziwe motywy działania wobec Boga i bliźnich. A to jest już łaska, której nie wszyscy doświadczają.

Niestety, jak to na ogół bywa, dopiero upływ czasu pokazuje i uświadamia, że wyznawane poglądy i decyzje były skutkiem niewiedzy, zaślepienia, nieuzasadnionych biblijnie przekonań, efektem niedojrzałości duchowej wynikającej z cielesnego usposobienia[20], słabości wiary[21], nieuwolnienia się jeszcze od bałwochwalstwa[22], pokalanego sumienia[23]. Przywary te czynią człowieka niezdolnym do dobrego uczynku i oceniania należycie siebie samego, określonej sytuacji i motywów działania innych ludzi. Nie mówiąc już o braku wykształcenia – nie w znaczeniu akademickim, a duchowym. Przejawia się on w nieznajomości Pana i tym samym nieumiejętności przykładania do duchowych rzeczy duchowej miary, tj. niepojmowaniem nauki o sprawiedliwości[24], czego efektem jest przekręcanie treści nauczania apostolskiego na swoją zgubę[25].

Zjawisko to dotyczy wszystkich ludzi ze wszystkich warstw społecznych, niezależnie od wyznania, w jakim się wychowali, i wykształcenia, jakie otrzymali, zatem na równi robotnika, urzędnika i profesora. W sprawach wiary, podobnie jak w postawach moralnych, nie ma ludzi wykształconych w rozumieniu naukowym – są grzesznicy i ci, którzy zostali z łaski Boga przez i w Chrystusie wyzwoleni z grzechu. Znamy wielu kaznodziei i pastorów, którzy będąc absolwentami Chrześcijańskiej Akademii Teologicznej (ChAT), mówili publicznie, że „ChAT ukończyli, wiarę zachowali”. Nie wiemy, w jakiego Boga wierzyli ci, którzy po ukończeniu teologicznej uczelni musieli „zachować wiarę”, skoro tacy ludzie jak Ludwik Pasteur twierdzili: „Trochę wiedzy oddala od Boga. Dużo wiedzy sprowadza do Niego z powrotem”. Wiemy jednak z całą pewnością, że nigdy nie powinni pełnić funkcji biskupów, prezbiterów, diakonów czy pastorów Zboru nowotestamentowego, ponieważ jako odporni na wiedzę, będąc przy tym wyznawcami swoich przekonań i zdogmatyzowanych prawd wiary określonej denominacji, są niezdolni do odbioru i poszukiwania obiektywnej prawdy. Ta zaś nie jest zagrożeniem dla prawdziwej wiary i duchowego doświadczenia wolnego od nieupoważnionych pośredników w kontakcie z absolutem.

W drodze do tej prawdy warto jednak pamiętać, że nasza wiedza nie jest stała i dana raz na zawsze. Jest ciągiem następujących po sobie, coraz to lepszych, bardziej prawdopodobnych hipotez, stanowiących istotę nieprzerwanych i niekończących się poszukiwań[26]. Poznawanie i znajomość tych pojęć, źródeł i doświadczeń może pomóc nam je zdefiniować, a niekiedy i wyzwolić nas od absolutyzowania tego, co na to nie zasługuje, niszczy nas, zaślepia bądź czyni z nas fanatyków totalitaryzmu społeczno-ideologicznego lub religijnego.

Brak otwarcia się na te prawdy sprawia, że zamykamy się w jedynie słusznym systemie ideowym, teologicznym, wyznaniowym i religijnym. Toteż nawet z perspektywy czasu niektórzy nie potrafią wobec samych siebie ujawnić tych ukrytych na dnie duszy motywów, będących skutkiem błędnych przekonań i złych namiętności. Niekiedy są one tak głęboko skryte, że nigdy nie zostają w pełni uświadomione. Nawet wówczas, gdy na skutek upływu czasu i poznawania istoty rzeczy budzi się refleksja nad określonymi poglądami czy postawami, to zawsze za pomocą różnych „ale…” ludzie ci chronią swoją świadomość przed nagą prawdą, z którą trudno byłoby się pogodzić. Niektórzy posiadają wyjątkową zdolność wypierania otaczającej ich rzeczywistości, a przy tym dar tłumaczenia swojej hipokryzji, nadużyć duszpastersko-doktrynalnych i zakłamania ideowego, przejawiającego się w bezrefleksyjnym przechodzeniu z jednego poglądu w drugi, nie mówiąc już o zupełnym braku moralnej odpowiedzialności za takie postawy, na ogół sprzeczne z nauczaniem apostolskim. Toteż niektórzy przywódcy duchowi rozmaitych Kościołów czy wspólnot dopuszczali się i dopuszczają wielu nadużyć, głosząc nie tyle to, co jest napisane w Piśmie, jak należy żyć i podobać się Bogu, ile raczej swoje religijne przekonania, jakie w nim opacznie odczytują. Przyczyniają się tym do niewłaściwych postaw członków swoich Kościołów, a czasami do ich osobistych dramatów, ponieważ przekonania te dotyczą często bardzo istotnych zagadnień, nie tylko mających charakter teologiczny, ale i życiowy, jak choćby małżeństwa, zawodu, wykształcenia czy nawet zdrowia. Mówiąc krótko, wszyscy rozmaici szarlatani głoszący inną ewangelię, za co ich też Paweł przeklina[27], stają w jednym szeregu z tymi, którzy w średniowieczu i później podpalali stosy pod ludźmi, którzy nie podzielali ich własnych przekonań. Bo też kim są ci, którzy najpierw głoszą określone zasady w rodzaju „nie dotykaj, nie kosztuj, nie ruszaj”[28], niestosowanie się do nich nazywają grzechem, potępiają innych i duchowo ich terroryzują, a po upływie jakiegoś czasu sami dotykają, kosztują i ruszają, postępując wbrew tym zasadom, za które palili ludzi na symbolicznym stosie?

Nie można takim postawom zapobiec ani ich powstrzymać, bo jak to określił Jacek Kaczmarski w swoim utworze Luter: „Zło i dobro jest wieczne, lecz nie może być wieczny Babilon”. By jednak tego wciąż istniejącego „Babilonu” uniknąć, w naszym odczuciu nie można w rozwoju duchowym i poszukiwaniu prawdy ograniczać się w jej poszukiwaniu, zarówno na płaszczyźnie intelektualnej, poznawczej, teologicznej, jak i społeczno-historycznej. Nawet najbardziej niepokojące i kontrowersyjne odkrycia naukowe nie mogą być bezrefleksyjnie odrzucane i lekceważone czy, co gorsza, używane do manipulacji. Podobnie przykre, najmroczniejsze, destrukcyjne postawy i doświadczenia nie mogą być zapomniane, bagatelizowane i ignorowane.

Jesteśmy zatem zdeklarowanymi przeciwnikami wszelkiego tabu dotyczącego natury człowieka, religii, historii, w tym i określonego Kościoła, wyznania czy Zboru i chrześcijaństwa jako religii w ogóle. Mają one bowiem swoje ciemne strony, ilekroć wola Boga zostaje zastąpiona wolą i interesem człowieka[29]. Mówiąc inaczej, wyznajemy zasadę, że nie ma czegoś takiego w życiu osoby, narodu, kraju, religii, Kościoła czy określonej wspólnoty rozwijającej się na przestrzeni dziejów, jak okres, epoka lub historia, o której nie należy pamiętać. Swojej przeszłości, swoich błędów i złych decyzji nie można zamiatać pod dywan. Nie powinniśmy bać się prawdy, bo też jako pouczeni przez Pana „wyrzekliśmy się tego, co ludzie wstydliwie ukrywają, i nie postępujemy przebiegle ani nie fałszujemy Słowa Bożego, ale przez składanie dowodu prawdy polecamy samych siebie sumieniu wszystkich ludzi przed Bogiem” (2Kor. 4:1–5). Wszystkie okresy życia i historii, w tym te pełne błędów, mają ogromny wpływ na zrozumienie całości zjawisk, w których się uczestniczy. W myśl nauczania apostolskiego mają również ogromne znaczenie w zrozumieniu samego siebie i bliźnich, tj. swoich własnych i cudzych niewłaściwych postaw i przekonań, a nawet duchowych bądź intelektualnych zwiedzeń na tle niezrozumienia istoty treści Pisma Świętego. To dzięki tym właśnie błędom poznajemy siebie samych, dojrzewając w wymiarze duchowym, teologicznym i moralnym. Przy tym wiarę chrześcijańską utożsamiamy z byciem w prawdzie. Jakiekolwiek manipulowanie prawdą jest dla nas z gruntu niemoralne. Ludzie autentycznie szukający Boga nie mogą bać się faktów. Każdy, kto stawia takie granice prawdzie, jednocześnie stawia granice swojej wierze.

Zresztą, jak nauczał Paweł, między uczniami Chrystusa muszą zachodzić rozdwojenia, aby wyszło na jaw, którzy wśród nich są prawdziwymi chrześcijanami[30]. Doświadczenia te są jakby wpisane w rozwój duchowy dziecka Bożego. Bo też szatan jako książę tego świata za sprawą mocy, znaków, rzekomych cudów i „wszelkich podstępnych oszustw” zaślepia oczy nie tylko „tym, którzy mają zginąć, ponieważ nie przyjęli miłości prawdy, która mogła ich zbawić, tak iż wierzą kłamstwu” (2Tes. 2:9–12). Chce „zwieść i wybranych” (Mat. 24:24), którzy poddani tym rozmaitym doświadczeniom i pokusom[31], przechodzą jakby próbę swojej wiary i swoich rzeczywistych intencji, jakimi się kierują wobec treści Pisma, Boga i bliźnich. Dzieje się to, jak już sygnalizowaliśmy, na skutek ludzkiej ułomności, grzeszności i niedojrzałości duchowej związanej z byciem jeszcze słabym w wierze, ulegania własnym wyobrażeniom i nadinterpretacjom czytanego przez siebie tekstu biblijnego, ale i za sprawą niewłaściwego lub źle rozumianego nauczania lub po prostu nieakceptowania biblijnych prawd wiary.

Jednak poddani tym doświadczeniom uczniowie Chrystusa, jako powołani przez Pasterza i zrodzeni przez Słowo Boże[32], nie mają nic na swoje usprawiedliwienie, gdy dają się prowadzić jak owce na rzeź czy to swoim pożądliwościom, czy to wilkom w owczej skórze. Po pierwsze dlatego, że jeśli nawet są tacy ludzie, którzy niewłaściwie nas nauczają i wprowadzają w błąd świadomie czy też nie, to przecież każdy ma swój rozum[33]. Chrystus nauczał, że „na mównicy Mojżeszowej, zasiedli uczeni w Piśmie i faryzeusze” – zatem ludzie mający wiedzę i pobożni – kładący wielkie brzemiona na barki ludzkie, ale sami nawet palcem swoim niechcący ich ruszyć, wszystkie zaś uczynki swoje pełniący po to, aby widzieli ich ludzie[34]. Takie postawy dla osób o odpowiednim usposobieniu moralnym są wystarczająco czytelne, by umieć odróżnić ziarno od plewy. Toteż jeśli zrodzony przez Słowo Boże jako uczeń Chrystusa ulega tym rozmaitym nauczycielom, to nie tyle oni go zwodzą, ile jego własna kondycja duchowa[35] i wynikające z niej pragnienia. Te ostatnie wyrażają się w szukaniu raczej „tego, co ucho łechce” (2Tym. 4:3), by żyć według swoich upodobań, a w konsekwencji w nieposłuszeństwie wobec treści Słowa Bożego i tych, którzy w oparciu o nie ostrzegają i upominają przed rozmaitymi zasadzkami szatana i zagrożeniami mającymi swe źródło w naszej własnej niedojrzałości duchowej i w cielesnym usposobieniu, które rodzi pychę duchową. Z tego to między innymi powodu Paweł twierdził, że „ludzie przez nieprawość tłumią prawdę” (Rzym. 1:18). Jeśli ktoś jest owcą powołaną przez Pasterza, to zna Jego głos. Wcześniej czy później na tym polu pełnym chwastów, na skutek miłości do Boga i Jego Słowa, rozpozna głos Pasterza i znajdzie pastwisko, tj. tę wąską drogę, o której mówił Chrystus i która prowadzi do zbawienia[36]. Niemniej jednak zanim to nastąpi, duża część doświadczających duchowego przełomu w wyniku lektury Biblii, na skutek zasygnalizowanych zjawisk i wielopostaciowości chrześcijaństwa musi się zetknąć z wieloma duchami oraz błędnymi poglądami głoszonymi przez rozmaitych ludzi i wspólnoty.

Przestroga i zachęta

Mając zatem świadomość tych duchowych procesów, jak i wynikających z nich zagrożeń i niebezpieczeństw dla ludzi odrodzonych, gorliwych, nieświadomych rzeczy, niedojrzałych duchowo, słabych w wierze, zagubionych, ale poszukujących istoty chrześcijaństwa nowotestamentowego w braterstwie zgodnie z nauczaniem Chrystusa: „Gdzie są dwaj lub trzej zgromadzeni w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mat. 18:20) – poprzez treści zawarte na tej stronie pragniemy wszystkim doświadczającym dzisiaj przełomu duchowego i poszukującym prawdy w Biblii uzmysłowić i zasygnalizować te duchowe zjawiska, a jednocześnie przestrzec.

Po pierwsze przed lekceważeniem Słowa Bożego na drodze za Panem.

Po drugie przed tymi groźnymi duchowymi zjawiskami, z którymi się zetknęliśmy w początkowym okresie swojego duchowego życia, a następnie w okresie naszej działalności jako odrębnej jednostki organizacyjnej, opozycyjnej do przemian ideowo-liturgicznych, jakie zachodziły w polskim nurcie wspólnot ewangelicznych, zielonoświątkowych i baptystycznych w drugiej połowie lat 80.

Na przestrzeni lat doświadczyliśmy wprawdzie rozczarowań ze strony niektórych wspólnot, a raczej osób je współtworzących, niekiedy może też wzajemnego niezrozumienia. Stykaliśmy się z ludźmi cieleśnie usposobionymi, a nawet takimi, których można by za Pawłem określić jako fałszywych braci[37] – niekarnych, zwodzicieli, którym trzeba zatkać usta i dla których nic nie jest czyste[38], którzy „przybierają pozór pobożności, podczas gdy życie ich jest zaprzeczeniem jej mocy” (2Tym. 3:5). Jednak nie żałujemy tych doświadczeń i relacji. Dzięki nim poznaliśmy wielu mężów Bożych, którzy byli dla nas apostołami, prorokami i nauczycielami jak Filip, Paweł czy Barnaba[39]. Zawsze spotykaliśmy też Braci i Siostry w Chrystusie, którzy przez posłuszeństwo Słowu Bożemu byli częścią nowotestamentowego Kościoła, który jest podwaliną i fundamentem prawdy, nie zaś określonej denominacji czy wyznania. Rozumieli oni, tak jak my, że jeśli ktoś nie jest przeciwko nim, ten jest z nimi[40], oraz że Kościół nowotestamentowy jest jeden i poza nim nie ma zbawienia.

Gdy mówi­my, że nie ma zba­wie­nia poza Kościo­łem, to nie mamy na myśli formalno-prawnie zin­sty­tu­cjo­na­li­zo­wa­nych wspól­not, a ducho­wą wspól­no­tę ludzi odro­dzo­nych i ich bez­po­śred­nie rela­cje bra­ter­skie opar­te na wspól­nym wyzna­wa­niu biblij­nych prawd wia­ry. Nie ma bowiem cze­goś takie­go, jak zba­wie­nie w poje­dyn­kę, tj. poza wspól­no­tą bra­ter­ską wyra­ża­ną w widzial­nym Kościele. Nie moż­na zro­zu­mieć ani doświad­czyć biblij­nych prawd wia­ry w swej tre­ści i duchowo-egzystencjalnej isto­cie poza bez­po­śred­nim uczest­nic­twem we wspól­no­cie bra­ter­skiej[41]. Mogą tę rze­czy­wi­stość ducho­wą posiąść tyl­ko te oso­by, któ­re wcho­dzą w bez­po­śred­nie bra­ter­skie rela­cje z tymi wszyst­ki­mi, któ­rzy miłu­ją Boga[42] i uczest­ni­czą w litur­gicz­nym oraz duchowo-organizacyjnym życiu Kościo­ła[43]. Nawet samo czy­ta­nie Biblii, zawie­ra­ją­cej prze­cież Sło­wo Boże, nie może nam zastą­pić w prze­ka­zie jej tre­ści bez­po­śred­nie­go świad­ka i nauczy­cie­la, to jest Kościo­ła[44]. Ogień Ducha zapa­la się jedy­nie od żywe­go ognia[45]. Prze­kaz tre­ści ewan­ge­licz­nych powi­nien odby­wać się z ust do ust[46], a zwią­za­nych z nimi ducho­wych doświad­czeń – poprzez oso­bi­ste i bez­po­śred­nie świa­dec­two wia­ry uczniów Chry­stu­sa, któ­rzy sami dostą­pi­li w swo­im życiu mocy Jego Sło­wa i skut­ków Jego zmar­twych­wsta­nia, czyli nowe­go życia w Nim[47].

Człowiek zrodzony przez Słowo Boże, nawet mimo wielu rozczarowań, ma naturalną potrzebę bycia we wspólnocie braterskiej; tylko ludzie cieleśnie usposobieni, egocentrycy, rozmaici samozwańczy apostołowie jej nie mają. „Wszakże fundament Boży stoi niewzruszony, a ma taką pieczęć na sobie: Zna Pan tych, którzy są jego, i: Niech odstąpi od niesprawiedliwości każdy, kto wzywa imienia Pańskiego. W wielkim zaś domu są nie tylko naczynia złote i srebrne, ale też drewniane i gliniane; jedne służą do celów zaszczytnych, a drugie pospolitych. Jeśli tedy kto siebie czystym zachowa od tych rzeczy pospolitych, będzie naczyniem do celów zaszczytnych, poświęconym i przydatnym dla Pana, nadającym się do wszelkiego dzieła dobrego. Młodzieńczych zaś pożądliwości się wystrzegaj, a zdążaj do sprawiedliwości, wiary, miłości, pokoju z tymi, którzy wzywają Pana z czystego serca” (2Tym. 2:19–22).

Tak więc mimo wszystkich podziałów, na tle zastanej wielopostaciowości chrześcijaństwa i wynikających z tego zagrożeń, które są jakby z gruntu wpisane w duchowy rozwój i życie uczniów Chrystusa, chcemy zachęcić wszystkich, którzy doświadczyli autentycznego duchowego przełomu lub czują się zagubieni, do poszukiwania prawdy i braterstwa w Kościele, poza którym nie ma zbawienia. Niezależnie od przykrych doświadczeń, jakie może spotkały niektórych, zachęcamy mimo wszystko i wbrew wszystkiemu do wytrwałego szukania prawdy oraz podjęcia się odpowiedzialnej budowy takiej wspólnoty, która by realizowała nowotestamentowe wartości.


[1] Transcendentny – wykraczający poza jednostkę oraz granice jej poznania i doświadczenia.

[2] Nowonarodzenie lub upamiętanie się, pokuta (gr. metanoia), nawrócenie, wewnętrzna przemiana dokonująca się w człowieku pod wpływem Ducha Świętego na skutek przyjęcia biblijnych prawd wiary, niezbędna do uzyskania zbawienia i początku nowego, świadomego życia z Bogiem przez i w Chrystusie (Jan 1:12-13; 3:3-8; Tyt. 3:4-7).

[3] Por. M. Simon, Cywilizacja wczesnego chrześcijaństwa, tłum. E. Bąkowska, Warszawa 1992.

[4] Mat. 16:16-17,21-23.

[5] Konwersja – gwałtowna zmiana światopoglądu, ideologii, poczucia tożsamości przez jednostkę, zmiana wyznania w obrębie religii chrześcijańskiej przez osobę nazywaną od tej pory konwertytą.

[6] Zwolennicy idei pozytywnego wyznaniaewangelii sukcesu budują swoją wiarę za pomocą pozytywnych myśli, pozytywnego wyznania przez wypowiadane przez nich słowo, niekiedy na zasadzie mantry. Przy tym przyjmują, że kerygmat jako słowo zwiastowania ma taką samą moc, jak słowo wypowiedziane przez Boga w akcie stworzenia. Toteż teoria ta opiera się w gruncie rzeczy na nauczaniu, że człowiek jest bogiem bądź też istotą Bożego gatunku i jako bóg może czynić to, co czyni Bóg, zatem za pomocą słów powoływać do bytu rzeczy, które nie istnieją. W idei pozytywnego wyznania i ewangelii sukcesu cierpienia Jezusa gwarantują boskie uzdrowienie i materialną pomyślność każdemu, kto z wiarą je wyznaje. Brak tej pomyślności i zdrowia w życiu ludzi wierzących jest postrzegany jako brak błogosławieństwa Bożego, zaś choroba jest przejawem presji demonicznych bądź opętania. Tym samym zwolennicy tych idei kładą duży nacisk na pomyślność materialną, uzdrowienie ciała i manifestację mocy i przychylności Bożej podczas nabożeństw o charakterze estradowo-widowiskowym, mających na celu uwielbienie Boga poprzez pozytywne wyznawanie wyrażające się w spektakularnych uzdrowieniach, wiązaniu demonów czy tzw. spoczynku w duchu, przejawiającym się w padaniu pod mocą. Swoje apogeum idee te znalazły w ruchu znanym jako Word-Faith Movement – Słowo-Wiara (także znany jako Faith Movement – Ruch Wiary, Faith Formula – Formuła Wiary, Word of Faith – Słowo Wiary(WOF), Hyperfaith – Superwiara, Positive Confession – Pozytywne Wyznawanie i Prosperity – Pomyślność), który jest odłamem Kościołów odwołujących się do idei charyzmatycznych i zielonoświątkowych. Zawiera w sobie elementy mistycyzmu, gnozy i dualizmu świata. Przywódcy Word-Faith obiecują zwolennikom pomyślność finansową i doskonałe zdrowie. Ruch ten posiada dwie frakcje: myślicieli pozytywnych (Peale/Schuller) z korzeniami w Nowej Myśli (New Thought), oraz Pozytywne Wyznawanie (Hagin/Copeland) z grupami Word-Faith, które czerpią z nauk E.W. Kenyona, Williama Branhama i Manifestu Synów Bożych/Ruchu Późny Deszcz (Manifest Sons of God/Latter Rain Movement).

[7] Mar. 8:34-38; 1Kor. 1:18; Rzym. 8:1-4.

[8] Dz.Ap. 2:38; Rzym. 12:1-2; Efez. 4:17-24.

[9] Por. A.W. Tozer, Niemożliwy Chrześcijanin. Jak dzieci nieba żyją na ziemi, przekł. Sz. Matusiak, Toruń 2014, s. 12–14.

[10] K. Sosul­ski, Okól­nik do pasto­rów cen­tral­ne­go okrę­gu Kościo­ła Zie­lo­no­świąt­ko­we­go z dnia 22 listo­pa­da 2000,War­sza­wa. Zob. Wal­ka ducho­wa wg nowe­go para­dyg­ma­tu, opra­co­wa­nie zespo­ło­we, redak­cja Mie­sięcz­ni­ka „Chrze­ści­ja­nin”, 22.11.2000 r.

[11] Obj. 3:15-17.

[12] Obj. 3:18.

[13] Analogicznym przykładem takiej postawy może tu być dostrzegalny już we wczesnohellenistycznym państwie podział religii na dwa nurty: jawny i tajny. Pierwszy charakteryzował się tym, że był kultem obowiązkowym, dziedziczonym, nakazanym przez prawo, a tym samym formalnym; uczestnictwo w nim wiązało się z przynależnością do określonej gminy obywatelskiej bądź narodowej. Drugi miał charakter wtajemniczenia zaspakajającego potrzebę osobistego kontaktu z bóstwem i miał dać odpowiedź na podstawowe pytania: kim jest człowiek i dokąd zmierza? „Taki podział religii nie jest niczym zaskakującym – twierdzi badacz starożytnej i średniowiecznej filozofii i religii Jacek Zieliński – jeśli spojrzymy na to z punktu widzenia myśliciela zaangażowanego, człowieka, któremu nie wystarczy do życia zastany stan rzeczy, będący udziałem jego ojców i dziadów” (J. Zieliński, Jerozolima, Ateny, Aleksandria, Wrocław 2000, s. 98).

[14] Intersubiektywny – dostępny więcej niż jednej osobie.

[15] Jan 14:5-6.

[16] Nonkonformizm – niezgoda na podporządkowanie się dominującym normom i poglądom.

[17] Iz. 55:8.

[18] Mar. 4:19,13-20.

[19] 1Kor. 2:11.

[20] 1Kor. 3:1-9.

[21] Rzym. 12:1-6,12.

[22] 1Kor. 8:1-7;10:19-24.

[23] Tyt. 1:15-16.

[24] 1Kor. 2:13-14; Hebr. 5:12-14; 6:1-3.

[25] 2P. 3:16.

[26] Karl Popper stwierdza: „Cała nasza wiedza, a zwłaszcza wiedza naukowa, jest wiedzą przypuszczeń, wiedzą hipotetyczną. Wiedza może być obiektywna w tym sensie, że nadajemy jej szatę słowną i poddajemy dyskusji w bezosobowy sposób. W dyskusji rozważa się racje za i przeciw niej” (K.R. Popper, Wiedza obiektywna. Ewolucyjna teoria epistemologiczna, Warszawa 2002, s. 3).

[27] Gal. 1:6-9.

[28] Kol. 2:21.

[29] 2Sam. 11:1-27.

[30] 1Kor. 11:19.

[31] 5Moj. 13:1-6; 1Tym. 4:1-3; 2P. 2:1-2.

[32] Jan 1:11-5, 9-10,11-14,16-18.

[33] 1Jan 5:20-21.

[34] Mat. 23:1-7.

[35] Mar. 4:13-20.

[36] Jan 10:2-5; Mat. 7:13-14.

[37] Gal. 2:4-5.

[38] Tyt. 2:10-11,14-16.

[39] Dz.Ap. 9:27; 11:22-24,15:1-5.

[40] Mar. 9:38-41.

[41] Mat. 18:20; Kol. 3:16; 1Kor. 14:26; 1P. 2:1–5.

[42] 2Tym. 2:22.

[43] Dz.Ap. 2:42,44,46–47; Hebr. 10:23–25; Dz.Ap. 6:2–6; Mar. 10:42–44; Efez. 4:7,11–16; 1Kor. 12:12–31.

[44] Rzym. 10:14–15,17; Dz.Ap. 8:30–37.

[45] 4Moj. 11:24–25; 1Król. 19:19–21; 2Król. 2:9–15.

[46] Mat. 28:18–20.

[47] 2Kor. 5:14–17; Gal. 2:20.